Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marszałku, spłać mój kredyt

Julia Szypulska [email protected]
archiwum
Do podlaskich urzędów trafiają ciekawe listy...

Nie ma miesiąca, by na biurko pracownika zajmującego się w Urzędzie Marszałkowskim korespondencją nie trafiło jakieś, delikatnie mówiąc, dziwaczne pismo od mieszkańca regionu. - Odnoszę wrażenie, że urząd marszałkowski traktowany jest jak ostatnia deska ratunku - zauważa Urszula Arter z Urzędu Marszałkowskiego Woj. Podlaskiego. - Ludzie nie do końca znają kompetencje marszałka, natomiast wydaje im się, że skoro pełni on wiodącą rolę w województwie, to wszystko może.

Mieszkańcy regionu piszą do marszałka w przeróżnych sprawach. Jedni skarżą się na sąsiadów i donoszą na rodzinę, inni - proponują gwałtowny rozwój Podlasia, dzięki wdrożeniu w życie ich własnych wynalazków. Są też oczywiście prośby o pomoc. To one zresztą dominują w codziennej korespondencji Podlasian do marszałka.

Prośby o pomoc z gotowym blankietem

Do urzędu często piszą ludzie znajdujący się w trudnej sytuacji finansowej, którzy już korzystają z różnych form pomocy. Wtedy urzędnicy proszą pracowników instytucji, zajmujących się udzielaniem pomocy w danej gminie, o wyjaśnienie i sprawdzenie, czy są jeszcze jakieś możliwości działania. Zdarzają się też autorzy wprost proszący marszałka o pomoc rzeczową czy finansową. Niektórzy domagają się spłaty swoich prywatnych pożyczek czy też negocjowania umów kredytowych w bankach. Wpłynął też list od stowarzyszenia, które oczekiwało, że marszałek wpłaci konkretny datek. Do listu został nawet dołączony stosowny blankiet pocztowy...

Niektórzy mieszkańcy naszego województwa mają natomiast gotowe pomysły na to, jak mógłby się rozwijać nasz region. By je zrealizować, proszą marszałka o pieniądze, najlepiej unijne. Swego czasu do urzędu wpłynął list od mężczyzny, który chciał na swoim polu wybudować... wyrzutnię rakiet kosmicznych. Do pisma dołączył własnoręcznie przygotowany szkic, jak taki obiekt miałby wyglądać. Z kolei inny mieszkaniec naszego regionu prosił o dofinansowanie na wprowadzenie do produkcji własnego wynalazku. Skonstruował on prototyp urządzenia do... tresury delfinów.

Parafianie w obronie proboszcza

Do marszałka trafia też sporo skarg. Wspólnoty mieszkaniowe i prywatne osoby narzekają na władze miast, mieszkańcy donoszą na lokalnych samorządowców, a podróżni - na przewoźników. Jeden z autorów nie krył irytacji, że musi odśnieżać chodnik przy swoim domu. Jego zdaniem, to niesprawiedliwe, bo znajduje się on przy drodze publicznej, za którą odpowiada miasto.

Z kolei klient PKS-u żądał od marszałka odszkodowania za spóźniony autobus i źle zaplanowany rozkład jazdy. Był też sygnał od oburzonych pasażerów autobusu jadącego z Warszawy do Wilna. Autokar zatrzymał się na przejściu granicznym w Ogrodnikach. Niestety, na jego terenie nie było czynnej toalety, w związku z czym zirytowani podróżni musieli załatwiać swoje potrzeby fizjologiczne w pobliskich krzakach. Od marszałka domagali się odszkodowania za straty moralne. Inny mieszkaniec zaś oczekiwał odwołania komendanta wojewódzkiego policji, bo ten, jego zdaniem, źle wywiązywał się ze swoich obowiązków.

Nie brakuje też protestów i donosów. Te ostatnie zwykle są anonimowe. Wierni z jednej z białostockich parafii murem stanęli za swoim proboszczem. W ich ocenie, księdza spotkał olbrzymi afront ze strony marszałka - duchownego bowiem nie zaproszono na jedną z uroczystości. "Czy pan marszałek nie dostrzega wielkiego nietaktu, zapomnienia, błędu, przeoczenia, zaniedbania, poniżenia wobec naszego księdza?" - odwoływali się do sumienia samorządowca oburzeni parafianie.

Plagą urzędów są tzw. łańcuszki. Ostatnio do kilku białostockich urzędów trafiały listy, które nadawały szacowne instytucje z całego kraju: ministerstwa, prokuratury, sądy, szkoły, areszty śledcze. Proszono w nich o przesłanie listu do kolejnych 20 instytucji po to, by w ten sposób pomóc choremu chłopcu. Jego marzeniem jest bowiem trafić do Księgi Guinessa. Ma taką szansę, jeśli nawiąże kontakt z jak największą liczbą instytucji. Problem w tym, że chłopiec... nie istnieje. Łańcuszek przerwali dopiero podlascy urzędnicy.

Pismo ad acta odłożyli pracownicy marszałka i wojewody. Dlaczego nikt nie zrobił tego wcześniej? Być może urzędnicy ze stolicy kierowali się odruchem serca i uznali, że choć sprawa nie jest ściśle urzędowa, to można pomóc.
- Co jakiś czas dostajemy łańcuszki szczęścia, miłości, pomocy itp. - wylicza Joanna Gaweł, rzecznik prasowy Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego. - Co miesiąc przychodzi po kilka takich listów. Pisma są jednak odkładane bez dalszego biegu. Przedstawione sprawy nie należą do administracyjnych, którymi zajmuje się nasz urząd, w związku z tym się nie angażujemy.
Donosimy na bliskich i sąsiadów

Niepochlebny obraz mieszkańców Podlasia wyłania się za to z donosów pisanych do ZUS. Jesteśmy zawistni i złośliwi. Nie cofamy się przed zaszkodzeniem nawet własnej rodzinie, a już zwłaszcza sąsiadom. "Jestem zmuszona napisać, choć to moja szwagierka", "Jest młody, a dostał emeryturę", "Bierze rentę, a pracuje w Stanach" - takie sformułowania padają w listach. Autorzy oczekują od ubezpieczyciela zdecydowanych działań, a w celu zmotywowania kopię pisma kierują do organów ścigania, np. prokuratury. Zwykle okazuje się, że młody emeryt to po prostu nauczyciel, który musi mieć odpowiedni staż pracy, a nie wiek, by pójść na emeryturę. Z dorabianiem na rencie też jest kłopot. Jeśli ktoś pracuje za granicą, a zwłaszcza na czarno, sprawdzenie jego dochodów jest niemożliwe.

- Często po charakterze pisma czy stylu widać, że ciągle ci sami ludzie donoszą na tych samych - komentuje Anna Krysiewicz, rzecznik prasowy białostockiego oddziału ZUS. - Powszechna jest nieznajomość przepisów. Niektórych donosów nie jesteśmy nawet w stanie sprawdzić.

Bo jak np. sprawdzić list, który obszernie traktuje o "przewinieniach" pani Irenki, a nie zawiera ani jej nazwiska, ani adresu? Ostatnio do ZUS-u wpłynęło też pismo napisane w całości w języku rosyjskim, i to tak, że dało się odczytać tylko nazwę instytucji i nazwisko osoby, której dotyczyło.

Jak twierdzą pracownicy ZUS, rzadko które donosy się potwierdzają. Chociaż był cykl spraw, gdzie ukrócono proceder wyciągania pieniędzy z tej instytucji przez nieuczciwych obywateli. Swego czasu do ZUS-u wpływała masa donosów w sprawie nieuprawnionego pobierania rent rodzinnych - świadczeń, które pobiera młody człowiek po zmarłym rodzicu pod warunkiem, że się uczy. Sprytna młodzież zapisywała się do prywatnych szkół tylko po to, by uzyskać zaświadczenie. Wielu zmieniało później placówki jak rękawiczki. W kilku przypadkach te praktykę udało się przerwać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna