Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz, który kocha lilie

Urszula Ludwiczak
Lilie w kolorze biskupim przypadły do gustu pochodzącemu z tych terenów biskupowi  Sławojowi Leszkowi Głódziowi.  To on wymyślił ich nazwę  – Orunia (na zdjęciu). Nowa mieszanka czeka teraz na rejestrację w Londynie.
Lilie w kolorze biskupim przypadły do gustu pochodzącemu z tych terenów biskupowi Sławojowi Leszkowi Głódziowi. To on wymyślił ich nazwę – Orunia (na zdjęciu). Nowa mieszanka czeka teraz na rejestrację w Londynie. B. Maleszewska
Tysiące lilii w kilkudziesięciu kolorach to niezapomniany widok. Nic dziwnego, że do Dolistowa Starego oglądać lilie doktora Bernera przyjeżdżają turyści z całej Polski. To jeden z największych zbiorów w Europie. A ich właściciel to prawdziwy pasjonat.

Najpiękniej jest tu na początku lipca, gdy naraz kwitnie najwięcej odmian. Czas od początku czerwca do połowy sierpnia to najwspanialszy okres także dla Andrzeja Bernera, bo najlepiej widać efekty całorocznej pracy. - Lilie są piękne - mówi lekarz, który hoduje i kolekcjonuje lilie od ponad 30 lat. - To one sprawiły, że dziś to medycyna jest jedynie moim hobby, bo większość czasu poświęcam to liliom.

Miały być mieczyki
- Zawsze lubiłem grzebać się w ziemi - mówi Andrzej Berner. - Ale gdy mieszkałem w mieście, nie było za bardzo ku temu możliwości. Dopiero po studiach, gdy trafiłem do ośrodka zdrowia w Dolistowie, mogłem zacząć działać.

Na początku na skrawku ziemi za ośrodkiem siał warzywa. Marchewkę, pomidory i paprykę. Ta ostatnia była wtedy prawdziwym rarytasem: w sklepach nie można było jej za nic znaleźć.

- Miałem 400 krzaków papryki, w tym bardzo ostrą odmianę. Hodowałem też sprowadzane z USA pomidory - befsztyki - wspomina.

Ale dzieci doktora rosły, a wraz z ich apetytem malały w ogrodzie uprawy warzywne. - Dzisiaj w ogrodzie nie mam już nic do jedzenia, poza orzechem włoskim - śmieje się doktor Berner.

Lilie pojawiły się w ogrodzie Bernerów przypadkiem. - Na początek chciałem hodować mieczyki, ale okazały się kłopotliwe - wspomina lekarz. - Szukałem czegoś innego. Któregoś razu chodziłem sobie po rynku w Białymstoku i patrzę, jakiś chłopak sprzedaje cebulki kwiatów. Powiedział, że to lilie. Wziąłem wszystkie, wsadziłem do ziemi. Wyrosły ładne. To były tzw. smolinosy, czyli lilie bulwkowate. Potem znalazłem ogłoszenie, w którym ktoś sprzedawał sześć odmian lilii, m.in. orientalne. Kupiłem. Wyrosły piękne. Od tego zaczęła się moja wielka pasja.

Dzisiaj 3,5 hektara ziemi wokół nowego już domu i ośrodka zdrowia zajmują lilie i iglaki. Bo drzewa nagonasienne to druga w kolejności pasja lekarza. Ma w ogrodzie wiele unikalnych i niezwykłych egzemplarzy, w sumie 500 odmian. Początkowo miały być tylko tłem dla lilii, ale szybko rozrosły się w równie niezwykłą kolekcję.

- Miejsca na te moje hobby szybko zabrakło, dlatego od lat wynajmuję 10 arów pola w pobliskiej wiosce i tam hoduję większość kwiatów, przy domu zostały tylko najcenniejsze okazy - opowiada lekarz. - Tam jest też szkółka moich iglaków.

Liliowa kolekcja pana Andrzeja liczy ok. 1500 odmian. Do jego ogrodu i na pole przyjeżdżają turyści, aby obejrzeć kwiaty i iglaki, których nie spotyka się na co dzień. Każdy kwiat jest opisany.

120 gatunków, tysiące mieszańców
O liliach doktor Berner może opowiadać godzinami. O każdej, którą ma lub miał w swojej kolekcji lub o tych, które chce zdobyć.

- Gatunków lilii jest 120, do hodowli wykorzystuje się z 20-30 - mówi. - Te gatunki podzielone są na dziewięć grup, m.in. europejską, orientalną, amerykańską. W każdej jest kilka gatunków, które się krzyżuje. Z nich powstają mieszańce. Czasem łączy się gatunki, które w naturze nigdy ze sobą by się nie połączyły, to jakby skrzyżować np. psa z lisem. Ale w laboratoriach, przy użyciu techniki in vitro, wszystko jest możliwe. Gdy skrzyżuje się ze sobą dwa gatunki lilii, są one niepłodne, nie ma z nich nasion. Trzeba kupować cebulki, bo największe firmy, zajmujące się łączeniem gatunków, swoich tajemnic dotyczących łączenia nie sprzedają.

Pan Andrzej ma na koncie ponad 100 własnych krzyżówek. Niektóre zarejestrował w Londynie, w Królewskim Towarzystwie Kwiatowym i mają własne nazwy. Jest chociażby Dolistowo.

- Teraz będziemy rejestrować lilię Orunia, nazwaną tak po sugestii bp Sławoja Leszka Głódzia, który mnie tu czasem odwiedza i też jest miłośnikiem lilii - mówi lekarz.

Teraz na krzyżowki jest już coraz mniej czasu. Ale nadal pan Andrzej chce mieć u siebie wszystko, co gdzieś wymyślono i połączono.

- Jestem głównie kolekcjonerem, co roku kupuję jakieś nowe cebulki - opowiada. - Ale największa frajdę mam, jak udaje się zdobyć cebulki pierwszych lilii. Albo tych, które mi w hodowli zginęły.

Andrzej Berner tęskni za lilią Malinowa Miss.

- Zginęła mi ta cebulka, może jest jeszcze gdzieś w Polsce i uda mi się ją odkupić... - marzy.

Teraz zachwyca się właśnie swoim najnowszym zakupem - mieszańcem lilii nepalskiej z orientalną. Cebulkę kupił w Londynie, za 25 funtów. Lilia właśnie kwitnie, pan Andrzej nie może od niej oderwać wzroku.

- Gdy tylko zobaczyłem jej zdjęcie w biuletynie miłośników lilii, od razu chciałem ją zdobyć. To nie było proste, bo trzeba wiedzieć, gdzie kupować, firmy nie zawsze chcą sprzedawać cebulki, ale się udało! - opowiada z radością.

To nie są kwiaty dla leniwych ludzi
Lilie pochłaniają niemal cały czas doktora Bernera. Kiedyś nawet sam je pielił, teraz zatrudnia do tego miejscowe kobiety. - Trzeba o lilie dbać - mówi lekarz. - Mają swoje wymagania co do gleby, która musi być przepuszczalna i urodzajna. Lilie lubią ciepło, ta pogoda co jest ostatnio u nas, im sprzyja. No może poza burzami, które potrafią zniszczyć najpiękniejsze okazy.

Co kilka lat trzeba też zmieniać liliom miejsce sadzenia, w przeciwnym razie rozwijają się różne choroby. Mnóstwo czasu pochłania też krzyżowanie różnych odmian. Ale gdy już osiągnie się zamierzony efekt, radość jest przeogromna. Niezapomniane odczucia są też latem, gdy lilie zaczynają kwitnąć... Mienią się wszystkimi kolorami, poza niebieskim (nie ma genu odpowiedzialnego za tę barwę).

Choć życie takiego kwiatu trwa zaledwie 7-10 dni, kolekcję pana Andrzeja można podziwiać przez dwa miesiące, bo różne odmiany mają inne pory kwitnienia. A aby utrwalić ulotne chwile, pan Andrzej każdy kwiat... fotografuje. Ma tysiące zdjęć.

Najnowszy nabytek doktora Bernera - Khushi Maja (owo skrzyżowanie lilii nepalskiej i orientalnej), stoi w przydomowej, powstającej właśnie oranżerii.

- Zawsze marzyłem, by ją mieć - mówi lekarz i z miłością spoglądając na ów kwiat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna