Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Kononowicz: Mieli wyremontować mi dom, a wyremontowali łypę

Izabela Krzewska
Był kandydatem na prezydenta i filmowym prokuratorem. Zasiadał też na ławie oskarżonych, za groźby pod adresem włodarza Białegostoku. Teraz o Krzysztofie Kononowiczu znowu jest głośno. Został pobity przez trzech mężczyzn, którzy wtargnęli do jego domu. W środę zakończył się proces.
Był kandydatem na prezydenta i filmowym prokuratorem. Zasiadał też na ławie oskarżonych, za groźby pod adresem włodarza Białegostoku. Teraz o Krzysztofie Kononowiczu znowu jest głośno. Został pobity przez trzech mężczyzn, którzy wtargnęli do jego domu. W środę zakończył się proces.
- Serce mnie boli, że ja, jak Pan Jezus, nakarmiłem ich, ubrałem, dałem dach nad głową jak nie mieli gdzie mieszkać. Zaufałem. Mieli mi dach i dom wyremontować. A oni co? Wyremontowali mi łypę - zeznawał poruszony Krzysztof Kononowicz. Oskarżeni to Marcin B., Marek Ch. i Radosław N. Wszyscy są aresztowani. I wszyscy to recydywiści. Jeden z nich wyszedł na przerwę w karze i właśnie wtedy miał dokonać napadu.

Otworzyć zakłady i miejsca pracy dla młodzieży i dla ludzi. Tak! I chcę bardzo, bardzo to zrobić. Usprawnić w naszym mieście, w całym, na całym Podlasiu, żeby nie było bandyctwa, żeby nie było złodziejstwa, żeby nie było niczego“ - tak w telewizyjnym spocie przemawiał do przyszłych wyborców Krzysztof Kononowicz. Był 2006 rok. Na kandydata na prezydenta Białegostoku wystawił go wówczas komitet Podlasie XXI Wieku Adama Czeczetkowicza.

Wypowiedziane wówczas przez Kononowicza słowa: „Nie będzie niczego” weszły do potocznego języka Polaków. Pan Krzysztof cytowany był nawet w ogólnopolskich mediach, a jego image oraz słynne tureckie sweterki w romby przeszły do historii. Orędzie Kononowicza stało się hitem w internecie, a on sam - słynny na cała Polskę. Był szczery, bezpretensjonalny, budził wesołość... Jedni brali go za oryginał i pobłażliwie się uśmiechali, inni - kpili, a kolejni - współczuli, bo uważali, że jest wykorzystywany. Że kosztem tego naiwnego człowieka ktoś próbuje się wypromować.

Wywiady z Kononowiczem przeprowadzały największe polskie media. Do swojego programu zaprosili go Jacek Żakowski i Piotr Najsztub. Kononowicz zagrał też epizod w polskiej komedii „Ciacho” w reżyserii Patryka Vegi (premiera w 2010 r.). Pojawia się tam na kilka sekund jako prokurator. Po wyćwiczonej kwestii nagle odzywa się tak, jakby przemawiał do swoich wyborców. Krytykuje handel narkotykami i obiecuje „surową karę”.

Z dużego ekranu na ławę oskarżonych

Krzysztof Kononowicz miał aspiracje nie tylko do fotela prezydenta Białegostoku. Chciał być również radnym, prezesem PZPN-u, komendantem wojewódzkim, a nawet.... prezydentem Polski. Teraz trochę zapomniany, w internecie wciąż publikuje nagrania, w których komentuje aktualne wydarzenia. Jeden ze swoich filmików poświęcił nawet prezydentowi RP Andrzejowi Dudzie.

Niestety, w życiu osobistym Kononowiczowi niespecjalnie się wiodło. Był posądzony o znęcanie się nad ś.p. matką. Odpowiadał też w sprawie karnej - chodziło o groźby śmierci pod adresem prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego. Było to w 2012 r. Kononowicz miał być pośrednikiem. Za całą sprawą stał zaś niejaki Andrzej P. (ze Stowarzyszenia Opcja Społeczna, wierny krytyk włodarza), który zamierzał wysadzić prezydenta w powietrze. Nam pan Krzysztof tłumaczył, że dowiedział się o tych planach i postanowił ostrzec Tadeusza Truskolaskiego. Wysłał więc do niego kartkę...

- To nie były groźby. Prezydent źle zrozumiał - uśmiecha się kąśliwie. - Ostrzegałem, że może go spotkać coś złego.

Ostatecznie Kononowicz nie został skazany, bo biegli uznali go za niepoczytalnego. Miał się leczyć. Utrzymywał się z pomocy społecznej. Po śmierci matki i brata został sam. Mieszka w niewielkim domu na os. Starosielce w Białymstoku. To dom otwarty. Tu przystań mogą znaleźć życiowi rozbitkowie. 52-latek oddaje pokoje bezdomnym, kupuje im jedzenie, papierosy, alkohol. Żyje z pieniędzy, które dostał ze spółdzielni, gdy oddał mieszkanie po bracie. I prawdopodobnie ta kasa stała się przyczyną jego nieszczęścia...

We wrześniu 2015 r. pan Krzysztof przygotowywał się do remontu swojego domu. Wyjął więc z banku większą sumę pieniędzy na zakup materiałów budowlanych. Wiedzieli o tym jego lokatorzy. A może i inni? Kononowicz padł ofiarą rozboju. Było tuż przed północą, kiedy sprawcy wtargnęli do jego domu. Jak ustaliła prokuratura, kopali i bili 52-latka pięściami. Mężczyzna upadł. Napastnicy chwycili go pod ręce i zaciągnęli do sypialni. Grozili połamaniem nóg młotkiem i kazali mu oddać pieniądze,

Za moje cierpienia Nie pójdziecie do nieba

- „Włóż tu łapy, dawaj kopyta” - pokrzywdzony wspomina, co wtedy usłyszał. - „Nauczymy cię skur...”. Ukląkłem, płakałem. Prosiłem, żeby mnie tylko przy życiu zostawili.

Zabrali mu 3 tysiące złotych, telefon komórkowy i słuchawki przewodowe. Po napadzie uciekli. Zakrwawionego Kononowicza karetka pogotowia odwiozła do szpitala.

Sprawców, jak twierdzi 52-latek, było trzech. Dwóch z nich znał wcześniej, bo mieli u niego pracować.

- Serce mnie boli, że ja, jak Pan Jezus, nakarmiłem ich, ubrałem, dałem dach nad głową jak nie mieli gdzie mieszkać. Zaufałem. Mieli mi dach i dom wyremontować. A oni co? Wyremontowali mi łypę - zeznawał poruszony Krzysztof Kononowicz.

Oskarżeni to Marcin B., Marek Ch. i Radosław N. Wszyscy to recydywiści. Zostali aresztowani. W minioną środę prokurator zażądał dla nich od 5 lat i 3 miesięcy do 6,5 roku pozbawienia wolności. Według niego, sprawcy działali wyjątkowo brutalnie, a młotek należy traktować jako niebezpieczne narzędzie.

- Zadane w sposób właściwy ciosy mogłyby być równoznaczne z użyciem noża - argumentował prokurator Andrzej Olszewski. - Po tym nastąpiła eskalacja negatywnych działań. To dziwi, bo pokrzywdzony nie był bezimienna ofiarą.

- Co ja dla was złego uczyniłem?! - pytał z żalem w głosie Krzysztof Kononowicz. - Nie wiem, co ten sąd zdecyduje, ale i tak was ten sędzia „piętro wyżej” skaże. Nie pójdziecie do nieba za moje cierpienia, za moje krzywdy...

Kononowicz domaga się 30 tys. zł. zadośćuczynienia. Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy. Nie chcieli jednak składać wyjaśnień. Radosław N. stwierdził jedynie, że nigdy nie widział i nie był u Kononowicza w domu.

Obrońcy wnosili o uniewinnienie. Podkreślali, że prokuratura akt oskarżenia oparła wyłącznie na zeznaniach pana Krzysztofa. A te są niespójne i niejasne. W jego relacjach zmieniała się liczba sprawców oraz poniesione straty, a na początku śledztwa nie wspominał nawet o młotku.

- Wersja zdarzeń przyjęta przez urząd prokuratorski stanowi de facto powielenie relacji pokrzywdzonego, a ta ma charakter bardziej martyrologiczny niż rzeczywisty - argumentował w mowie końcowej obrońca Marcina B.

W procesie zeznawali też lokatorzy Krzysztofa Kononowicza, którzy byli w czasie rozboju w domu: - Wzywał pomocy. My staliśmy i baliśmy się cokolwiek zrobić - przyznał świadek. - Słyszałem groźby, żeby nie wzywać policji, bo jeszcze gorzej oberwie - opisywał 24-latek. Adwokaci zeznania jego i innych świadków uważają za niejednolite, bo nie podają szczegółów i nie byli naocznymi świadkami. Jeden z obrońców sugerował nawet, że próbują odsunąć podejrzenia od siebie. To właśnie u jednego z lokatorów znaleziono bowiem zrabowane słuchawki.

Adwokaci odnosili się też do opinii biegłego medyka sądowego, który nie stwierdził kategorycznie, kiedy powstały obrażenia twarzy Krzysztofa Kononowicza. Załoga karetki wskazywała wręcz, że mogło to być kilkanaście godzin przed ich interwencją.

- Były to obrażenia twarzy, prawego oka i prawego policzka - mówiła przesłuchiwana przed sądem ratowniczka medyczna. - Nie byłam w stanie określić czasookresu powstania obrażeń. Ale był obrzęk, a on powstaje po kilku godzinach od urazu. Równie dobrze takie obrażenia mogły powstać w wyniku samoistnego upadku.

Biegła z zakresu medycyny sądowej stwierdziła jednak, że krwiak na twarzy białostoczanina mógł powstać w wyniku mechanizmu bokserskiego - czyli serii ciosów pięścią. Ale obrońcy nie dawali za wygraną. Na zakończenie procesu jeszcze raz usiłowali podważyć wiarygodność Kononowicza. Przypomnieli, że w dniu zdarzenia w jego domu był spożywany alkohol, choć sam pokrzywdzony zaprzecza, że pił tego wieczora.

Obrona ma wątpliwości, czy słowa 52-latka można traktować poważnie. W procesie przesłuchano dodatkowo psychiatrę i psychologa, którzy badali Kononowicza. Stwierdzili, że nie ma urojeń i jest poczytalny, a jego zeznania są zgodne z resztą materiału dowodowego. -To rola sądu, żeby to oceniać - mówi adwokaci. W mowach końcowych podkreślali, że to dziwne, że jak ktoś jest oskarżony uznaje się go za niepoczytalnego, a jak ofiarą - za zdrowego.

Sąd Okręgowy w Białymstoku wydanie wyroku odroczył do przyszłego czwartku.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna