Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał być wyrok, ale sędzia się rozmyślił

azda
azda
Bielsk Podl. Sprawa komisu Korona ciągle się nie kończy

Postępowanie sądowe było już zakończone. W czwartek sędzia miał już tylko odczytać wyrok. Wszyscy myśleli, że oczekiwany od blisko 10 lat koniec tej sprawy w końcu nastąpi. Ale nie!

Sędzia zamiast odczytać wyrok postanowił postępowanie sądowe wznowić! To zdarzenie wyjątkowe, bo po zamknięciu sprawy praktycznie nie ma możliwości składania wniosków dowodowych lub wzywania świadków. W ogóle niewiele rzeczy może powstrzymać odczytanie wyroku. Ale jeśli coś takiego miało się zdarzyć, to właśnie na tej sprawie. W niej od początku śledztwa wszystko się dłuży.

Co spowodowało, że sędzia postanowił nie wydawać wyroku, nie wiadomo. Z racji tego, że na odczytaniu wyroku nie stawiły się wszystkie strony, nie kontynuował rozprawy. Przyszedł jeden z oskarżonych z obrońcą i grupka poszkodowanych, ale bez swoich prawników, nie było też prokuratora. Stawiennictwo nie było obowiązkowe.

A sprawa początki ma w 2006 roku. Wówczas okazało się, że prawie 50 mieszkańców Bielska i okolic kupiło w miejscowym komisie Korona kradzione auta. Śledczy ustalili, że proceder był prowadzony na szeroką skalę... i był dobrze przemyślany. W Belgii i Holandii złodzieje kradli auta, później ich koledzy kradli od innych właścicieli dowody rejestracyjne aut tej samej marki. W kradzionych samochodach przebijano numery nadwozia, by pasowały do dokumentów. I na tych papierach auta wysyłano do Polski. Trafiały do różnych komisów m.in. do Bielska. Auta bez problemu przechodziły kontrole i dały się zarejestrować w Polsce, bo za granicą nikt nie zgłaszał ich kradzieży. Śledczy, gdy odkryli przestępstwo, zarekwirowali wszystkie sprzedane w Polsce auta. Ich nabywcy stracili i auta, i pieniądze, które na nie wydali. A niektórzy musieli spłacać kolejnych nabywców.

Sądy sprawę podzieliły na kilka wątków, oddzielnie sądzono osoby, które miały przywozić kradzione auta z zagranicy (jedna z nich nie żyje), oddzielnie właścicieli komisu. Niedawno białostocki sąd cofnął do ponownego rozpatrzenia sprawę osoby, która przywoziła auta. W trwającej od 3 lat sprawie właścicieli komisu - braci Sławomira i Wojciecha J. oraz ich ojca Ignacego miał już zapaść wyrok.

Być może obie te sprawy zostaną połączone. Głównym zadaniem sądu jest stwierdzenie, czy rodzina J. wiedziała, że handluje kradzionymi autami i czy o pochodzeniu tych aut wiedziały osoby, które je przywoziły je z zagranicy.

Jeden z braci J. w mowie końcowej przepraszał wszystkich, którym sprzedał kradzione auta, a szczególnie znajomych i sąsiadów. Podkreślał, że gdyby wiedział, iż auta są kradzione, szczególnie znajomym by ich nie sprzedawał. Zresztą jeden z samochodów sprzedał ojcu, który też zasiada na ławie oskarżonych. Poszkodowanych to jednak nie przekonuje.

- Oni cały czas są na wolności - mówi jeden z poszkodowanych. - Upłynnili cały swój majątek, a było tego niemało. I już od 10 lat wymigują się od odpowiedzialności. Jeden z braci J. siedzi w Stanach i ponoć prowadzi tam knajpę, pewnie zarejestrowaną na kogoś innego. A niektórzy z nas na te auta wydali ostatnie pieniądze lub zadłużyli się na wiele lat. I co? Ganiamy się po sądach. W tym roku z pewnością wyroku już nie będzie, a może i w ogóle go nie dożyję...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna