Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz pobił parafianina w trakcie libacji

Andrzej Zdanowicz
Ks. Jan B. w sądzie starał  się nie wzbudzać zainteresowania. Na rozprawy przychodził „po cywilnemu“, w garniturze
Ks. Jan B. w sądzie starał się nie wzbudzać zainteresowania. Na rozprawy przychodził „po cywilnemu“, w garniturze azda
Duchownemu bardzo zależało, by sprawa nie została nagłośniona. Jednak kiedy trafiła do sądu, przekonywał, że właściwie to on padł ofiarą, gdyż parafianin próbował go... obmacywać podczas wspólnej popijawy na plebani. Sąd uznał inaczej.

Gdy zobaczyłam ojca parę dni po pobiciu, aż się rozpłakałam - opowiada córka poszkodowanego parafianina. - Całą twarz miał siną i spuchniętą. Jednego oka w ogóle nie było widać. Myśleliśmy, że nie będzie na nie widział. To było straszne! I w dodatku zrobił to ksiądz, autorytet duchowy i przyjaciel naszej rodziny...

- Wszystkie te rany nie bolały tak, jak ślad w psychice, który całe to zdarzenie we mnie zostawiło - mówi sam poszkodowany. - Batiuszkę uważałem za swego przyjaciela, nie spodziewałem się czegoś takiego. Nigdy tego nie zapomnę.

O sytuacji, do jakiej miało dojść na plebanii, a wcześniej w domu poszkodowanego, tak mówił w sądzie prawnik Piotr Iwaniuk: - Całe wydarzenie miało miejsce rok temu, przed katolicką Wigilią, kiedy to w Kościele prawosławnym obowiązywał post. Jan B. przyszedł do domu swojego parafianina, a mego klienta, z wódką. Akurat jego żona miała urodziny. Panowie pili równo, solenizantka nieco mniej. Gdy skończył się alkohol, duchowny postanowił wrócić do siebie. Mój klient jako dobry gospodarz odprowadzał gościa. Już wtedy nosił się z zamiarem powiedzenia mu, co od dawna leżało mu na sercu, ale nie wiedział jak do tego podejść...

Chodziło o to, że ksiądz B. dość często odwiedzał ich dom. Bywał u nich po kilka razy w tygodniu, często wpadał bez zapowiedzi. Wokół tej zażyłej przyjaźni po mieście zaczęły krążyć niewygodne dla wszystkich plotki.

- Na plebani obaj mężczyźni pili dalej - kontynuuje mecenas. - W końcu mój klient zdobył się na odwagę i powiedział księdzu, iż może zbyt często ich odwiedza i powinien nieco uważać na krążące plotki. Słowa te wprowadziły duchownego w szał. Poderwał się, przewrócił siedzącego na krześle gościa. Usiadł mu na klatce piersiowej i zaczął okładać pięściami. Robił to tak zaciekle, że aż porwała mu się koszula na plecach, a w kroku pękły spodnie. Twarz mego klienta była cała we krwi. Gdy duchowny się zmęczył, wstał i powiedział „Wypier.., teraz idę zabawić się z twoją żoną”.

Pobity parafianin twierdzi, że pijany duchowny wsiadł do auta, ale na to nie ma dowodów.

- Żona mego klienta wpuściła duchownego do domu, bo myślała, że wrócił mąż - opowiada Iwaniuk. - Wystraszyła się widząc Jana B. Ten powiedział jej w drzwiach: „Wpierd... Krzyśkowi“ (imię zmienione - przyp. red.) i na siłę wszedł do środka. Tymczasem klient, gdy tylko trochę doszedł do siebie, wstał i pobiegł do domu ratować żonę. Był w takim szoku, że nawet nie włożył butów. Mimo zimy, całą trasę przebiegł w skarpetach. Gdy dotarł na miejsce, zobaczył żonę szarpiącą się z księdzem.

Kobieta miała porwaną bluzkę i odsłonięty stanik. Stąd początkowo pojawiło się podejrzenie, że doszło do próby gwałtu. Mecenas parafianina jednak przyznał, że trudno stwierdzić, co było w głowie napastnika, ale można założyć, iż po prostu szarpał się z kobietą.

Małżonkom wspólnymi siłami udało się wypchnąć duchownego za drzwi. Ten jeszcze postał trochę na klatce, wygrażając domownikom, i w końcu odszedł.

Ksiądz poderwał się, przewrócił siedzącego na krześle gościa, usiadł mu na klatce piersiowej i zaczął okładać pięściami. Robił to tak zaciekle, że aż porwała mu się koszula na plecach, a w kroku pękły spodnie. Twarz mego klienta była cała we krwi.

Następnego dnia pobity parafianin pojechał - wraz z żoną i znajomymi - do szpitala. Lekarzom powiedział, że spadł ze schodów, ale medycy od razu rozpoznali ślady pobicia. Potwierdził to także biegły powołany w sprawie.

- Po tym zdarzeniu mój klient nie wiedział, co ma zrobić - opowiada mecenas Iwaniuk. - Początkowo nie chciał tego zgłaszać na policję. Bał się. B. wielokrotnie chwalił mu się, jakie to ma znajomości i ile może. Ale następnego dnia jego żona dostała smsa o treści „Masz męża pedała”. Sms ten jest dowodem w sprawie.

- Bałem się, że ksiądz będzie próbował mnie obarczyć całą winą za to zdarzenie, ale ostatecznie zdecydowaliśmy się powiadomić prokuraturę i napisać list do metropolity - przyznaje poszkodowany.

Prokurator nie podjął się oskarżenia księdza. W uzasadnieniu nie kwestionował tego, iż do pobicia doszło, ale uznał, że... było ono za słabe, tzn. obrażenia nie były na tyle poważne, by wszczynać sprawę z urzędu. Parafianin skorzystał jednak z możliwości oskarżenia prywatnego.

Zareagowała też Cerkiew. Ks. Jan B. został na jakiś czas zawieszony, czyli nie mógł sprawować nabożeństw. Później przeniesiono go do Hajnówki, ale już jako wikariusza. Stracił też mitrę, czyli honorowe odznaczenie duchownych prawosławnych, wiążące się m.in. z możliwością noszenia ozdobnego nakrycia głowy (takiego jak na zdjęciu w kółku). Co ciekawe, parafia, do której trafił, sprawuje opiekę duszpasterską nad osadzonymi w Areszcie Śledczym w Hajnówce.

Duchowny nigdy nie przyznał się do winy. Przed sądem wręcz sam kreował się na ofiarę. Opowiadał, że pamiętnej nocy parafianin zaczął go przytulać, obejmować, łapać za krocze. I że to podczas tychże czynności miał mu porwać spodnie i koszulę.

- Gdy go odepchnąłem, uciekł. Ale był tak pijany, że poślizgnął się na schodach i upadł - mówił przed sądem. - Ja go nie uderzyłem, nie używałem też brzydkich słów, które przytaczał jego mecenas. Ja takich słów nie używam. W przeciwieństwie do powoda, który klął bardzo często.

Batiuszka twierdził też, że wiele zrobił dla swojego parafianina, że załatwiał mu pracę i pomagał jak mógł. Na koniec dodał, że mu... wybacza. Z jego ust padło też słowo „przepraszam“, ale nie wyjaśnił, za co.

- Przez tę sprawę straciłem wszystko: parafię , dobre imię, przez jakiś czas nie mogłem sprawować nabożeństw - skarżył się. - Byłem wielokrotnie opisywany w prasie lokalnej, jak i ogólnopolskiej.

Obrońca duchownego, ceniony białostocki adwokat Leszek Kudrycki, tak tłumaczył przed sądem: - Obaj panowie tego wieczoru, a właściwie nocy, sporo wypili. Prawdopodobnie ponad litr wódki na głowę - mówił podczas mowy końcowej. - Byli w takim stanie, że obaj mogą nie pamiętać szczegółów zdarzenia, więc ich zeznania są równie niewiarygodne.

Podczas rozprawy przesłuchiwani byli także teściowie pobitego parafianina oraz swat księdza. Ten drugi, gdy o sprawie stało się głośno, miał parę razy odwiedzać rodzinę pobitego i namawiać do zawarcia ugody. Przed sądem jednak do tego się nie przyznał, mimo że teść ofiary opowiadał, że padały kwoty rzędu 20 tys. zł.

Bielski sąd ostatecznie uznał, iż ksiądz Jan B. jest winny i skazał go na grzywnę - 5 tys. zł.

- Opis zdarzenia przedstawiony przez oskarżonego jest niespójny i nielogiczny, a przez to mało wiarygodny - stwierdził sędzia w uzasadnieniu wyroku. Dodał, iż zachowanie jakiego się dopuścił B. nie licuje z autorytetem osoby duchownej.

Po tym wyroku duchowny nie dał jednak za wygraną i się odwołał. Ale za wiele nie wskórał. Białostocki sąd odrzucił apelację i utrzymał wcześniejszy wyrok w mocy.

- Po tej rozprawie uwierzyłem w sprawiedliwość - mówi poszkodowany parafianin. - Jednak pozycja czy układy nie mogą załatwić wszystkiego... Cieszę się, że sąd uznał jego winę.

Ksiądz Jan B. jest bardzo znaną osobą w Bielsku Podlaskim. Duchowny pochodzi z wsi Paszkowszczyzna. Jako prawosławny duchowny wykazał się ogromnym talentem organizacyjnym. W latach 90. w zaledwie dwa lata udało mu się zbudować największą w mieście cerkiew. Stała się ona wizytówką Bielska i do dziś mówi się o niej jako o cerkwi batiuszki B. Sam duchowny był osobą powszechnie szanowaną i bardzo wpływową. Po tym „zajściu“ stracił parafię i dobre imię. Teraz jest wikariuszem w Hajnówce. Wraz z proboszczem sprawuje opiekę duchową nad osadzonymi w miejscowym areszcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna