Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marny koniec ostatniego z Jagiellonów

Piotr Biziuk
Król umiera, podczas gdy słudzy okradają go w najlepsze. Obraz Jana Matejki "Śmierć Zygmunta Augusta w Knyszynie"
Król umiera, podczas gdy słudzy okradają go w najlepsze. Obraz Jana Matejki "Śmierć Zygmunta Augusta w Knyszynie"
Ostatnim wydatkiem uczynionym z woli Zygmunta Augusta, wpisanym do ksiąg rachunkowych 5 lipca 1572 roku była jałmużna. "Dałem z rozkazu KJM ubóstwu w Kniszynie i Tykocinie florenów 4" - zanotował Stanisław Fogelweder, sekretarz królewski. 52-letni monarcha oddał ducha Bogu dwa dni później. Umarł jako jeden z tych biednych.

Taki okropny widok przedstawiał nieboszczyk, iż nie było czym przykryć nagi trup jego" - pisał kronikarz Świętosław Orzelski.

Dodawał przy tym, że śmierć monarchy "zamknęła wiek święty".

Od połowy grudnia 1571 roku król przebywał w Warszawie, gdzie nadzorował budowę zamku i mostu przez Wisłę. Jednak jego głowę zaprzątała przede wszystkim chęć spłodzenia potomka. Na dworze w siłę urośli karierowicze, jak Michał i Jerzy Mniszchowie, którzy podsyłali władcy coraz to nowe kochanki. "Ma na zamku pięć łóżek, a w każdym łóżku pannę" - powiadano. Mówiąc o środowisku dworskim, coraz częściej używano słowa niecenzuralnego. Nałożnicami królewskimi były m.in. Zuzanna Orłowska, Anna Zajączkowska, Barbara Giżanka. Szczególnie ta ostatnia zdobyła względy Augusta, być może dzięki temu, że była podobna do nieodżałowanej Radziwiłłówny, drugiej żony króla. W każdym razie jesienią 1571 roku narodziła jej się córka. Zygmunt uważał dziecko za swoje, choć powszechnie wiadomo było, że była to robota pokojowca. Wszystkie te "sokoły", jak nazywano kochanki augustowe, budziły odrazę otoczenia dworskiego.

W owym czasie August znacznie podupadł na zdrowiu. Na początku marca 1572 roku miał ciężki i bolesny atak kamicy nerkowej, połączony z wyjściem trzech kamieni: "dwa większe niż bobowe ziarno, a trzeci granowity, także wielki". W maju zdarzył się krwotok, prawdopodobnie efekt daleko posuniętej gruźlicy. Zygmunt cierpiał też na podagrę, nie mógł prawie chodzić.

Do Knyszyna
21 czerwca król wyjechał do Knyszyna, prawdopodobnie w obawie przed morowym powietrzem. Monarchę transportowano na wozie, specjalnie skonstruowanym przez rzemieślników krakowskich, na dziesięć kroków długim, zaprzężonym w 16 koni. Zawieszone na pasach pudło mogło pomieścić nawet 15 osób. Tam właśnie umieszczono łoże, na którym spoczął August. Po drodze w Wiźnie król potwierdził akt nadający szlachectwo Giżance. Na zamku w Tykocinie wypytywał o szczegóły związane z budową tamtejszego kościoła. 6 lipca dotarł do knyszyńskiego dworca.

Podlaska rezydencja była pomyślana tak, by władcy żyło się w niej po prostu wygodnie. Drewniany dwór otoczony był kompleksem parkowo-leśnym, zwanym Zwierzyńcem, gdzie często odbywały się łowy. W stadninie trzymano najlepsze konie, a było ich kilka tysięcy. Bezpieczeństwo dworu i monarchy zapewniał nieodległy zamek w Tykocinie, wtedy najnowocześniejsza twierdza w Koronie.

Tam właśnie złożona była kolekcja arrasów, klejnoty, kosztowne sprzęty i biblioteka królewska.

Stan zdrowia Augusta w czasie podróży pogorszył się, choć sam monarcha - przekonywany przez wróżów i szarlatanów - prawie do końca wierzył, że nie umrze. Zresztą pochodził z rodziny długowiecznej.

Jego pradziad Jogaiła miał pierwszego syna w wieku lat 73, ze swą czwartą małżonką Sonką Holszańską (umarł mając ponad 80 lat). Ojciec Zygmunt Stary był ponad półwiecznym mężem, gdy narodził mu się potomek.

Sytuacja była jednak na tyle krytyczna, że jeszcze w nocy z 6 na 7 lipca wezwano do Knyszyna Piotra zwanego Fizykiem, wiekowego uczonego cieszącego się szacunkiem także króla. Ten, przebadawszy pacjenta, powiedział Zygmuntowi bez ogródek, że stan jego zdrowia jest beznadziejny. Namawiał też króla do przyjęcia ostatniego namaszczenia, na co monarcha się zgodził - jak się później okazało - na kilka godzin przed swoją śmiercią.

Pozmykali najpoufalsi ulubieńcy
W poniedziałek 7 lipca ostatni z Jagiellonów przyjął Najświętszy Sakrament i olej święty. Agonia nastąpiła wieczorem. "Zygmunt August dokonał wieku swego w Knyszynie 7 lipca o godzinie 18, na com patrzył z żałością sługa jego i wychowaniec" - podał w swoich zapiskach Piotr Wiesiołowski młodszy, pan na Białymstoku.

"Zaledwie znaleźli się ludzie, co by koło zwłok zmarłego króla mieli staranie, bo pozmykali najpoufalsi królewscy ulubieńcy" - zanotował Orzelski.

Zygmunt August zmarł prawdopodobnie na gruźlicę, co mogłyby potwierdzać informacje o krwotokach i bólach w boku. Być może śmierć przyspieszyła zaraza. Wiadomo, że dworzanie królewscy przywlekli ze sobą morowe powietrze, co wywołało epidemię i znaczne wyludnienie miejscowości na Podlasiu, niektórych nawet o 1/3.

Kochankowie dobra pobrali
Jeszcze przed zgonem Augusta doszło do gorszących scen rabunku mienia monarszego. Mało kto przejmował się przykryciem zwłok króla. Według Orzelskiego, "biskup krakowski kazał zrobić całun na ten użytek, a doktor Fogelweder włożył na ciało zmarłego złoty pierścień z kosztownym kamieniem i łańcuch złoty z krzyżem".

Dworzanin Kasper Irzykowicz pisał w liście z Knyszyna, datowanym na 18 lipca 1572 roku, że w skarbie królewskim znaleziono tylko 10 003 zł, "bo jedno kochankowie pobrali, pierzynki uwiązując z okna wyciskali; drugie się kurwom rozdało, jako się już Giżanka zna, że ma 10 000 w zachowaniu czerwonych złotych przy sobie".

Mikołaj Konarski, dowódca straży w dworcu knyszyńskim, zeznał później, że sześć dni po śmierci monarchy Jerzy i Mikołaj Mniszchowie uprosili go, aby "szkatułę przez sześciu sług ledwo udźwigniętą w swoim sklepie przechował". Kufer został wywieziony, "o czem nie wiedziała ani Giżanka, ani ktokolwiek bądź z jej krewnych".

Konarski dodał też, że "aczkolwiek sam nie widział, ale od naocznych świadków trabantów słyszał, iż słudzy Mikołaja Mniszcha w nocy po śmierci królewskiej wynosili wory naładowane z łożnicy królewskiej na podwórze". Problemem trudnym dziś do ustalenia jest kwestia dokumentów in blanco, podpisanych przez konającego króla. A wspominano, że monarcha "prowadzoną przez drugich ręką kreślił nadania pięćdziesiąt tysięcy złotych rocznego dochodu czyniące".

Rzecz cała poszła w niepamięć
Trudno w to uwierzyć, lecz sprawcom owych grabieży upiekło się! Podczas sejmu w 1573 roku powołano deputację, która przesłuchała świadków i potwierdziła częściowo zarzuty. Jednak Mniszchom udało się wybronić. Pomogło postępowanie kanclerza koronnego Walentego Dembińskiego, który zlekceważył oskarżenia. Miał stwierdzić, że słudzy po to są na świecie, aby "panią przywieźć, a trzewiki wytrzeć". Wytłumaczono się też tym, "by dla pamiątki króla rzecz cała Mniszchom odpuszczoną była, rzecz cała poszła w niepamięć".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna