Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koryciny: Dary Natury i Ziołowy Zakątek Mirosława Angielczyka. Jego zioła znają w Chinach. A on już się bierze za ziołowe kosmetyki

Agata Sawczenko
Agata Sawczenko
- Powiedzieć, że zioła to moje hobby, to za mało - śmieje się Mirosław Angielczyk, szef Darów Natury i Ziołowego Zakątka. Z Korycin, niewielkiej wsi pod Dziadkowicami, co roku na polski i zagraniczny rynek trafiają tysiące ton ziół. Dziś pracują tam setki osób. A na początku, tworząc firmę, sam zioła zbierał, sam pakował i sam woził pociągiem do Warszawy. W plecaku i dwóch torbach. Co tydzień!

Tu wszędzie pachnie ziołami - czy na podwórku, czy w restauracji, czy w pakowalni, czy nawet w biurze. Jednak właśnie tu ten ziołowy zapach zupełnie nie zaskakuje. Dary Natury i działający przy firmie Ziołowy Zakątek z ziół przecież słyną. Bardziej zaskakuje to, że szef nie ma tu swego biurka. Oddał pracownikom, bo uznał, że jest im za ciasno. A jemu - czy to biurko było aż tak potrzebne? Z kontrahentami może przecież spotkać się w swojej karczmie. A najlepiej pracuje mu się w ogrodzie botanicznym. Tu dopiero pachnie! - A pracownicy, jak mnie potrzebują, to ganiają mnie po ogrodzie czy polu - śmieje się Mirosław Angielczyk, szef Ziołowego Zakątka i Darów Natury. A im - wydaje się, że nic a nic to nie przeszkadza. Na pytanie o szefa uśmiechają się. Potem jest chwila zastanowienia: bo przecież był tu jeszcze przed chwilą, potem pobiegł tam, a w planach miał jeszcze kilka miejsc. Dlatego po kilku sekundach sięgają po telefon. A szef - zawsze odbiera.

Koryciny to niewielka wieś tuż obok Dziadkowic. Żeby do niej dojechać, trzeba skręcić z głównej drogi i przejechać jeszcze dobre kilka kilometrów. Dziś miejsce to tętni życiem. Jest tu suszarnia, pakowalnia ziół, skup dla tych, którzy je zbierają po lasach - a takich ludzi jest już około dwóch setek!, oczywiście biuro, ale też cały kompleks starych, przedwojennych chat. A tam - wystawy, sklep, pokoje gościnne, karczma, miejsca do organizowania warsztatów. No i ogród botaniczny - oczko w głowie właściciela.

Rocznie Dary Natury i Ziołowy Zakątek odwiedza nawet 60 tysięcy gości!

Nie zawsze oczywiście tak było.

Z babcią na wyprawę

Mirosław Angielczyk wspomina Koryciny z czasów swojego dzieciństwa. Inni ludzie, inne obowiązki, inaczej płynący czas. Ale jedno się nie zmieniło. To zawsze była wieś pachnąca ziołami.

- Tu są słabe ziemie, ludzie mieli małe gospodarstwa. Wszyscy niby uprawiali rolę, ale każdy sobie dorabiał - wspomina Mirosław Angielczyk. Były wyprawy i na grzyby, i na jagody. Ale wiadomo- to dary lasu bardzo sezonowe. I zależy od roku, od pogody, od urodzaju - albo jest wysyp, albo w ogóle ich nie ma. Taki niepewny zarobek. Pewne za to zawsze były zioła. Babka, rumianek, mięta, macierzanka, żubrówka... Podlaskie lasy i łąki pełne były roślin. A ludzie wiedzieli, gdzie je zbierać i kiedy i jak stosować. Poza tym - zioła można zbierać nawet dziewięć miesięcy w roku. Zarobek więc był nie do pogardzenia.

Zbierali i starzy, i młodzi. Choć młodzi - najczęściej nie chcieli. - A dla mnie to było największe szczęście! - podkreśla Mirosław Angielczyk. - Koledzy nie cierpieli tego zbieractwa, a ja uwielbiałem. Pomagałem zbierać zioła, suszyć, pakować. Czasami dostawałem za to jakieś pieniądze, za które natychmiast kupowałem książki o... ziołach.

Pan Mirosław wspomina, że tylko rano czekał, do jakiej pracy przydzielą go tego dnia rodzice. Jeśli wysyłali go do zbierania ziół - był szczęśliwy. Jeśli kazali mu robić coś innego - tak kombinował, żeby jednak iść do lasu czy na łąkę.

Bo zawsze uwielbiał zapach roślin. Powoli poznawał ich znaczenie i właściwości. I doceniał nastrój, jaki panował przy ich zbieraniu, segregowaniu, suszeniu. - Zwykle chodziłem z babcią i jej koleżankami. Opowiadały sobie różne rzeczy, wspominały młodość. Nie tylko swoją młodość. Bardzo często też opowiadały to, co im ich rodzice czy babcie opowiadały, jak one były małe. Czas się cofał nawet o 200 lat wstecz. Dużo też przy tym mówiły, na co które zioło działa, co stosowano, co kiedyś jedzono, co zwierzętom przynoszono. Dużo można było się wtedy nauczyć - opowiada Mirosław Angielczyk.

Później, jak trochę podrósł, już sam chodził zbierać zioła. - Do tej pory pamiętam, jak mi babcia pozwoliła samemu zawieźć do punktu skupu mój urobek. To były kłącza kurzego ziela - wspomina. - Nazbierałem dwie torby, bardzo dużo. Pojechałem do Siemiatycz. Musiało to być bardzo duże przeżycie, bo pamiętam to jak dziś, jak byłem jeszcze przed otwarciem tego skupu , czekałem.

Tysiące ton ziół każdego roku

Potem, w technikum rolniczym w Ostrożanach, namówił jednego z kolegów, żeby zbierali zioła. Posprzątali strych internatu. Urządzili tak suszarnię. Zbierali, suszyli, sprzedawali… Nikt się nie zorientował.

Potem pojechał do Warszawy. Studiował rolnictwo. To dzięki ziołom dostał się na studia. Taką miał wiedzę na temat tych roślin, że bez problemu wygrał olimpiadę przyrodniczą i rozpoczął kształcenie na rolnictwie w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. W stolicy już nie było możliwości, by zająć się ziołami. Został więc stałym bywalcem sklepów zielarskich. Chodził, oglądał, napawał się zapachami… Nic nie kupował - bo po co? Miał przecież zioła, które sam nazbierał.

Ale zaczął rozmawiać z właścicielami. Zainteresował ich ten klient-nieklient. Rozmawiali o ziołach, roślinach, wymieniali się książkami. A on? Skończył studia i musiał podjąć decyzję, co dalej. - Studenci na rolnictwie byli przygotowywani, by kierować PGR-ami. Ale tak się złożyło, że gdy ja kończyłem studia, to rozpoczął się schyłek tych gospodarstw - mówi.

Ale on miał już pomysł na życie. Bo właściciele sklepów z ziołami wciąż mu mówili, że mają kłopoty z dostawcami. Zarejestrował więc firmę i zaczął co tydzień kursować z Korycin do Warszawy. Wsiadał do pociągu z plecakiem i dwiema torbami wyładowanymi ziołami. Sam je zbierał, sam suszył, sam pakował we własnoręcznie posklejane ze zwykłego papieru torebki, sam wypisywał na nich nazwy i datę zbioru.

To był rok 1990

I szybko okazało się, że tych warszawskich zamówień jest coraz więcej. A on wiedział, kto w wiosce jeszcze zbiera zioła. Pochodził po domach, porozmawiał z ludźmi. Przekonał, by zioła przynosili do niego, a nie do punktu skupu. Sam zajął się już organizacją, szukaniem kolejnych możliwości zbytu.

- Po roku zbudowałem pierwszy budynek. To był magazyn i pakowanie ziół - uśmiecha się.

Od tego czasu bardzo dużo się zmieniło - firma się rozrosła niesamowicie. Jedno tylko jest stałe - miłość do ziół.

- Powiedzieć, że to moje hobby, to jakby nic nie powiedzieć. Zioła to moja obsesja - przyznaje Mirosław Angielczyk.

Dziś daje pracę kilku setkom osób.

- Na liście płac mamy 165 osób. To zatrudnieni na etaty. Do tego mamy zatrudnionych kilku cudzoziemców, sporo studentów z Polski, z Białorusi, różnych praktykantów. No i osoby, które zbierają zioła czy uprawiają - to nie są nasi pracownicy, tylko współpracownicy. Takich, którzy zbierają zioła, to szacujemy na jakieś 200 osób. Do tego kilkanaście gospodarstw rolnych, które przestawiły się na uprawę ziół - wymienia pan Mirosław.

Mówi, że na tej uprawie bardzo mu zależy. Bo cały czas musi jeszcze zioła sprowadzać, często z innych stron Polski. Ale na szczęście podlascy rolnicy coraz częściej decydują się na obsianie swoich pól miętą, melisą czy rumiankiem. - Coraz więcej gatunków ziół wprowadza się do uprawy - mówi. Bo ludzi, którzy chcą zbierać te dziko rosnące, już coraz mniej. Zresztą nie tylko o to chodzi. Pan Mirosław bardzo chce, by na polach była uprawiana popularna trawa żubrówka. Bo przemysł alkoholowy bardzo przetrzebił jej naturalne zasoby. Dlatego pan Mirosław od kilku lat stara się wymyślić sposób na jej uprawę na polu. To trudne, bo roślina przyzwyczajona jest do swoich naturalnych warunków, do lasu. - Może jeszcze nie wydarłem jej wszystkich tajników, ale udało mi się ją tak posiać, że wschody były 100-procentowe - pan Mirosław opowiada o sukcesie.

Jego Dary Natury co roku wypuszczają w świat tysiące ton ziół. Jak mówi właściciel firmy, bazują na około 400 rodzajach surowca. Czyli po prostu tyle jest gatunków przetwarzanych tu ziół. Sprzedawane są jako przyprawy, mieszanki przypraw, herbatki. Produktów ziołowych w Darach Natury jest już w sumie ponad tysiąc. Kupują je głównie Polacy. Ale 20 proc. trafia na eksport - głównie do Stanów Zjednoczonych, ale trochę też do Chin, a ostatnio nawet do Moskwy.

Kiedy marzenia się spełniają

To nie koniec. Bo Dary Natury wytwarzają też oleje tłoczone na zimno, sosy, konfitury, powidła, soki owocowe, warzywne i roślinne, mieszanki kąpielowe. Ma kupionych lub wynajętych kilka budynków po dawnych szkołach. Tam urządził dodatkowe suszarnie ziół, pakowalnie, przetwórnie warzyw i owoców.

Mirosław Angielczyk jest też współwłaścicielem niewielkiego browaru Stara Szkoła w położonej nieopodal Korycin wsi. Warzą tam piwa - a jakże! - ziołowe. Dzięki temu w karczmie w Ziołowym Zakątku można się napić piwa żołędziowego, pokrzywowego, perzowego, pszenicznego z rumiankiem...

Właśnie też już się kończy budowa niewielkiej kolejnej przetwórni. Dostał na nią pieniądze z Unii.

No ale to nie koniec. - Wchodzimy powoli w branżę kosmetyczną - zapowiada pan Mirosław.

Właśnie postarał się o dotację z funduszy unijnych. Bo na ziołach się zna - i tu służy swoją wiedzą, ale opracowanie receptur kosmetyków woli powierzyć specjalistom. To mają być ekologiczne, ziołowe szampony, balsamy, kremy...

Budowa już się rozpoczęła. Jest już nawet podmurówka. Całość ma stanąć do końca przyszłego roku, ale pan Mirosław ma nadzieję, że stanie się to jeszcze szybciej. Część ścian ma być ze szkła, by goście, którzy odwiedzają jego ogród botaniczny, mogli z podwórka przyglądać się całej produkcji.

No właśnie! Przecież jest jeszcze ogród botaniczny. I cały Leśny Zakątek, który stanowi drugi trzon firmy. To ponad 20 hektarów powierzchni, mnóstwo starych domów (co roku przybywają podobno co najmniej dwa kolejne!), miejsca noclegowe, warsztaty, sklepik, karczma... Dzieje się tu cały czas!

- W pewnym momencie bardzo dużo mówiło się, że unia zakaże sprzedaży ziół. Że będą obostrzenia, problemy - wspomina początki Ziołowego Zakątka. Wtedy jeszcze zajmował się tylko ziołami. Zatrudniał już sporo osób, z wieloma współpracował. - I się zastanawiałem, jak będą robić jakieś problemy, to co ja z tymi ludźmi zrobię, jaką dam im pracę? I pomyślałem, żeby coś jeszcze wymyślić, co będzie takim bezpiecznikiem - opowiada Mirosław Angielczyk. Ale jednocześnie przyznaje, że było to spełnienie jego marzeń: - Bo bardzo chciałem mieć swój taki ogród ziołowy, gdzie zgromadzę to, co miałem ponasadzane w różnych miejscach, przy różnych budynkach, taką kolekcję ziół. Chciałem je zebrać w jednym miejscu, uporządkowanym.

To jeśli chodzi o ogród. A restauracja, miejsca noclegowe?

- Do mnie zawsze przyjeżdżało dużo gości. I biznesowych, i naukowców. Musiałem wozić ich po jakichś agroturystykach czy hotelach. Pomyślałem, że przecież mogą nocować u mnie. Poza tym chciałem zaprosić tu turystów, którzy interesują się ziołami. Jak jest ogród botaniczny, to będą i ludzie, którzy zechcą go zobaczyć, pomyślałem - opowiada. Zainwestował więc. I wpadł na rewelacyjny - jak się okazało - sposób na rozreklamowanie nowego przedsięwzięcia. Po prostu - wkładał do opakowań swoich produktów malutkie zaproszenia: jeśli chcesz zobaczyć zioła, zapraszamy. - Koszt produkcji jednej takiej ulotki to grosz. Włożenie jej do pudełeczka z herbatą - również grosz - opowiada o taniej reklamie. Taniej i skutecznej, bo turyści zaczęli wkrótce przybywać. I to tłumnie. Każdy niemal przyznawał, że o Ziołowym Zakątku dowiedział się właśnie z ulotki w opakowaniu z ziołami.

- To jedna firma - mówi o Darach Natury i Ziołowym Zakątku jej właściciel. Przyznaje, że zimą częściej jest w tej pierwszej. Ale gdy jest ciepło, nie sposób go znaleźć w biurze. - Pracownicy muszą mnie ścigać po polach - śmieje się. Ale cóż poradzi - przyroda, zioła to jego życie, dzieciństwo, spełnienie marzeń i sposób na życie. Bo choć kieruje ogromną firmą, podejmuje decyzje finansowe, od których zależy los wielu ludzi, opracowuje nowe produkty i wdraża kolejne pomysły na rozwój przedsiębiorstwa, nie może się powstrzymać od zajrzenia do swego ukochanego ogrodu botanicznego. - Dziewczyny, tam w kącie trzeba wyzbierać. Co roku o tym zapominamy, a szkoda... - prosi panie, które zajmują się pieleniem, pielęgnacją i zbieraniem ziół w Ziołowym Zakątku.

Z dbania o pracowników znany jest zresztą w całej okolicy. To przecież też z myślą o swoich ludziach założył Ziołowy Zakątek. Przyznaje też, że z myślą o ludziach rezygnuje czasem z zakupu nowoczesnych maszyn, które mogłyby mu pomóc usprawnić produkcję. Na przykład tych do pakowania roślin. Bo wie, że gdyby je kupił, musiałby zwolnić pracowników. A tego za żadne skarby nie chce. Zresztą, w razie jakichkolwiek przestojów, wymyśla im dodatkową pracę. - Na przykład ręcznie wiązane woreczki z ziołami - uśmiecha się. Pracy przy tym sporo. Pracownicy nie zauważają wtedy, że w firmie jest mniej pracy. Bo jak może być mniej, skoro zarabiają tyle samo?

Wspomnienie dzieciństwa

- U mnie na pierwszym miejscu zawsze będzie macierzanka. To wspomnienie dzieciństwa. Trzeba ją lekko poszturchać, wtedy tak pięknie pachnie... - tłumaczy Mirosław Angielczyk. - Jako dzieci nacieraliśmy macierzanką ręce. I to jest zapach mojego dzieciństwa. Poza tym, babcia ciągle mnie po nią wysyłała i robiła z niej herbatkę, stąd ten mój sentyment.

Mówi, że uwielbia też poziomkę. - Nie tylko dla smaku, ale też dla jej zalet prozdrowotnych. Pokrzywa. Niby taka zupełnie zwyczajna... - na Mirosława Angielczyka czekają kolejni kontrahenci. Ale zapytany o zioła, nie potrafi odmówić kolejnych minut rozmowy.

Podlaski Ogród ziołowy

Do ogrodu botanicznego, założonego przez Mirosława Angielczyka, może wejść każdy.

Został założony w 2007 roku. W 2011 roku uzyskał status Ogrodu Botanicznego. Są tu przede wszystkim gromadzone rośliny lecznicze i aromatyczne. Obecnie liczy on około 1500 taksonów (grupy pokrewnych organizmów) w tym 85 gatunków objętych ścisłą i 13 częściową ustawową ochroną.

W 2012 roku przy ogrodzie powstał Ośrodek Edukacji Przyrodniczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna