Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych: Żółte papiery

Redakcja
Siła sugestii jest olbrzymia.

Właśnie doniesiono, że pewien obywatel podróżował miejskimi autobusami bez biletu, trzykrotnie został na tym przyłapany przez kontrolerów i trzykrotnie puszczony wolno, bo się wylegitymował żółtymi papierami. Problem w tym, że żółte papiery nie istnieją.

Kiedyś podobno były. Taka nazwa przynajmniej funkcjonowała, bo pochodziła od żółtego koloru legitymacji, którą wydawali psychiatrzy osobom psychicznie chorym. Ale żółtych legitymacji już nie ma, za to nazwa ciągle funkcjonuje i działa tak sugestywnie jak czerwona płachta na byka (a propos, to też legenda, bo byk nie reaguje na kolor, tylko na ruch tej płachty).

Rzecz wydarzyła się w Łodzi. Jak podała "Gazeta Wyborcza", 18-letni Przemek pokazywał kontrolerom w autobusach żółte papiery i był przez nich puszczany wolno. Te żółte papiery wystawione były przez Instytut Bieżnikowania Kory Mózgowej Ośrodek Terapii Wstrząsowej i Świroterapii i podpisane przez psychiatrę amatora Aleksandra Debila".

Na kilometr wyglądały więc na falsyfikat, a przy bliższym sprawdzeniu na żart, bo w tych papierach stało, że legitymujący się nimi obywatel jest idiotą, sprowokowany może być niebezpieczny dla otoczenia, a kiedy już jest niebezpieczny, to trzeba przed nim uciekać na drzewo "zwisać z gałęzi głową w dół, udawać martwego, śmierdzieć, pierdzieć, głupkowato uśmiechać się, ślinić się obficie, zezować zbieżnie i rozbieżnie, szczekać, zmoczyć się, symulować stan pomroczności jasnej, okazać immunitet, udawać kaczy chód i objawy ptasiej grypy". Było też zapewnienie, że chory jest uprawniony do bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej.

Wszystko to było wygłupem i służyło zabawie. Wydaje się, że każdy kontrolujący tego rodzaju papiery albo by się uśmiał, albo wkurzył. Jednak tylko tak się wydaje. Kontroler biletów tak nie zadziałał. Nazywają go powszechnie kanarem. Nie wiem z jakiego powodu. Nie sądzę bowiem, żeby w grę wchodził tutaj rzekomo ptasi mózg, charakteryzujący tę grupę zawodową. Sądzę, że większość innych kontrolerów (nie tylko biletów) dałaby się nabrać. Urzędnicy również. Zadziałała bowiem siła sugestii.

Papiery te bowiem, mimo całej swojej absurdalności, były żółte, czyli wydrukowano je na żółtym papierze. Miały jakieś pieczątki i podpis doktora debila. I to wystarczyło. Nikt już nie czytał, co w nich tak naprawdę jest napisane. Sugestia, że żółć, jako znak psychicznej choroby, jest gwarantem bezkarności, wystarczyła.

Spostrzeżenie to nie jest ani zbyt odkrywcze, ani nowe, jest jedynie przygnębiające. Pokazuje bowiem, że w swoich działaniach kierujemy się utartymi schematami, nie wnikając w ich treść. Jeżeli dotyczy to osób urzędowych, zawodowo powołanych do wnikliwej analizy treści dokumentów (na przykład kontrolerów), to tym bardziej dotyczy to nas, zwykłych obywateli. I tak rzeczywiście jest. Ilu bowiem obywateli zdecydowało się wylegitymować policjanta zatrzymującego ich do kontroli lub księdza chodzącego po kolędzie. A przecież mogą się wśród nich zdarzyć przebrani oszuści. Policjanta legitymuje jakieś pięciu na stu obywateli. Księdza - nikt. Wystarcza nam krój i kolor uniformu, który działa tak samo jak żółte papiery.

Za dwa dni wybory. Jedno z najważniejszych wydarzeń w demokratycznym kraju. Podczas wyborów ten mechanizm działa tak samo. Co oznacza, że tak naprawdę nie kierujemy się treścią komunikatów przekazywanych nam przez kandydatów, tylko przyczepionymi do nich znakami. Skoro poddaliśmy się sugestii, że kandydat X jest prawicowcem, to nawet przeglądając jego program gospodarczy nie dostrzeżemy tego, że tak naprawdę jest on bardziej lewicowy od programu bolszewików. Zagłosujemy na znak, a nie na jego treść. Kandydat Y, z przypiętą łatą lewicowca, działa dokładnie tak samo. Mało kto czyta programy, mało kto je rozumie.

Palikot sam sobie wyrobił żółte papiery. Zrobił z siebie oszołoma i nikogo już nie przekona, choć ma doktorat z filozofii, że jest kimś innym.

Sam się w te sidła złapał i raczej do śmierci się z nich nie wyplącze. Często bowiem tylko śmierć pozwala na odwrócenie znaczenia utartych znaków. Katastrofa smoleńska wyraźnie to pokazała. Ci, którzy przed katastrofą mieli papiery na oszołomstwo, na podstawie tych samych papierów nagle zyskali upoważnienia do heroizmu.

Nie mam złudzeń. Sprawdzając papiery kandydatów do urzędu prezydenckiego reagujemy tak samo jak kanary na żółte papiery pasażera na gapę. Czyli kierujemy się kolorem dokumentu, a nie jego treścią. Jakby na to nie patrzeć, kandydat na prezydenta korzysta z przywilejów wariata z żółtymi papierami.s

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna