Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarze powiedzieli, że dziecko jest chore. Matka wyskoczyła z okna z maleństwem na ręku

Jakub Wojciechowski
To z okna tego wieżowca skoczyła wraz z 4-miesięcznym dzieckiem zdesperowana 30-letnia matka
To z okna tego wieżowca skoczyła wraz z 4-miesięcznym dzieckiem zdesperowana 30-letnia matka
Zaczekała, kiedy nadejdzie noc i ubrała 4-miesięcznego synka. Potem cicho wyszła z domu. Poszła tam, gdzie są najwyższe bloki. Objęła niemowlę ramionami i... skoczyła. Z najwyższego piętra. Ani matka, ani maluch nie mieli szans. Oboje zginęli.

Tragedia zdarzyła się na białostockich Dziesięcinach. Mieszkańcy wieżowców przy ul. Berlinga niejedno już widzieli. To osiedle o złej sławie. Skokiem z najwyższego piętra zakończyło tam życie kilka osób. Tej zimy z okna wyskoczył młody chłopak.

Ale żeby młoda matka z malutkim dzieckiem?- łapią się za głowy ludzie. - To straszne - komentują. - Co musiało się zdarzyć, że zdecydowała się na tak desperacki krok?

Noc z wtorku na środę była spokojna. 30-letnia Barbara jak zwykle położyła synów: 4-letniego i 4-miesięcznego spać. Zasnął też jej mąż. Kiedy miała pewność, że już się nie obudzą, wyjęła młodszego chłopca z łóżeczka i po cichu wyszła z domu. Poszła kilka ulic dalej, gdzie stały wieżowce. Dostać się do któregokolwiek nie było trudno. Drzwi do klatek są zwykle pootwierane, a okna duże. Około północy przyjechała policja i pogotowie.

- Huk był taki jakby dwa samochody się zderzyły! - opowiada Mirosław Buchart, jeden z mieszkańców i świadek zdarzenia. - Kiedy wyjrzałem przez okno, lekarze akurat zdejmowali dziecko z dachu. Kobieta leżała na trawniku.
Barbara zmarła na miejscu. Jej synka zaś przewieziono do szpitala. Lekarze kilka godzin walczyli o życie maleństwa, ale nie udało się go uratować.

To była szczęśliwa rodzina

Spokojne osiedle, gdzieniegdzie nowe bloki, a pośrodku ładny, przestronny plac zabaw. Wszyscy tu się znają, a wiadomości rozchodzą się szybko.

- Przeżyłam szok, kiedy dowiedziałam się o śmierci pani Basi - mówi ze łzami w oczach jedna z sąsiadek. - Jeszcze niedawno z nią rozmawiałam. To była taka spokojna i sympatyczna kobieta. Często tu przychodziła z dziećmi.

Nie inaczej, jak samymi pochwałami, mówią o rodzinie zmarłej także inni sąsiedzi.
- Powiedziałabym, że to takie wzorowe, szczęśliwe małżeństwo - wspomina jedna z kobiet. - Nigdy nie słyszałam, żeby jakieś awantury się u nich odbywały.
Troskliwa matka, przesympatyczna i bardzo wierząca osoba - tak mówi o Barbarze koleżanka. Pracowały razem w branży RTV/AGD.

- Znałyśmy się od 10 lat - z trudem powstrzymuje łzy. - Miałyśmy dzieci w tym samym wieku. Nie wiem, co się stało... Wydawałoby się, że niczego jej nie brakowało. Miała dobrego męża, dzieci, mieszkanie, pracę i samochód. Byli też troskliwi rodzice i teściowie. Wiem natomiast, że bardzo przejmowała się zdrowiem swoich synów.

Chłopcy, szczególnie młodszy, nie chcieli jeść. Karmienie malucha nieraz trwało nawet godzinę. Może matka martwiła się, że nie przybiera na wadze, tyle, ile powinien? Sąsiedzi gubią się w domysłach:

- Kilka razy była z nim w szpitalu - przypominają sobie kobiety. - Ostatnio też. Może tam usłyszała coś, co ją załamało. Niektórzy lekarze nie potrafią przekazywać złych wiadomości. A Basia była bardzo wrażliwą osobą.

Wersję, że do desperackiego kroku kobiety mogły przyczynić się kłopoty ze zdrowiem dzieci, dopuszcza także policja.

- A jeśli do tego jeszcze cierpiała na depresję poporodową? - wtrąca inna sąsiadka. - Tak się czasem zdarza. Lekarze niby o tym wiedzą, ale rzadko badają kobiety pod tym kątem. Brakuje profilaktyki.

Mogła mieć depresję

- Nie wiem, jak było w tej konkretnej sytuacji - zastrzega dr Agata Szulc, wojewódzki konsultant do spraw psychiatrii. - Medycyna zna jednak takie przypadki, że depresja poporodowa może popchnąć kobietę do drastycznych czynów, do których nie posunęłaby się w normalnych okolicznościach.

Zdaniem pani doktor, poród to rewolucja, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Większość kobiet odczuwa po nim przygnębienie. Są płaczliwe, mają poczucie niespełnienia w roli matki, boją się, czy sobie poradzą. Wszystko to jednak po kilku tygodniach mija. Pomaga troskliwość i wsparcie bliskich. Kiedy jednak poczucie beznadziejności się przedłuża, kiedy pojawiają się dodatkowe problemy, sytuacja jest poważniejsza i wymaga szybkiej reakcji.

- Samobójstwo rozszerzone może być w oczach matki próbą uchronienia dziecka przed cierpieniem - mówi doktor Szulc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna