Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Zbigniew Karolak odbudował kościół na Białorusi

Andrzej Zdanowicz
Często spotykałem zatwardziałych komunistów i ateistów. Wśród nich byli inteligentni i kulturalni ludzie, z którymi można było wymieniać się poglądami.   Niektórzy przyznawali, że żałują, iż nie mogą - jak ja - mówić tego co myślą.
Często spotykałem zatwardziałych komunistów i ateistów. Wśród nich byli inteligentni i kulturalni ludzie, z którymi można było wymieniać się poglądami. Niektórzy przyznawali, że żałują, iż nie mogą - jak ja - mówić tego co myślą. Archiwum
Ksiądz Zbigniew Karolak swą posługę pełnił w różnych krajach. Na swej drodze spotykał liczne przeszkody, ale też często znajdował oparcie w osobach, po których raczej powinien spodziewać się najgorszego...

Ksiądz Zbigniew Karolak jest proboszczem parafii pw. Najświętszej Opatrzności Bożej w Bielsku Podlaskim. Parafia tętni życiem. Dzięki staraniom księdza blask odzyskuje stojący obok kościoła zabytkowy dworek. Już jest w nim gwarno, przychodzą tu starsi i młodsi, atrakcji jest mnóstwo. Grupy teatralne, muzyczne, siłownia, warsztaty rękodzieła to tylko niektóre z nich. Nie ma co się dziwić, ks. Karolak we wskrzeszaniu życia parafialnego ma doświadczenie.

Duchowny pochodzi z Drohiczyna. Po maturze chciał studiować architekturę, ale ostatecznie postanowił pójść do seminarium duchownego. Już wtedy pojawiły się przeciwności. Była końcówka lat 70. ub. wieku. Ówczesne władze, aby zniechęcić kleryków do nauki w seminarium wysyłały ich na służbę wojskową.

- Trafiłem do jednostki resocjalizacyjnej w Bartoszycach, tej samej, w której przed laty był bł. ks. Popiełuszko - mówi ksiądz.

Warunki służby były trudne. O pójściu do kościoła nie było nawet co marzyć. - Do wspólnej modlitwy siadaliśmy przy stole - opowiada ks. Karolak. -Pewnego razu nakrył nas kapral. Chwycił mnie za bary i siłą wywlókł na korytarz.

Jednak czasu w wojsku nie żałuje.

- Bardzo wiele mnie ono nauczyło - mówi. - I utwierdziło w wierze. Po odbyciu służby wojskowej klerycy mogli bez egzaminów pójść na dowolne studia . Tylko pojedyncze osoby z tego korzystały. Większość moich kolegów wróciła do seminarium.

Po seminarium ksiądz trafiał na różne parafie. W 1988 r. był akurat księdzem w Boćkach, gdy dostał zdawkowy list z Brześcia na Białorusi: „Przyjedź na pogrzeb wujka Stasia. Ciocia Zosia”. - Bardzo się zdziwiłem - opowiada duchowny. - Nie miałem żadnej rodziny w Brześciu, w ogóle nikogo tam nie znałem. Ale postanowiłem pojechać. Okazało się, że było to zaproszenie na pogrzeb księdza Stanisława Łazarza. A ciocią Zosią, była pani Zofia, która pomagała przy parafii. Napisała do mnie w ten sposób, by zmylić komunistyczne władze. Kontakt do mnie przekazali jej parafianie, którzy wówczas masowo jeździli na Białoruś kupować kolorowe telewizory.

Ksiądz na Białoruś pojechał bez bagażu, bo zamierzał zaraz wrócić. Został na kilkanaście lat. Wierni z Brześcia poprosili go, by został i zastąpił ich zmarłego proboszcza. Zależało im bardzo, bo w promieniu 200 km nie było żadnego księdza. Posługa łatwa nie była. Władza bardzo nieprzychylnie patrzyła na przejawy religijności. Ksiądz nie miał pozwolenia na posługę. Nie mógł więc odprawiać mszy.

- Nawet ceremonii pogrzebowej nie mogłem przewodniczyć - opowiada. - Szedłem więc z innymi żałobnikami modliłem się, a wiernych kropiłem święconą wodą z rękawa.

Cały czas był też obserwowany przez KGB. Musiał też regularnie prosić o przedłużenie pobytu. Ale z czasem udało mu się uzyskać pozwolenie na wykonywanie posługi.

- Po 1991 r. sytuacja nieco się zmieniła - mówi. - ZSRR upadł, a władza nie odnosiła się już do Kościoła z wrogością, a wręcz z szacunkiem.

Ks. Zbigniew jako reprezentant Kościoła był zapraszany do szkół oraz na różnego rodzaju spotkania z władzami miasta, regionu i kraju. Był nawet u Łukaszenki. Ale stosunki nie ociepliły się całkowicie. Na Białorusi KGB ciągle inwigilowało, także ks. Karolaka. W tak trudnych warunkach duchowny przy wsparciu wiernych odbudowywał kościół pw. Podwyższenia Krzyża Pańskiego, w którym do 1990 roku mieściło się muzeum. Ksiądz musiał starać się o pozwolenia na przywrócenie budynkowi wyglądu świątyni. Spotykał wiele przeszkód, ale często otrzymywał też nieoczekiwaną pomoc.

- Pamiętam rozmowę z pewnym włodarzem - opowiada ksiądz. - Zaczął on na mnie krzyczeć, wymyślać, że nie da mi zbudować kościoła. A jednocześnie napisał coś na gazecie i podał mi ją. W domu przeczytałem, że poprosił bym przyniósł mu opłatek, bo chciałby przekazać go babci. Gdy spotkaliśmy się ponownie, znów na mnie krzyczał, a ja milczałem. Przekazałem mu tylko w gazecie opłatek. Tak wyglądały nasze spotkania. On na mnie krzyczał, ale po cichu pomagał mi zdobyć niezbędne pozwolenia.

Takich przypadków było więcej. Nawet jeśli oficjalnie przedstawiciele władz byli przeciwni księdzu, nieoficjalnie radzili mu lub wręcz pomagali załatwić daną sprawę. Nawet wśród funkcjonariuszy czy współpracowników KGB spotykał osoby kulturalne i dobre.

- Gdy organizowałem pielgrzymkę na spotkanie z papieżem w Polsce, przyszedł do mnie wierny, który przyznał się, że pisze na mnie raporty - opowiada duchowny. - Wiedziałem o tym, wiedziałem też, że stara się nie robić nic złego Przyznał wówczas, że każą mu napisać raport z przyjazdu papieża, a on nie chciał, próbował zrezygnować z wyjazdu. Przekonałem go by pojechał i napisał notatkę. I tak nie był jedynym.

Ksiądz na Białorusi został sekretarzem kardynała Kazimierza Świątka. Działał charytatywnie. Jego parafia wydawała obiady dla ubogich, organizowała wigilię miejską, prowadziła aptekę z darmowymi lekami.

Był też duszpasterzem więźniów.

- Odwiedzałem z opłatkiem osadzonych - wspomina. - I ja i oni mieliśmy jednak zakaz rozmów o tym za co odbywają kary i o sytuacji w więzieniu.

Ale nawet służby więzienne przyznawały, ze obecność księdza poprawiała atmosferę za kratami.

Jako kapelan więziennictwa ks. Karolak zjeździł niemal cały świat uczestnicząc w różnych seminariach i wymianach. Widział wiele zła.

- Byłem w szoku, gdy zobaczyłem jak traktuje się tam czarnoskórych w RPA, gdy panował tam jeszcze apertheid -wspomina. - Tylko za to, że czarnoskóry wyszedł po 22, przywiązywano go za nogę do samochodu i wleczono po ulicy. Kiedyś wzburzony rozmawiałem o tym zdarzeniu z jednym z włodarzy, wierzącym. Był zdziwiony moim oburzeniem.

W pewnym momencie ks. Karolak zaczął starać się o białoruskie obywatelstwo. Zaczęła się nagonka KGB. W pewnym momencie został zatrzymany i wprost postawiono mu warunek albo podpisze lojalkę, albo nie dadzą mu funkcjonować. Nie podpisał. Po jakimś czasie musiał opuścić Białoruś. Na ponad rok trafił do parafii w Detroit (USA), później wrócił do Polski. Pracował m.in. z bezdomnymi w Warszawie. Teraz swe doświadczenia wykorzystuje w Bielsku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna