Dwudziestolatka wyleciała z Rio de Janeiro. Ale do domu jeszcze nie wróci, bo po chwili odpoczynku w stolicy poleci na zakończenie sezonu do Szwajcarii. Zaś w rodzinnych Kuklach pojawi się dopiero 26 sierpnia.
Czytaj też: Majka Andrejczyk chciała mieć więcej medali, niż mama. I właśnie je zdobywa
- Jesteśmy z niej bardzo dumni - nie kryje sołtys wsi Andrzej Fajfer. - Zastanawiam się, jak powitać tę naszą gwiazdę. Będę musiał porozmawiać o tym z wójtem i radną.
Maria Andrejczyk gwiazdą igrzysk w Rio 2016. Zobacz prywatne zdjęcia pięknej oszczepniczki
W nocy, kiedy Marysia albo - jak wszyscy mówią - Majka na igrzyskach olimpijskich walczyła o medal, jej rodzice i bracia, a nawet 83-letnia babcia nawet na chwilę nie zmrużyli oka. Najpierw smażyli faworki, później, zajadając się nimi, kibicowali przed telewizorami, a po rzutach, widząc łzy w oczach 20-latki, która zajęła 4. miejsce, a brąz przegrała o 2 centymetry, żałowali, że nie ma ich przy niej. Do rana odbierali telefony z gratulacjami od krewnych i znajomych.
- Gdy kilka godzin później zadzwoniła Majka, podziękowałam jej za tę walkę - mówi Magdalena Andrej-czyk. - Była rozczarowana, narzekała, że zawiodły ją nogi. A ja jej powiedziałam: Córeczko, było super. Jestem z ciebie bardzo dumna i szczęśliwa, że dotarłaś tak daleko.
Kobieta nie ma wątpliwości, że Majka „odrobi” lekcję i za cztery lata, w Tokio pokaże na co ją stać. Bo tak upartej i pracowitej dziewczyny ze świecą szukać. Sąsiedzi mówią, że gdy wstają tuż po czwartej, do dojenia krów, to Majka już biega po wsi. A za nią dwa duże, zaspane psy. I nie ma dla nich złej pogody. Nieraz, po treningu wkłada rolki i rusza przed siebie. Pokonuje nawet 40-kilometrową trasę. A jej mama jedzie autem, z tyłu. - Siedząc w domu umarłabym ze strachu - tłumaczy.
20-latka ma lekarstwo na stres. Bardzo lubi rysować, więc łapie za szkicownik. Na igrzyska w Brazylii też go zabrała. Andrejczykowie nie mają wątpliwości, że sięgnęła po niego tuż po konkursie. We wtorek zobaczą, co narysowała. Jadą bowiem na lotnisko, by powitać córkę.
- Nie wyobrażamy sobie, by mogło nas tam zabraknąć - dodają. - Wprawdzie będziemy z Majką tylko kilka godzin, ale dobre i to.
Powrotu oszczepniczki nie może doczekać się jej babcia Czesława Karłowicz. - Wiecznie gdzieś Majka pędzi. W lipcu była tylko osiemnaście godzin w domu. Mówię do niej: Ptaszyno, ty nie masz czasu żyć. A ona mi na to: Babciu, moje życie to oszczep.
Więcej przeczytasz w piątkowym magazynie Gazety Współczesnej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?