Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

List od Czytelnika

Orynka Ślązaczka
archiwum
Chleb, nie ma bez niego życia, ale miłość do bliźniego to towar bezcenny.

„Chleb, nie ma bez niego życia, ale miłość do bliźniego to towar bezcenny. Jeżeli potrafisz schylić się nad bliźnim i wysłuchać jego cierpień, to zasługujesz na miano człowieka”.

„Najpiękniejszy życiorys i najpiękniejsze wspomnienia nie są w stanie oddać tego, co przeżywa człowiek, który patrzy na cierpienie innych. Od 13 lat pracuję z ludźmi cierpiącymi, schorowanymi i samotnymi. Dlaczego to robię? Z potrzeby serca. Mam różnych podopiecznych, schorowanych, cierpiących, oczekujących na pomoc, a przede wszystkim na dobre słowo. Są to różni ludzie, o różnych schorzeniach, z demencją i z alzheimerem. Są też z chorobą Parkinsona [na tę chorobę cierpiał również błogosławiony Jan Paweł II] czy stwardnieniem rozsianym: trzeba się spieszyć, pomagać, bo jutro może ich już nie być, a dzisiaj jeszcze czekają, bo może przyjdzie, zamieni choć parę słów.

... Biegnę. Do kogo najpierw? Może do pani Agnieszki, młodej kobiety ze stwardnieniem rozsianym. Jeszcze do niedawna była pełna życia, jeździła samochodem, pracowała na komputerze, a dziś nie pamięta nazwisk, zapomina, choroba wykrzywiła jej ręce, osłabiła, ale uśmiecha się, rozmawia, przypomina i tak żyje z dnia na dzień. Och, jak dobrze zobaczyć uśmiech na tej ukochanej, wymizerowanej buzi. No, powiedziałam, wypiłam herbatę, a teraz kolej na dziadka Mitię. Ma 93 lata, czeka na mnie. Teraz biegnę do niego.

Przychodzę, witam się i słucham, co ma mi do powiedzenia. Dziadek nie ma lewej nogi, ale stara się być silny i samodzielny, chociaż widać, że jest mu ciężko, ale nigdy się nie żali. Robię mu masaż pleców i prawej nogi. Staram się wysłuchać wszystkiego, co ma do powiedzenia. Chcę go pocieszyć, bo dla takiego człowieka liczy się każdy dzień. Jeszcze do niedawna żyła jego żona z chorobą Alzheimera. Też się nią opiekowałam. Skonała na moich rękach. Jak bardzo było mi jej żal. Wiedziałam, że była bardzo pracowitą, wspaniałą żoną, matką i dawnym pracownikiem. Jak to się stało, że z tak cudownej osoby, pełnej ciepła i dobra zrobiła się nagle roślinka w ludzkiej skórze, nieświadoma tego, co wokół niej się dzieje. Tak bardzo chciałam, by żyła. Byłam w stanie zrobić dla niej wszystko, ale ona gasła na moich oczach. Jej cierpienie było straszne, umierała i cierpiała aż przyszedł ten ostatni dzień, kiedy odeszła. Długo nie mogłam się z tego otrząsnąć.

Potem byli inni, bo i pan Michał i pan Sieroża, wszyscy odchodzili cicho i spokojnie. Był jeszcze Janek, którego zniszczyła choroba nowotworowa. Nieraz zadaję sobie pytanie, dlaczego ten świat jest tak dziwnie poukładany, dlaczego wśród ludzi funkcjonuje tyle złości, nienawiści i nieżyczliwości. Dlaczego my, ludzie, potrafimy być czasami tak bardzo okrutni. Niby idziemy pomagać, ale pierwsze, o czym myślimy, to ciekawe, ile zapłacą. Nie patrzymy na to, że ta osoba niekoniecznie ma duże pieniądze, ale jest spragniona dobroci drugiego człowieka. Powiadają, że pieniądze szczęścia nie dają, to jest prawda, trzeba też zrobić coś z potrzeby serca, człowieczeństwa. Dla mnie najważniejszy jest uśmiech drugiej osoby i ciepłe spojrzenie, bo mogłam ulżyć w cierpieniu, usłużyć.

W mojej praktyce opiekuńczej była też pani Ludmiła. Kobieta przeszła dwa udary, ma uszkodzony błędnik, który odpowiada za równowagę i ruch motoryczny. Niegdyś była kierownikiem księgarni , dziś zdana jest na pomoc innych, którzy muszą jej okazać wiele miłości i dobroci. Dziś jestem z panem Józefem, samotnym schorowanym staruszkiem, który umie się cieszyć każdym dniem. Nie wymaga wiele, trzeba go wysłuchać, podać mu leki i posiłki. A to tak niewiele.

Czego mnie nauczyły te spotkania? Pokory do życia, cierpliwości, umiejętności schylania się nad potrzebującymi, a jak jesteśmy zdrowi, biegamy, wydaje się nam, że jesteśmy panami całego świata - nieprawda. Zapatrzeni w siebie nie widzimy nikogo wokół siebie. Wydaje się nam, że ja jestem taka wielka, patrzcie i podziwiajcie... Ale przyszedł taki czas, że zobaczyłam coś, czego wcześniej nie widziałam. Że być może przyjdzie taki czas, że też będę potrzebowała pomocy innych, dlatego piszę to ku przestrodze,

„Uczmy się kochać cierpienie na przykładzie innych, bo ono jest wpisane w nasze życie. Dziś spotka się z moim sąsiadem, a jutro może spotkać się ze mną”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna