Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miał własną firmę, dobrze zarabiał. Teraz od 10 lat jest bezdomny

Urszula Ludwiczak [email protected]
Marian (na pierwszym planie) i Henryk (w tle) w Centrum Integracji Społecznej robią to, co lubią najbardziej – tworzą artystyczne przedmioty. Odkryli i uwierzyli w swoje zdolności i z tym wiążą swoją przyszłość.
Marian (na pierwszym planie) i Henryk (w tle) w Centrum Integracji Społecznej robią to, co lubią najbardziej – tworzą artystyczne przedmioty. Odkryli i uwierzyli w swoje zdolności i z tym wiążą swoją przyszłość.
Bezdomni, bezrobotni, byli alkoholicy lub narkomani. Po kilkumiesięcznych zajęciach dostają oni szansę na nowe życie. I chcą z niej skorzystać.

Marian (bezdomny) i Henryk (bezrobotny) to właśnie tacy "wykluczeni", jedni z dwudziestki obecnych podopiecznych Centrum Integracji Społecznej. Dwunastu mężczyzn i osiem kobiet codziennie, już od kilku miesięcy, przyjeżdża na kilkugodzinne zajęcia praktyczne i teoretyczne do Czarnej Białostockiej. Uczą się zawodu, rozmawiają z terapeutami, poznają sposoby na zdrowy styl życia. Ma to im pomóc w powrocie do życia zawodowego i społecznego.

Pierwsza tura programu kończy się w czerwcu br. Wszyscy uczestnicy wierzą, że teraz uda im się w końcu zmienić swoje życie. Bo dotychczas nie za bardzo im się układało...

Marian - bezdomny z wyboru
Jak mówi, swoje drugie życie zaczął po 50-tce. Po dziesięciu latach bezdomności z wyboru. I ciężkim wypadku, którego skutki odczuwa do dziś.

Kiedyś Marian był zupełnie innym człowiekiem.

- Dawno temu miałem i rodzinę, i swoją firmę, tzw. ogólnobudowlaną - opowiada mężczyzna. - Robiliśmy wszystko, mieszkania, domy, sklepy. Dobrze mi się powodziło, ale się w tej pracy zagubiłem. Nie wiedziałem na jakim świecie żyję, od rana do nocy w firmie.

Bo choć interes kwitł, źle działo się w życiu prywatnym i w końcu Marian stracił rodzinę. Żona odeszła, zabrała dzieci. Dziś nie bardzo chce mówić o tamtych zdarzeniach.

- Rozpad rodziny wpłynął na moje dalsze życie - przyznaje tylko. - Przyszło załamanie. Żeby coś budować, trzeba mieć w życiu cel. Moim była rodzina. Bez niej nie wiedziałem po co mi to wszystko. I przewartościowałem swoje życie.

Marian zlikwidował firmę. Porozwiązywał umowy z pracownikami i zleceniodawcami. Pospłacał wszystkich. W efekcie został bez firmy i mieszkania, ale - jak mówi - z czystą kartą.

- Chciałem zostawić po sobie porządek, aby po świecie dalej chodzić z podniesiona głową i nie musieć nikogo unikać - tłumaczy.

I zaczął zupełnie nowy rozdział w życiu. Rozdział, który trwał 10 lat. W tym czasie Marian był i bezrobotny, i bezdomny. Czasem imał się jakichś dorywczych zajęć za jedzenie czy spanie.

- Żyłem od przypadku do przypadku - opowiada. - Pieniądze naprawdę nie są do szczęścia potrzebne. Zawsze zdarzało się coś, co pomagało mi przetrwać. Mam dobrego Anioła Stróża - moją babcię. Wiem, że to ona, bo wierzę w sny, a ją w tych snach widuję. I wiem, że to ona stawia mi na drodze wielu dobrych ludzi. A takich spotykałem. Był to np. mój były pracownik, który dał mi na parę dni schronienie i jedzenie, chciał dać pieniądze, pracę, ale nie przyjąłem. Nie chciałem wracać do takiego życia.

Taki stan trwał do momentu, gdy trzy lata temu wydarzyło się coś, co ponownie odmieniło życie pana Mariana. Wywróciło je o 180 stopni.

- Zostałem napadnięty i pobity - wspomina. - Wylądowałem w szpitalu w ciężkim stanie, bez dokumentów. Gdy odzyskałem przytomność, nie wiedziałem, kim jestem. Miałem krwiaki w mózgu, sparaliżowaną lewą stronę ciała, afazję (zaburzenia mowy). I straciłem pamięć.

Wydarzenie to określa jako totalny reset. Nie miał pojęcia, kim jest, nikt go nie szukał.

- Musiałem swoją historię zacząć pisać od nowa - opowiada. - To była moja druga szansa. Musiałem nauczyć się wszystkiego od początku. Chodzenia, siadania, mówienia. Zresetowałem się wtedy całkowicie. I umysłowo, i moralnie. Zawsze wierzyłem w Boga, tym razem też do Niego się zwróciłem. Bo nie wiedziałem jaką drogę dalej wybrać. Zadawałem sobie pytanie, co chcę robić.

Po ogłoszeniach w mediach o mężczyźnie, który nie wiedział, jak się nazywa, znalazła się rodzina. Także pamięć stopniowo wracała, podobnie jak sprawność.

- Po wypadku musiałem dużo ćwiczyć, a jako że zawsze lubiłem rysować, ćwiczyłem w ten sposób rękę. Powstawały grafiki. I wtedy zrodził się pomysł na to, co mam dalej w życiu robić: tworzyć. Pomyślałem, że muszę to zrobić, że to będzie mój przepis na szczęście - wspomina.

Po wyjściu ze szpitala Marian trafił do rodziny w Hajnówce. Ale nie chciał długo siedzieć im na głowie. Rok temu przeniósł się do Domu dla Bezdomnych w Białymstoku. Tu usłyszał o Centrum Integracji Społecznej.
- Poczułem, że to może być moja szansa na lepsze jutro - mówi. - I z niej skorzystałem.

W CIS Marian jest w grupie rękodzielniczej. Może tworzyć. W jego rękach powstają piękne obrazy, ceramiki, witraże.

- W CIS świat się dla mnie otworzył - mówi mężczyzna. - Tu jest instruktor z pasją, który mnie prowadzi. Tu spróbowałem batiku, ceramiki. Myślę o tym, aby z taką artystyczną działalnością związać swoją przyszłość. Chcę być konsekwentny w tym co robię i dążyć do doskonałości. Tworzenie sprawia mi przyjemność, to mi wypełnia czas. Ciągle nie wiem wprawdzie, jak mam swoje prace wycenić, bo dla mnie mają niematerialną wartość. Ale mam nadzieję, że jakoś mi się uda to poukładać.

Do dawnego życia wracać nie chce.
-- Wiem, jak ciężko być bezdomnym i jak ciężko z tego stanu wyjść, jak to uzależnia - mówi. - Ale chcę to zrobić. Przygotowuję teraz grunt pod lepsze życie.

A na pożegnanie z CIS planuje zrobić z wiraży Drogę Krzyżową w ośrodkowej kaplicy.

Henryk uczy się na stare lata
Henryk jest z wykształcenia plastykiem, od wielu lat bezrobotnym, po nieudanych próbach prowadzenia własnego biznesu. Jak mówi, dziś o pracę dla plastyka trudno, a do tego dochodzi sprawa wieku - ma 63 lata.
Dlatego Henryk postanowił w końcu wziąć swoje sprawy we własne ręce. Wierzy, że teraz mu się uda. Bo za sobą przeżyć ma już wystarczająco dużo.

- Przed laty miałem swoją firmę reklamową, zajmowaliśmy się też projektowaniem wnętrz - wspomina. - Potem, gdy nastała era komputerów, które zastąpiły rękę projektanta, straciłem klientów. Ja do tej nowej technologii nie mogłem się bowiem przekonać.

Zajął się wykańczaniem wnętrz w drewnie. Nie trwało to długo, bo pojawiła się okazja do wyjazdu do USA.
- To był zupełny przypadek, zawoziłem do ambasady znajomą, która starała się o wizę. Trzeba było stać po nią w kolejce, to jak tak już razem stałem, to i złożyłem wniosek. I dostałem wizę.

Następne dwa lata Henryk spędził w Nowym Jorku. Pracował w firmie stawiającej domy ekologiczne. Ale odezwały się problemy ze zdrowiem i musiał wrócić do Polski.

- Całe pieniądze zainwestowałem w firmę pośredniczącą w handlu elektroniką - opowiada. - Gdy musiałem ją z różnych powodów zamknąć, otworzyłem hurtownię chemiczną.

Ale los miał inne plany.

- To były czasy łatwych kredytów, jedna osoba drugiej żyrowała pożyczki - wspomina Henryk. - Ja swój kredyt spłacałem, ale ten, komu podżyrowałem - nie. Dowiedziałem się o tym, gdy komornik wszedł mi na hipotekę. W ciągu miesiąca straciłem wszystko.

Zaczęła się depresja.

- Smutki topiłem w alkoholu - przyznaje Henryk. - W końcu trafiłem na odwyk do Choroszczy. To też był trochę przypadek. Bo leczyłem się tam na oddziale nerwic, w końcu powiedziano mi, że mój podstawowy problem to alkohol. Dopiero na odwyku zrozumiałem, co alkohol robi z ludźmi. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Dotarło do mnie, że wódka jest dla ludzi, ale nie dla wszystkich.

Gdy wrócił do trzeźwości, wiedział, że musi znaleźć nową drogę i sens. Nie chciał już wracać do biznesu, gonić za pieniędzmi. - Działałem w klubach AA, gdzie zobaczyłem, że można dawać coś z siebie innym i mieć z tego satysfakcję. Zainteresowałem się ekonomią społeczną. Zacząłem też uczyć się... obsługi komputera. Zrozumiałem, że obraza na nowe technologie to głupota. I na stare lata zacząłem chodzić do szkoły.

Wirtualny świat na tyle wciągnął 63-latka, że z pracą w sieci wiąże swoją przyszłość. Przypomniał też sobie o starych pasjach: fascynacji naturą i zdrowym stylem życia oraz o plastycznych zdolnościach.

W CIS-ie ma okazję doskonalić swój warsztat.

- Widzę też tutaj, jak ludzie potrafią się zmieniać i chcę w przyszłości pomagać takim wykluczonym, założyć fundację promującą ekorozwój, w której najważniejszy będzie człowiek - snuje plany na przyszłość.

Pomagają im odnaleźć się w życiu
Centrum Integracji Społecznej w Czarnej Białostockiej to jedno z pierwszych tego typu miejsc w naszym województwie. W Polsce są już 72 takie ośrodki.

Ten mieści się w środku lasu, w budynku po dawnej Agromie. Zrujnowany obiekt sami uczestnicy zajęć przygotowali pod swoje potrzeby.

Sami wyremontowali już parter, trwają prace na pierwszym i drugim piętrze. Będą tu pokoje z łazienkami. Takie prace to też dla uczestników forma terapii i przede wszystkim praktycznej nauki zawodu dla grupy remontowo-budowlanej. Zawodowe grupy są tu cztery. Każda daje coś od siebie ośrodkowi. Gastronomiczno-hotelowa gotuje obiady dla wszystkich, ekologiczno-ogrodnicza założyła przy ośrodku ogródek, a rękodzielnicza upiększa placówkę witrażami i obrazami (w niej są Henryk i Marian).

Ale praca fizyczna to nie wszystko. Uczestnicy zajęć w ramach reintegracji społecznej mają warsztaty psychologiczne (np. z radzenia sobie ze stresem, zmiany stosunku do pracy oraz podnoszenia samooceny), z doradcą zawodowym i ze zdrowego stylu życia. Mają swoich przewodników, którzy pomagają im odnaleźć się w życiu.

Choć CIS działa dopiero od kilku miesięcy, już czterem podopiecznym udało się znaleźć pracę. Np. wieloletni bezrobotny i bezdomny, który jest teraz "złotą rączką", zatrudnił się w hotelu w Białowieży. Nie tylko zarabia, ale ma tam "wikt i opierunek".

- Nie mamy kłopotu z naborem uczestników, ludzie sami chcą coś robić ze sobą, i najbardziej nas cieszy, gdy im się to udaje - mówi Michał Gaweł, wicedyrektor białostockiej Caritas i pomysłodawca powstania CIS-u w Czarnej Białostockiej. - To miejsce ma motywować ludzi wykluczonych społecznie do zmian. I tak się na szczęście dzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna