Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek F. był sknerą i miał żenująco marnych prawników

BAK
Bohater największej afery podsłuchowej w demokratycznej Polsce ośmieszył się zadzierając z bielskimi spółkami Energo i Krex

Marek F. to straszny sknera, w dodatku jego prawnicy, w mojej ocenie, reprezentowali żenujący poziom i dlatego poprosił mnie, żebym dał mu zaufanego człowieka, który zawiezie dokumenty do siedziby spółek Krex i Energo w Bielsku Podlaskim - zeznawał przed sądem w Bielsku Podlaskim Marcin W., były dyrektor generalny spółki Składy Węgla.

Marek F., wymieniany w setce najbogatszych Polaków, to bohater ogólnopolskiej afery podsłuchowej związanej z ujawnieniem prywatnych rozmów krajowej elity politycznej. M.in. to przez nią poprzednie władze kraju straciły poparcie wyborców. Ten sam Marek F. miał też podsłuchiwać kierownictwo bielskich spółek węglowych. I właśnie za to stanął przed bielskim sądem. Obok niego na ławie oskarżonych zasiadł Bogusław T., były funkcjonariusz ABW, który miał organizować akcję podsłuchową.

- Marek F. był opętany tematyką podsłuchów, konspiracji, służb wywiadowczych - zeznawał Marcin W. - Często o tym opowiadał.

Marek F. miał ok. 40 proc. udziałów w spółce Składy Węgla. Składy Węgla z kolei miały biznesowe kontakty z Energo i Kreksem.

- Nie byliśmy dla siebie znaczącą konkurencją, bielskie spółki handlowały węglem hurtowo, my prowadziliśmy sprzedaż detaliczną - podkreśla W.

Ale często Składy kupowały węgiel od spółki w Bielsku. Po co F. miał podsłuchiwać kierownictwo bielskich spółek?

Prawdopodobnie chodziło o szpiegostwo biznesowe i miliony złotych. Składy Węgla miały dług wobec Energo. Marek F. chciał część tych należności spłacić przejętym długiem, który Energo miało u innej spółki. Jak wynikało z ustaleń śledczych, F. chciał pogorszyć sytuację finansową bielskich spółek i ewentualnie zdobyć w nich udziały. M.in. jedna z powiązanych z nim spółek zamówiła u Energo dużą ilość węgla, ale w ostatniej chwili wycofała się z transakcji. Energo sprowadziło już jednak węgiel z Rosji i rosyjscy kontrahenci domagali się zapłaty.

Aby dobrze wybadać teren, F. chciał wiedzieć, co dzieje się w bielskich spółkach, stąd pomysł podsłuchów. Według ustaleń śledczych, Adam D., prawnik polecony przez Marcina W., miał 24 kwietnia zawieźć do siedziby bielskich spółek dokumenty z wierzytelnościami.

- Nawet użyczyłem mu swego samochodu - mówi Marcin W. - Bo to była długa droga i chciałem, żeby miał komfortowe warunki.

W teczce z dokumentami były podłożone urządzenia podsłuchowe. Jeszcze jeden podsłuch miał on wrzucić za drukarkę.

Jednak misterny plan nie wypalił. Pracownicy spółek znaleźli pluskwy. Jak zeznał jeden z nich, nabrał wątpliwości, bo parę dni wcześniej obejrzał film w telewizji, w którym żona podsłuchiwała męża... Później śledczy znaleźli kolejne podsłuchy ukryte w ścianie.

W ubiegłym tygodniu odbyła się druga już rozprawa przed bielskim sądem. Tym razem była otwarta dla mediów.

Oprócz Marcina W. jako świadek zeznawał też jego „zaufany” prawnik, który dostarczał podsłuch, czyli Adam D.

On również zasiadłby na ławie oskarżonych, ale w odróżnieniu od Marka F. i Bogusława T. przyznał się do winy, zgodził się na wypłatę zadośćuczynienia na rzecz spółek Energo i Krex oraz umieścił przeprosiny w lokalnych mediach. Dzięki temu rozprawa z jego udziałem, również prowadzona przez bielski sąd, zakończyła się ugodą. Na ubiegłotygodniowej rozprawie już tylko jako świadek mówił, jak wyglądało podłożenie podsłuchów.

Co ciekawe, także Marcin W. nie jest niewiniątkiem. Z więzienia wyszedł on zaledwie parę dni przed rozprawą. Toczą się wobec niego inne postępowania karne. Jest m.in. oskarżony o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Przed sądem próbował przedstawić się w dobrym świetle, ale dość chętnie mówił o grzeszkach Marka F.

Sam proces momentami zakrawał o farsę. Już na początku Marcin W. stwierdził, iż jest zmęczony, bo niedawno wyszedł zza krat, w dodatku ma ciężko chorą żonę, a aby dotrzeć na sprawę przejechał niemal całą Polskę. Obrońcy (na dwóch oskarżonych było ich trzech!) postanowili to wykorzystać i spróbować sprawę odroczyć, bo świadek nie jest w stanie przypomnieć sobie zdarzeń sprzed dwóch lat i zeznawać. W. jednak twierdził, że jak najbardziej jest w stanie, a odroczenie sprawy o miesiąc jego pamięci nie poprawi. Możliwe, że nawet nie będzie mógł dojechać. Między nim a obrońcą rozpoczęło się chwytanie za słówka. Obrońca twierdził, że świadek powiedział, iż nie może się skupić. Marcin W. twierdził, że tego nie powiedział. Podobne spory powtórzyły się kilkakrotnie. Marcin W. irytował się, iż jeden z obrońców zadaje mu po raz kolejny to samo pytanie, które, jego zdaniem, ma niewielki związek ze sprawą. Obrońcy co chwilę prosili, by w protokole zapisać konkretne słowa świadka, a świadek prostował, iż oni źle interpretują jego słowa...

- Może to pani mecenas jest zmęczona i rozkojarzona, skoro nie słyszy lub nie rozumie moich odpowiedzi - mówił zirytowany.

Wszelkie tego typu przepychanki słowne stanowczo pacyfikował sędzia, przywołując obie strony do porządku.

Z zeznań świadków wynikało jednak, iż władze bielskiego Energo po prostu nie dały się przechytrzyć znanemu w całej Polsce biznesmenowi-celebrycie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna