Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łomżyniacy w podróży: Największe puzzle świata

Aleksandra Gierwat [email protected]
W tym budynku od 1990 r. mieści się Muzeum Okrętu Waza. Ekspozycję obejrzało już 20 milionów odwiedzających.
W tym budynku od 1990 r. mieści się Muzeum Okrętu Waza. Ekspozycję obejrzało już 20 milionów odwiedzających.
Cieśle i kowale, szklarze i szkutnicy, snycerze, stolarze, żaglomistrze pracowali trzy lata, by Waza ruszył na podbój Polski. Królewski okręt zatonął jednak podczas dziewiczego rejsu na oczach tłumu gapiów. Dziś można go podziwiać w Muzeum Waza w Sztokholmie.

Była piękna, nieco wietrzna niedziela, 10 sierpnia 1628 r. Po południu mieszkańcy Sztokholmu wylegli na nabrzeże, by pożegnać załogę królewskiego okrętu Waza.

Na statek, który wybierał się na wojnę z Polską, szwedzki monarcha Gustaw II Adolf nie szczędził złota. "Dobrobyt naszego kraju zależy w pierwszej kolejności od Boga, w drugiej zaś od naszej floty" - zwykł mawiać, choć w początkach XVII w. flota szwedzka przeżywała raczej pasmo upokorzeń niż sukcesów.

Zamówił więc u Henryka Hybertssona okręt, który wzbudził ogromną dumę w mieszkańcach Sztokholmu i przerażenie u przeciwników Szwecji.

Niczym Titanic...
Na jego budowę ścięto przeszło tysiąc dębów. Całkowita długość Wazy, wynosiła 69 m, szerokość w najszerszym miejscu - 11,7 m, a wysokość od kilu do topstengi flagowej grotmasztu - 52,5 m. Sam statek był bajecznie kolorowy i bogato zdobiony w rzeźby. Na jego uzbrojenie składały się 64 działa, a załogę stanowiło 145 marynarzy i 300 żołnierzy. Ci ostatni nie zdążyli jednak wejść na pokład. Pod datą 10 sierpnia 1628 r. zapisano bowiem: "Między godziną czwartą i piątą przechylił się i zatonął nowy wielki okręt Waza". Stało się to zaledwie po 1300 m drogi. "Tonął powoli, pod żaglami, z łopoczącymi flagami, wszystkich pociągając za sobą na dno".

Admirałowi Erykowi Jonssonowi udało się uratować, choć przez kilka dni po katastrofie jego stan był krytyczny. Razem z okrętem na dnie Bałtyku spoczęło około 50 marynarzy...

W chwili, gdy doszło do tej spektakularnej katastrofy, król Gustaw II Waza przebywał akurat w Prusach. Wieść o zatonięciu dotarła do niego dopiero po dwóch tygodniach. Ale już 12 godzin po tym wydarzeniu rozpoczęły się przesłuchania. Natychmiast zaaresztowano duńskiego kapitana Sofringa Hanssona, który przysięgał, że nikt na statku nie był pijany i że daje się "posiekać na tysiąc kawałków, jeżeli działa nie były porządnie przywiązane". Winą obarczono wreszcie nieżyjącego już konstruktora. Zeznania pozostałych członków załogi potwierdziły słowa kapitana. Góra okrętu była cięższa niż dół, ale więcej balastu nie dało się już załadować.

Wydobyć wrak
Faktem jest, że Gustaw II Adolf zamawiał mniejszy okręt i dopiero w trakcie jego budowy kazał go powiększać. Hybertsson zdawał sobie sprawę, że na tym etapie prac nie było to już możliwe, ale z królewskim rozkazem się nie dyskutuje. Ostatecznie nikogo nie skazano za to, że doszło do takiej katastrofy, a jeszcze w 1628 r. podjęto pierwsze próby wydobycia wraku. Bez powodzenia.

Dopiero 30 lat później Albrecht von Treileben otrzymał pozwolenie na wydobycie armat. Większość z nich, przy pomocy dzwonu nurkowego, udało się wydobyć w 1664 r. Sam okręt światło dzienne ujrzał dopiero trzy stulecia później.

Poszukiwania Wazy rozpoczął w 1953 r, Anders Franzen. Buszował po archiwach, a następnie, wykorzystując sondę i trał, rozpoczął przeszukiwanie Portu Sztokholmskiego. Okręt udało się odnaleźć trzy lata później w pobliżu wysepki Beckholmen. We wrześniu 1956 r. na głębokość 32 m, gdzie znajdował się wrak, dotarli pierwsi nurkowie.

Dzień, na który czekała cała Szwecja, nadszedł 30 kwietnia 1961 r. Waza, po 333 latach na dnie Bałtyku, znów znalazł się na powierzchni. Zespół naukowców i cieśli pod kierownictwem Johana Blommana stanął zaś przed nie lada wyzwaniem: ułożeniem w całość ponad 13 500 luźnych części statku, pomiędzy którymi zaplątało się np. 40 kotwic pochodzących z różnych stuleci.

Zadanie było o tyle utrudnione, że w czasach, kiedy budowano Wazę, nikt nie sporządzał żadnych rysunków. Nie bez przesady można by chyba rzec, że Blomman i spółka wzięli się do układania największych puzzli świata.

Należało jednak równie szybko przejść do konserwacji. Inaczej w ciepłym i suchym powietrzu nasycone wodą drewno zaczęłoby się kruszyć. Problem polegał na tym, że nikt nie miał doświadczenia w konserwacji tak dużych obiektów.

Ostatecznie zdecydowano się na spryskiwanie drewnianych części roztworem wodnym glikolu polietylenowego, który wykorzystuje się m.in. w balsamach do rąk i szminkach. Substancja ta wykazuje zdolność przenikania w głąb drewna i zastępowania zgromadzonej tam wody.

A że w Wazie każdy kilogram suchego drewna zawierał półtora kilograma wody, okazało się, że z całego okrętu trzeba jej usunąć aż 580 ton. Spryskiwanie kadłuba środkiem konserwującym zakończyło się dopiero w 1979 r.

Odtworzyli okręt
Najważniejsze jednak, że cała akcja zakończyła się sukcesem i okręt Waza, który można dziś oglądać w specjalnie dla niego wybudowanym muzeum, w 95 procentach składa się z autentycznych elementów.
Uroczystego otwarcia muzeum dokonał w 1990 r. obecny monarcha Szwecji, król Karol XVI Gustaw. Tylko do 2001 r. Wazę obejrzało 20 milionów odwiedzających.

Codziennie muzeum szturmują tłumy turystów ze Szwecji i zagranicy, a okręt, który niemal 400 lat temu tak widowiskowo zatonął, wciąż pobudza wyobraźnię odwiedzających. Warto odwiedzić tę ekspozycję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna