Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzenia zamieniły się w koszmar. W celi z dzieciobójczynią

Helena Wysocka [email protected]
Trafiłam do jednej celi z dzieciobójczynią spod Łomży. Mówili, że wyjdę za kilka dni. Siedziałam trzy miesiące - mówi Wiera.
Trafiłam do jednej celi z dzieciobójczynią spod Łomży. Mówili, że wyjdę za kilka dni. Siedziałam trzy miesiące - mówi Wiera. Archiwum
Gdy trafiła za kraty, świat runął jej na głowę. - Lepiej by mnie zastrzelili - nie ukrywa rozgoryczenia.

Straciłam niemal wszystko - dodaje. I przekonuje, że prokuratorski zarzut próby wyłudzenia pieniędzy z banku jest wyssany z palca. - W dniu zatrzymania miałam pełną "sumkę" dolarów - mówi Wiera. - Po co miałabym oszukiwać? Myślę, że Polacy nie lubią "obcych". Stąd te oskarżenia.

Czy to prawda, okaże się we wrześniu. Wtedy ma się zakończyć prokuratorskie śledztwo.

Modliła się po polsku

Urodziła się w białoruskiej Tumaszy. 48 lat temu. Ojciec i dziadek byli Polakami. Ten ostatni walczył w 29. Pułku Piechoty. - Jestem dumna z moich przodków i mojego narodu - mówi. - Rodzice kultywowali tradycje. Czytaliśmy dużo polskich książek, modliliśmy się w ojczystym języku.

Wyszła za mąż za Białorusina, urodziła dwoje dzieci. Pracowała w niewielkiej, ale prężnie działającej firmie doradczej. Na chleb wystarczało, ale nie mogła znaleźć sobie miejsca. Wciąż marzyła o polskiej ziemi. Decyzję podjęła cztery lata temu, gdy dzieci były już dorosłe. Wówczas, we wniosku do wojewody podlaskiego o wydanie karty stałego pobytu napisała, że szanuje wiarę i mądrość swojego narodu. Podziwia Tadeusza Różewicza i trzyma Orła Białego w sercu.

Jesienią 2009 roku otrzymała Kartę Polaka i kilka tygodni później przyjechała do Białegostoku.

- Słyszałam, że polskie władze wspierają repatriantów, ale nie korzystałam z tego - mówi. - Nie chciałam być ciężarem.

Wynajęła mieszkanie, podjęła pracę. Udowodniła urzędnikom, że potrafi samodzielnie się utrzymać. Nie bez przyczyny. Był to bowiem jeden z warunków, by do Białegostoku mógł przyjechać jej mąż.

Zdecydowali, że zajmą się handlem. W niewielkim pawilonie, który zbudowali na obrzeżach Białegostoku sprzedawali odzież. - Ciężko pracowaliśmy. Mąż zajmował się zaopatrzeniem, a ja stałam za ladą - opowiada. - Interes powoli się rozkręcał, ale musieliśmy wspierać go kredytami.

Nie była klientem wiarygodnym, więc brała niewielkie kwoty. W różnych bankach. Twierdzi, że korzystała z usług pośrednika i wszystkie pożyczki spłacała w terminie. W ubiegłym roku uznała, że pora na inwestycje. Chciała rozszerzyć asortyment. O buty i sprzęt agd. Ale na to potrzebne były kolejne pieniądze. Na sprzedaż wystawiła mieszkanie w Mińsku.

Z banku do aresztu

W marcu br. jeden z białostockich banków zaproponował jej konsolidacyjną pożyczkę. Pomyślała, że to dobry pomysł i złożyła wniosek. Kilka dni później sprzedała mieszkanie na Białorusi.

- W ostatnich dniach marca podpisaliśmy akt notarialny i dostaliśmy 120 tysięcy dolarów - mówi. - Gdy wracaliśmy z Mińska, odebrałam telefon z banku.

Urzędnicy zapraszali na podpisanie umowy kredytowej. Oferowali niemal sto tysięcy. Twierdzi, że nie chciała tych pieniędzy. Zgłosiła się do banku tylko po dokumenty. Tam została zatrzymana przez policję. Usłyszała zarzut, że na podstawie nierzetelnych, podrobionych przez siebie dokumentów usiłuje wyłudzić kredyt.

- Dwa dni przed Wielkanocą trafiłam do aresztu - wspomina. - Do jednej celi z dzieciobójczynią spod Łomży. Mówili, że wyjdę za kilka dni. Siedziałam trzy miesiące.

Nie pomogło poręczenie konsula, który przekonywał organy ścigania, że Wiera zgłosi się na każde ich wezwanie. Nie dały temu wiary. W czerwcu prokuratura wystąpiła o przedłużenie aresztu, ale wniosek przepadł. Sędzia Andrzej Gołaszewski z białostockiej "rejonówki" uznał, że odstąpienie od umowy cywilno-prawnej nie jest przestępstwem. Dlaczego przy pierwszym wniosku o areszt takie argumenty się nie pojawiły, nie wiadomo.

Mąż musiał opuścić kraj

Trzy spędzone za kratami miesiące zrujnowały kobiecie życiowe plany. Nie mogła spłacać rat, więc banki, w którym miała zobowiązania wszczęły postępowania egzekucyjne. Biznes też podupadł. Sklep był bowiem zamknięty, kontrahenci zerwali umowy. A najgorsze jest to, że nie dotrzymała terminu złożenia wniosku o przedłużenie mężowi prawa do pobytu. Musiał opuścić Polskę do 14 lipca 2013 r. I tak uczynił.

- Pozostałam sama, jak palec - płacze rozmówczyni. - Nie mogę zajmować się handlem, bez męża nie dam rady.

Wprawdzie ubiega się o kolejną zgodę na pobyt męża, ale czy ją otrzyma nie wiadomo. Prokuratorskie zarzuty i problemy w sklepie nie przemawiają na jej korzyść.

Śledztwo wciąż trwa.

- Sprawdzamy, czy w innych bankach, na przestrzeni dwóch ostatnich lat nie doszło do podobnych naruszeń prawa - informuje prokurator Anna Giedrys z białostockiej "rejonówki". - Postępowanie przypuszczalnie zakończy się do października.

Wiera mówi, że życie straciło dla niej sens. Czekająca na Białorusi rodzina jest ważniejsza niż ojczysta ziemia. Tyle tylko, że nie ma już odwrotu.

Imię bohaterki zmieniłam.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna