Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marcin Wyrostek, zwycięzca Mam talent TVN - Zobacz, kim jest ten utalentowany muzyk!

Małgorzata Kroczyńska [email protected]
Marcin Wyrostek gra na akordeonie kupionym na kredyt. Instrument waży 15 kg i ma... 220 czarno-białych guziczków. Teraz artysta za pieniądze wygrane w programie "Mam talent” planuje kupić sobie superakordeon za 50-60 tys. zł.
Marcin Wyrostek gra na akordeonie kupionym na kredyt. Instrument waży 15 kg i ma... 220 czarno-białych guziczków. Teraz artysta za pieniądze wygrane w programie "Mam talent” planuje kupić sobie superakordeon za 50-60 tys. zł.
Bez względu na to, co się jeszcze zdarzy, ten wieczór w studiu TVN zawsze będzie jednym z najważniejszych w życiu 28-letniego Marcina Wyrostka.

W pamięci zatrzyma prowadzących program Szymona Hołownię i Marcina Prokopa, bo to oni przynieśli zza kulis werdykt telewidzów i rzucili do mikrofonu jego nazwisko. Jeszcze raz usłyszy burzę oklasków i zobaczy swoich najbliższych, wzruszonych, przejętych bardziej niż on sam.

- Żona się rozpłakała, tata się rozpłakał, wszyscy się rozpłakali, a ja czułem się tak, jakby ktoś kazał mi usiąść za sterami samolotu i lecieć, choć ja nie mam o lataniu pojęcia - opowiada. - Znalazłem się w
sytuacji, na którą zupełnie nie byłem przygotowany, nie wiedziałem, jak się zachować.

Po finałowym występie wcisnął instrument do futerału i odstawił na zapleczu. Nagle wołają, że przecież wygrał, musi powtórzyć numer. A on nie pamięta, gdzie zostawił akordeon. Duże czarne pudło w porę wypatrzył i postawił mu pod nogami ktoś z obsługi. Więc dźwignął te swoje, kupione na kredyt, 15 kilogramów szczęścia z mnóstwem czarno-białych guziczków (120 po lewej, 100 po prawej stronie) i jeszcze raz... poszedł w tango.

Dzieci nie mają nic do gadania

- Ty nie grasz jak człowiek utalentowany, ty grasz jak człowiek opętany - juror Kuba Wojewódzki rzadko tak dosadnie i pozytywnie recenzował tych, co uwierzyli, że mają talent.
- Jesteś doskonały! - wtórowała ma jurorka Agnieszka Chylińska.

Marcin Wyrostek delektuje się tymi komplementami jak dziecko tabliczką czekolady. Bo przecież jeszcze tak niedawno o tym, że zdolny z niego facet, wiedzieli tylko profesorowie i studenci Akademii Muzycznej w Katowicach (dziś wykłada na tej uczelni). Jednak absolutne pierwszeństwo w podsycaniu "iskry bożej" u Marcina ma Zdzisław Wyrostek, jego ojciec. To on zauważył, że syn ma poczucie rytmu i dobry słuch. Zresztą nie mogło być inaczej, skoro sam gra na klarnecie i - oczywiście - akordeonie. Był taki dzień, gdy wziął niespełna 6-letniego brzdąca za rękę, zaprowadził do szkoły i uczyć kazał. O zgodę chłopaka nie pytał.

- Dzieci nie mają nic do gadania - tak tłumaczy swoje decyzje tata Zdzisław. - Gdybym ich słuchał, pewnie ani Marcin, ani jego starsza siostra Daria nie byliby dziś tam, gdzie są, i mnie za to dziękują. Bo córka też skończyła studia muzyczne, tyle że jej instrument to fortepian. A dlaczego dla syna wybrałem inny? Patrzyłem, że paluszki ma zwinne i w domu akordeon był. Nawet jakby dalej się w tym kierunku nie chciał kształcić, to tradycyjne "100 lat" na imieninach mamy czy cioci na górniczych wieczorkach zawsze mógłby zagrać.

Marcin ojcu nigdy nie śmiał się sprzeciwić, taki już jest. Choć był czas, że bardziej niż wprawki na czarno-białych guzikach kusiło go kopanie piłki, interesowało dłubanie przy starym maluchu, pociągała elektronika. To wszystko zresztą też ma po tacie, znanej w rodzinie "złotej rączce".

I w końcu Wyrostek junior ćwiczenia muzyczne polubił. Tylko kumple z podwórka tej jego fascynacji nie rozumieli ni w ząb. No, bo co fascynującego może być w takiej harmoszce, co to na niej kapele na festynach przygrywają. Co na tym można wystukać oprócz ludowych przyśpiewek albo biesiadnych kawałków. To dobre dla dziadka, babci, ale dziewczyny na takie granie nie polecą. Wręcz przeciwnie. Fakt - i on to musi przyznać - wyznanie "jestem akordeonistą" w najlepszym razie zderzało się ze śmiechem, z rozdziawioną zachwytem buzią - nigdy. Marcin Wyrostek od dwóch lat jest żonaty, ale i żony nie poderwał na akordeon.

Żona sprawdzała, czy nie za głośno

Marcin Wyrostek mieszka na jednym z katowickich osiedli-blokowisk. Wynajmuje mieszkanie na czwartym piętrze. Kiedy przygotowywał się do "Mam talent", ćwiczył głównie po nocach. I bał się, że innym spać nie daje.

- Żona zbiegła na dół, sprawdzić, czy nie jest za głośno. Twierdziła, że cicho. A ja następnego dnia spotykam dzieci sąsiadów, pytam: Słyszeliście, jak grałem? Pewnie, słychać pana w całym bloku, ale niech się pan nie przejmuje - śmieje się na wspomnienie tamtych dni.
Życzliwość. Mówi, że doświadcza jej teraz sporo. Nie jest charakterystyczny, nie wyróżnia się z tłumu, ale dostrzega, że po "Mam talent" ludzie na ulicy baczniej mu się przyglądają. Niby kojarzą, ale nie bardzo wiedzą, skąd. Jak już ich olśni, podchodzą, gratulują, chcą grabę uścisnąć. Ktoś zdradza, że dzięki Wyrostkowi przypomniał sobie o akordeonie, schowanym w piwnicy, wyjął, wypucował i znów zaczął grać. Jakaś pani dzwoni, żeby mu podziękować, bo córka dotąd grała niechętnie, a od tygodnia ćwiczy z zapałem. To miłe.

- Fajnie jest być anonimowym, ale muzyk, o którym nikt nie słyszał, nie jest prawdziwym artystą - tłumaczy sobie.

Sukces ma swoją cenę

Złe języki. Wie, że i one są wpisane w sukces. Tuż po finale programu rozgrzały się internetowe fora. "Tylu fajnych ludzi przegrało, a wygrał jakiś Wyrostek", "Jak skończył akademię muzyczną, ma zawód, nie talent" - to najłagodniejsze wpisy na "nie". Tym wszystkim, co go tak tykają, chciałby wytłumaczyć, że w finale amatorów nie ma. Tylko sami profesjonaliści, nawet jeśli studiów nie zaliczyli, mają za sobą różne festiwale, kursy, nawet zagraniczne. Dla nich już dawno pasja jest i sposobem na życie. A przez telewizję chcą się wypromować. On - nie ukrywa - też miał taką motywację:

- Konkursy muzyczne są zamknięte, a ja chciałem wyjść ze swoim graniem do ludzi, pokazać się szerszej widowni, nawiązać kontakty. Może też dzięki mnie akordeon nie będzie już w pogardzie.
Zresztą, na świecie jest inaczej. Taki Richard Galliano, francuski akordeonista, na brak sławy i chwały nie narzeka. Miał 12 lat, gdy wygrał prestiżowy konkurs w Cannes, dziś ma 59 i nagrywa po dwie płyty rocznie. Dla akordeonistów jest jak wzorzec. Do niego chcą równać. Marcin liczy, że do mistrza zbliży się być może za jakieś 20-30 lat. Wiele pracy przed nim, ale i akordeon musi mieć lepszy. Włosi najlepsze produkują. Za supernówkę trzeba zapłacić 50-60 tysięcy zł. Dotąd taka suma była dla niego nieosiągalna. Ale odkąd jego konto spuchło do 300 tysięcy (tyle zgarnął jako zwycięzca programu TVN), może sobie na taki luksus pozwolić, reszta pójdzie na mieszkanie. Ale jeszcze nie teraz. Najpierw święta w Jeleniej Górze. W końcu trzeba z rodziną oblać sukces, bo dotąd nie było czasu. Wywiady, nagrania, podróże, koncerty wcześniej zakontraktowane...

- W Wigilię rzucę telefon w zaspę i nie odezwę się do Nowego Roku - obiecuje sobie i żonie. A co przyniesie nowy rok? Żona Marcina, Alicja Wyrostek, odpowiada za męża: - Najwyższy czas na dzidziusia. Przyszłego akordeonistę. Albo akordeonistkę!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna