Jej ojciec od dwóch lat pracuje w Wielkiej Brytanii. - Zdaję sobie sprawę, że wyjechał nie dlatego, bo miał takie widzimisię, lecz by zapewnić nam w miarę dostatni byt.
Takich dzieci, jak Dominika jest coraz więcej. Ich rodzice nie mogą znaleźć pracy w kraju lub też zarabiają tutaj grosze. Dlatego decydują się na pracę za granicą. W Polsce zostają jednak ich córki i synowie. Rodzice mają z nimi tylko sporadyczny kontakt.
Już od pewnego czasu nauczyciele i psychologowie biją na alarm. Rośnie bowiem pokolenie dzieci wychowywanych bez rodziców. Mówi się o nich "eurosieroty".
Najgorzej jest, gdy za chlebem wyjedzie oboje rodziców. Dzieci pozostają na wychowaniu babć czy ciotek. Zaczynają się balangi do białego rana, wagary i problemy z policją.
- Z takimi sytuacjami mamy do czynienia coraz częściej - mówi Krzysztof Kapusta z suwalskiej komendy.
Równie jednak niebezpieczny jest wyjazd jednego z rodziców.
- Dzieci stosują coś na kształt emocjonalnego szantażu - mówiła nam Grażyna Zajączkowska, pedagog w Zespole Szkół nr 2 w Suwałkach, gdy o problemie pisaliśmy kilka miesięcy temu. - Opuszczają się w nauce, zaczynają stwarzać różnego rodzaju kłopoty. Chcą w ten sposób zwrócić uwagę na siebie matki czy ojca i zatrzymać ich przy sobie.
Problem dostrzegły nawet władze oświatowe. Na ich polecenie we wrześniu we wszystkich szkołach w kraju będą zbierane dane dotyczące "eurosierot".
- Dyrektorzy poszczególnych placówek otrzymali już informacje w tej sprawie - mówi Małgorzata Palanis, rzecznik prasowy białostockiego kuratorium.
Parę miesięcy temu problemem zajęło się suwalskie stowarzyszenie "Pastwisko". Uruchomiło specjalny program dla młodzieży, której rodzice wyjechali.
- Chodzi o to, żeby nie czuli się osamotnieni - tłumaczy Wojciech Pająk, przedstawiciel stowarzyszenia.
Dziesięć osób bierze udział w różnego rodzaju warsztatach, spotyka się z psychologami oraz specjalistami od poradnictwa zawodowego.
"Pastwisko" ogłosiło też konkurs. Trzeba było nakręcić film pod nazwą "Samotność w Suwałkach". Najlepszy, zdaniem jury, zrobiła Dominika Topolska.
- Ciężko było szczególnie zaraz po wyjeździe - opowiada dziewczyna. - Ale teraz też nie jest dobrze. Niby często rozmawiamy przez internet, tata nas odwiedza, ale to nie jest to. Lepiej, żeby był na miejscu.