Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kursant na L-ewo

Paweł Chojnowski [email protected]
Na tylnym siedzeniu w samochodzie nauki jazdy według przepisów może jechać tylko jeden kursant. Częstym widokiem są jednak przepełnione do granic mozliwości "elki" spoza Łomży.
Na tylnym siedzeniu w samochodzie nauki jazdy według przepisów może jechać tylko jeden kursant. Częstym widokiem są jednak przepełnione do granic mozliwości "elki" spoza Łomży. Fot. Adam Gardocki
Łomża. Przyjeżdżają z całej Polski, bo w Łomży podobno łatwiej zdać.

Łomżę paraliżują kawalkady pojazdów nauki jazdy. Coraz więcej z nich przyjeżdża do nas nawet z tak odległych miejsc jak Olsztyn, Kętrzyn, Warszawa, a nawet Katowice!

Po trzech na tylnej kanapie
Żeby taka podróż się opłacała, instruktorzy zabierają jednorazowo nawet czterech kursantów, którzy zmieniają się co jakiś czas za kółkiem. Przepisy regulują sprawę jasno - na tylnej kanapie może przebywać tylko jeden kursant.

- Nie dziwię się, że przyjeżdżając z odległych miejscowości, instruktorzy przywożą ze sobą tylu kursantów - mówi Ryszard Kamiński z jednej ze szkół nauki jazdy w Łomży. - Część sadzają w McDonaldzie, gdzie ci czekają na swoją kolej.

Częstą praktyką jest też przyciemnianie w "elkach" tylnych szyb, tak by nie można było zajrzeć do środka. I proceder trwa w najlepsze.

Podinsp. Piotr Jarominiak, naczelnik Wydziału Ruchu Drogowego przyznaje, że jest to problem i trzeba go rozwiązać.

- Konkretne działania zostaną podjęte przez policję jeszcze dziś - obiecał nam wczoraj. Sam był świadkiem paradoksalnych sytuacji, gdy np. ulicą Wojska Polskiego jechało w jedną stronę siedem, a w drugą pięć pojazdów nauki jazdy. Sznurkiem!

Kierowcy tracą cierpliwość
Każdy kiedyś uczył się jeździć, ale cierpliwość łomżyńskich kierowców jest na wyczerpaniu. "Elki" jeżdżą mało płynnie, często nieprzewidywalnie. Szczególnie zatłoczone jest centrum: ul. Zjazd, plac Kościuszki, oraz al. Legionów i ul. Wojska Polskiego. Tę ostatnią ulicę, nie dość, że zakorkowaną przez tiry, często blokuje kilka jadących "gęsiego" eLek. Właśnie tędy wiedzie najczęściej trasa egzaminacyjna pojazdów Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, więc kursanci ćwiczą ją niemal na pamięć.

Oprócz łamania przepisu o ilości kursantów w samochodzie, instruktorzy częstokroć uczą jeździć na pojazdach niesprawnych technicznie, czasem z uszkodzeniami po kolizjach, zbitymi światłami, czy na zużytych oponach. Tak naprawdę nikt ich nie kontroluje. To zadanie policji, ale tej brakuje ludzi.

- Przeprowadzamy akcje kontroli samochodów nauki jazdy - zapewnia Piotr Jarominiak. - Bywa, że jest płacz i lament. Najczęściej pojazdy nie są prawidłowo oznakowane, brakuje dodatkowych lusterek.

Według policji nie powinno się również podczas pierwszych lekcji wyjeżdżać od razu "w miasto". Trzeba mieć podstawy teoretyczne i manualne, by uczestniczyć w ruchu drogowym.

- U nas jest placyk, gdzie można przećwiczyć przed jazdą w mieście - podkreśla Ryszard Kamiński.

Łomża łatwa dla zdających
Skąd takie zainteresowanie kursantów naszym miastem?

- Dobre oznakowanie dróg, przejrzysty układ ulic umożliwiają mniej stresującą jazdę - przypuszcza Piotr Jarominiak.

Ryszard Kamiński zauważa zaś, że w większych miastach dłużej czeka się na egzamin. Poza tym jest tu taniej. Kurs kosztuje ok tysiąca zł.

Tymczasem, jak twierdzi Mirosław Oliferuk, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Łomży, zdawalnośc w łomżyńskim WORD kształtuje się na podobnym poziomie, co w innych miastach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna