Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magazyn. Jachtostopem przez świat

Urszula Krutul
Tomasz Jakimiuk
- Chyba tak naprawdę jeżdżę autostopem tylko dla ludzi, dla poznawania ich historii - mówi podróżnik Tomasz Jakimiuk

- Po skończeniu studiów, zamiast szukać pracy postanowiłeś wyjechać. Stopem, sam do końca nie wiedząc gdzie. Skąd taka decyzja?

- Wiedziałem, że nie chcę iść takim standardowym, utartym schematem, gdzie człowiek kończy studia, a później popada w pewnego rodzaju paranoję, ponieważ chce znaleźć pracę, staż, praktyki. Udzielało mi się to trochę ze względu na znajomych. Już wcześniej podróżowałem autostopem, ale na nieco krótsze dystanse. Chociaż z tym stopem to też była zabawna historia...

- Dlaczego?

- Żeby nie koleżanka ze studiów Ania, pewnie bym się nie odważył i nie wsiadł z kimś obcym do samochodu. Ale, kiedy jeszcze studiowałem, pojechaliśmy całym rokiem na bagna do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Po imprezie pojawił się problem - jak wrócić do domu? Nie wszyscy przyjechali samochodami. Był wprawdzie wynajęty busik, ale tam też nie wszyscy się zmieścili. Wtedy Ania powiedziała do mnie, żebyśmy pojechali stopem.

- I...?

- Pomyślałem sobie, że to poroniony pomysł. Ale poszliśmy. Stanęliśmy przy ulicy i czekaliśmy. Minęły dwie minuty i powiedziałem koleżance, że pewnie nikt się nie zatrzyma. Okazało się, że nie miałem racji. Po kolejnych dwóch stanął przed nami TIR. Wsiedliśmy i pojechaliśmy do Białegostoku. Podczas podróży okazało się, że kierowca robił trasy Zachód-Wschód. I jak zaczął opowiadać o Wschodzie - ludziach, kulturze, jedzeniu, to tak zajarałem się tym wszystkim, że zapragnąłem więcej.

- Robiłeś dalekie trasy?

- Na początku nie. Zacząłem jeździć z Siemiatycz do Bielska. Z czasem moja trasa przedłużyła się aż do Białegostoku. Chyba tak naprawdę jeżdżę autostopem tylko dla ludzi, dla poznawania ich historii.

- A nie boisz się?

- Nie. Może na początku miałem trochę obaw. Mówi się, że autostop jest niebezpieczny, bo może się zatrzymać jakiś bandyta, zboczeniec czy psychopata. A tak naprawdę to jest psychologia. Bo jeżeli w coś wierzysz i będziesz sobie coś wmawiać, to tak będzie. Dlatego ja stoję zawsze wyluzowany. I zauważyłem jedną prawidłowość. Im dłużej jeżdżę stopem, tym krócej stoję. Ostatnio mi głupio, bo tylko wychodzę, wystawiam kciuk, trzymam kartonik i już jadę. Nauczyło mnie to dużo cierpliwości. Najdłużej czekałem w swoim życiu na transport prawie 2 dni. W Norwegii zimą.

- Dlaczego aż tak długo?

- Pojechaliśmy z koleżanką, Wiolą, żeby zobaczyć zorzę. To była sroga zima. Czekaliśmy tak długo, bo była śnieżyca, wichura i ulewa. Nie było na odległość 2 metrów widać, co się dzieje. Kiedy tak czekaliśmy, wiedzieliśmy, że jak przemokną nam ubrania, to będzie już koniec. Więc wychodziliśmy i wracaliśmy. I tak co 15 minut przez dwa dni. W końcu się udało. Miałem takie żółte ponczo. I napisaliśmy na nim „Take me” czyli „Zabierz mnie”. I dorysowaliśmy serduszka. Nie minęła chwila, a już jechaliśmy (śmiech).

- Czyli autostop uczy też kreatywności?

- Dokładnie. Ona ma olbrzymi wpływ na łapanie stopa. Zawsze staram się zrobić kreatywną tabliczkę, na której dorysuję kwiatek, uśmiech czy słoneczko. Zauważyłem, że sam też jestem przychylniejszy, kiedy ktoś ma fajną tabliczkę. Bo widać, że ta osoba jest zdeterminowana.

- Ale autostop to nie jedyny środek transportu, jakim się poruszałeś. Pływałeś też... jachtostopem.

- Tak. Kiedy tylko dowiedziałem się, że jest coś takiego jak jachtostop wiedziałem, że muszę spróbować. Mimo, że nie wiedziałem tak do końca co to jest, jak się żegluje. Nie miałem o tym pojęcia. Nigdy nie byłem na jachcie. Nie wiedziałem czy sobie poradzę. Przecież to jest Atlantyk, natura której się nie da okiełznać. I wiedziałem też, że nie mam pieniędzy. Miałem tak naprawdę 500 zł. Później doszło kolejne 500, kiedy zrezygnowałem z mieszkania. Wiedziałem też, że namiot z którym jeżdżę, który kosztował 40 zł, już nie podoła. Był porwany, miał pęknięty stelaż. Musiałem kupić nowy. Udało mi się za 250 zł. Wiedziałem też, że muszę kupić buty. I tak, znów zostało mi 500 zł. Wyjechałem z domu przed świętami. Na początku chciałem jechać stopem do Hiszpanii. Jednak nie bardzo mi się to kalkulowało. Chciałem dotrzeć jachtostopem do Ameryki. A da się tam dotrzeć jedynie w sezonie żeglarskim. A on się właśnie kończył. Pomyślałem, że polecę. Znalazłem bilet za 240 zł. Na Wyspy Kanaryjskie. Kiedy robiłem rozpoznanie odnośnie jachtostopu, ludzie mówili mi, że szukali nawet do 3 miesięcy. Mi się pofarciło. Poznałem Polaka, który podróżował z węgierskim małżeństwem. Była full załoga. Jednak jeden Anglik pojechał na Teneryfę na festiwal i nie wracał. W międzyczasie poznałem kapitana. Rozmawialiśmy i dowiedziałem się, że chce pomalować łódź. Powiedziałem, że chętnie pomogę jeśli będę mógł z nim popłynąć na Karaiby. Na początku się wahał, bo był przecież ten Anglik. Ale, jako że nie wracał, kapitan stwierdził, że mogę płynąć. Spotykałem tam różnych ludzi, którzy mieli po 40, 50 lat. Byli nauczyciele, biznesmeni, nastolatki. Wszyscy szukali jachtu. Mi się udało tak szybko, może z powodu determinacji. Z domu wyjechałem z kwotą 250 zł. Zamieniłem to i wyszło niecałe 50 euro.

- Trochę mało.

- Musiałem jakoś funkcjonować. I wtedy zdałem sobie sprawę jak fajny jest freeganizm (antykonsumpcyjny styl życia, polegający na ograniczaniu udziału w konwencjonalnej ekonomii - przyp. red.). W różnych miejscach, na śmietnikach, po zamknięciu targów owocowo-warzywnych szukałem żywności, która już nie może być sprzedana, jednak można ją spokojnie jeszcze zjeść. Przed zamknięciem barów też zachodziłem i za drobną pomoc zawsze udało się coś dostać. Problem pojawił się gdy trzeba było kupić jedzenie na cały czas podróży jachtem. Mieliśmy płynąć 18 dni. A mi pieniądze praktycznie się skończyły. Zostało może 20 euro. Wiedziałem, że nie wezmę owoców, bo się zepsują. Dlatego zacząłem uprawiać pewnego rodzaju kuglarstwo i... puszczałem bańki mydlane! Reszta załogi do mnie dołączyła i tak zarobiliśmy na jedzenie. Niestety z dolnej półki. Podróż nam się przedłużyła. Płynęliśmy 21 dni. I kiedy, pod koniec podróży, patrzyłem na chleb tostowy to już nie dawałem rady. Czułem się fatalnie. Razem z resztą załogi robiliśmy sobie listę co kupimy, jak dobijemy do brzegu (śmiech). Marzyłem o czekoladzie albo jabłku.

- Wspomniałeś, że nie miałeś pojęcia o żeglowaniu...

- Zupełnie. Jak wypłynęliśmy, po pierwszej godzinie już mnie nie było. Na kolejne 7 dni. Choroba morska. Fale były tak potężne, że przez pierwsze dwa dni puls nie schodził. Zacząłem się nawet zastanawiać czy dopłyniemy na miejsce. Pierwszy sztorm pamiętam do tej pory. Żeglować potrafił tylko kapitan. Gdyby coś mu się stało - zginęlibyśmy. Moim zadaniem, za to że płynąłem, było odbywanie wart w nocy. To było najbardziej męczące. Jak już się zbliżał zmrok musieliśmy siedzieć i wypatrywać potężnych statków. Raz nieco przysnąłem i kiedy się obudziłem myślałem, że się zderzymy z jednym. Wydawało się, że jest na wyciągnięcie ręki, a dzielił nas kilometr. Kapitan z którym płynęliśmy miał 40 lat doświadczenia. Czułem się przez to bezpieczniej. Kiedy byliśmy juz na Karaibach zapytałem kapitana czy mogę płynąć z nim dalej. Zgodził się. I tak, po omijaniu piratów i innych przygodach, dotarłem do Meksyku. Wiedziałem, że sobie poradzę. Myślałem, co mi się może stać jak już przejechałem tyle świata? Przecież ludzie są wszędzie tacy sami.

- I faktycznie tak jest?

- Kiedy stawiałem nogę w Meksyku miałem w głowie tyle negatywnych informacji, że nie wiedziałem w co wierzyć. Widziałem już w wyobraźni jak mnie szatkują maczetami, albo porywa mnie kartel narkotykowy, bo jestem biały. Okazało się jednak, że Meksykanie to szalenie mili ludzie. I mimo, że nie znałem hiszpańskiego jakoś udało mi się dogadać. Z angielskiego też nie jestem prymusem. I gdyby nie podróże stopem, pewnie do tej pory potrafiłbym powiedzieć jedynie „My name is Tomek”.

- Rozmawialiście na migi?

- Też. Z młodszymi, którzy się uczyli rozmawiałem po angielsku. Ze starszymi, albo z dziećmi których nie było stać na naukę w szkole gadałem na inne sposoby. Ale się dogadywaliśmy. Pomagało mi to, że jestem Polakiem. Kiedy Meksykanie słyszeli, że jestem z Polski kompletnie nie wiedzieli, gdzie leży nasz kraj. Ale wiedzieli jedno. El Polaco to był Jan Paweł II. Oni, jako ludzie mocno wierzący, bardzo go cenią. I cieszyli się, że jestem z kraju, z którego pochodził papież. W żadnym kraju bycie Polakiem nie pomaga tak jak w Meksyku.

- A da się jeździć zupełnie bez znajomości języka?

- Da się. Można nic nie mówić. Autostopem może podróżować osoba ze wsi, mająca 80 lat. Kwestia determinacji. Tylko nie rozmawiając można z takiej podróży wyciągnąć zdecydowanie mniej. W Meksyku spędziłem kilka miesięcy. Im dłużej tam byłem, tym bardziej przekonywałem się, że większość turystów przyjeżdża tu tylko na wycieczki zorganizowane. Więc widzą to, co chce się im pokazać. Mi udało się zobaczyć kawałek prawdziwego Meksyku. O rzeczy, które warto zobaczyć pytałem miejscowych. Często korzystałem z CouchSurfingu (przez internet można zaoferować darmowe zakwaterowanie lub znaleźć użytkowników oferujących nocleg we własnym domu czy mieszkaniu w wielu zakątkach świata - przyp. red.). Mogłem wypocząć, poznać fajnych ludzi, oni byli moją mapą.

- A co ci się w Meksyku najbardziej podobało?

- Fakt, że Meksykanie nie podchodzą do życia jako do kwestii materialnych. Nie liczy się to, że elewacja w domu się łuszczy, że gdzieś leżą cegły. U nas by to nie przeszło. W Meksyku kiedy jest wolny czas, najczęściej spędza się go z rodziną. Na przykład organizując obiad dla 20, 30 osób. Jedzą, piją, bawią się. Nawet niezbyt bogate rodziny potrafią wypożyczyć samochód i pojechać na wybrzeże. A tam zakwaterować się w dobrym hotelu. Oni tak celebrują bliskość. Są bardzo zżyci i rodzinni, co mnie w pewien sposób na początku przytłaczało.

- Dlaczego?

- Nie mogłem pojąć i zrozumieć tego, że młodzi ludzie tak poważają swoich rodziców, że każdy wybór życiowy konsultują z nimi. Rodzice mają 99 procent decyzyjności.

- Czego cię ta podróż nauczyła?

- Wydaje mi się, że dojrzałem w tej podróży. Wcześniej, jak jeździłem autostopem, to odwiedziłem sobie kilka miejsc w danym państwie i po dwóch tygodniach jechałem dalej. W Meksyku pomyślałem sobie, że skacząc po mapie nie mam nic poza kilkoma wspomnieniami. Że, żeby poznać jakiś zakątek świata, trzeba w nim spędzić trochę czasu. Że podróż jest po to, żeby coś z niej wyciągnąć. Żeby czegoś nauczyła, żeby coś zrozumieć. Wtedy podjąłem decyzję, że zostanę w Meksyku aż mi się znudzi. Siedziałem tam 3 miesiące. Później dotarłem jeszcze do I później jadąc ze wschodniego wybrzeża dotarłem do Mexico City. Ale to już nie było dla mnie. Za dużo tam wpływów amerykańskich. Jeśli miałbym wybierać, wolę ten dziki Meksyk. Jakiego nie znają turyści.

- I nauczyłeś się też grać na harmonijce...

- (Śmiech) To może za dużo powiedziane. Pamiętam, że kiedy podróżowałem często widziałem ludzi grających na przykład na gitarach. Ale gitary nie mogłem ze sobą zabrać, bo była za duża. Wziąłem więc przed wyjazdem z domu harmonijkę. Wsadziłem ją do kieszeni, bo pomyślałem, że może mi się do czegoś przyda. I kiedy w Meksyku nie miałem ani jedzenia, ani pieniędzy, siadłem na chodniku i zacząłem coś tam sobie gwizdać. Po jakimś czasie zaczęli się koło mnie zbierać ludzie i pytali co tu robię i dlaczego tak sobie gram. I jaka flaga powiewa przy moim plecaku. Wtedy zaczynałem im opowiadać o sobie. Mówiłem też, że nie mam pieniędzy na wodę i coś do jedzenia i dlatego gram, żeby zarobić. Podczas podróży autostopem przekonałem się o tym, że nie da się zgubić gdzieś, gdzie są ludzie. I nie da się też być głodnym. Wystarczy trochę otwartości i chwila rozmowy. I wszystko się uda.

- A jaka podróż ci się marzy?

- Marzę o podróży na Wschód, na przykład na Syberię. I do Azji. Mam nadzieję, że kiedyś się uda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna