Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Miasto we łzach

Urszula Bisz (zmo)
Ze straszną siłą jeep uderzył w tył opla, tam, gdzie siedziały dzieci. Na nic zdały się foteliki, w których siedziały 4-latka i 9-latek. Siedząca za kierownicą ich matka nie doznała obrażeń.
Ze straszną siłą jeep uderzył w tył opla, tam, gdzie siedziały dzieci. Na nic zdały się foteliki, w których siedziały 4-latka i 9-latek. Siedząca za kierownicą ich matka nie doznała obrażeń. K. Radzajewski
Mońki. Mońki są pogrążone w żałobie. W piątek, w ciągu zaledwie kilku godzin, doszło tam do dwóch tragedii, w których zginęły dwie osoby, a 9-letnie dziecko walczy o życie. Takiego "czarnego" dnia w Mońkach jeszcze nie było.

Mieszkańcy miasta zaczepiają się na ulicy, pytając się wzajemnie, o to co się stało, jednocześnie nie wierząc, że to prawda. Wielu, rozmawiając, ma w oczach łzy.
Pierwszy dramat rozegrał się około godz. 17. Młoda matka jechała wraz z 4-letnią córeczką i 9-letnim synkiem samochodem. Dzieci siedziały w fotelikach przypięte pasami. Kobieta wymusiła pierwszeństwo. W tylną część jej auta uderzył wielki mitsubishi transporter taranując opla, w którym jechała rodzina.
- Z większych wypadków ludzie wychodzą cało. Te zgniecenia nie wskazują zaś na tak wielką tragedię. To jednak impet i waga ciężkiego jeepa mogły zebrać takie śmiertelne żniwo - mówią policjanci, którzy byli na miejscu. Podobnie jak inni świadkowie są w szoku po tym, co zobaczyli.
Chwilę po wypadku do poszkodowanych dotarła załoga pogotowia. Jedno dziecko nie dawało oznak życia, drugie też było nieprzytomne. Wezwano helikopter ratowniczy, który przetransportował ranne dzieci do białostockiego szpitala. Niestety, 4-letniej dziewczynki nie udało się uratować. 9-letni chłopczyk znajduje się w DSK w Białymstoku. Wczoraj stan jego zdrowia określano jako krytyczny.
Mieszkańcy Moniek jeszcze nie zdążyli otrząsnąć się po tej tragedii, gdy kilka godzin później, tuż przed północą, doszło do kolejnej. 42-letni policjant, ojciec trójki dzieci, pełniąc dyżur w miejscowej komendzie, strzelił sobie ze służbowego pistoletu w głowę. Rannego kolegę znaleźli policjanci, których zaniepokoił brak łączności z dyżurnym. Natychmiast wezwali pomoc i zawieźli go do szpitala. Jednak mimo godzinnej reanimacji mężczyzna umarł.
Dlaczego targnął się na własne życie? Nie wiadomo. Nieoficjalnie mówi się, że kierował się powodami osobistymi. Potwierdzają to też wstępne ustalenia specjalnie powołanej w celu wyjaśnienia przyczyn dramatu grupy policyjnej. W pracy radził sobie bardzo dobrze. Za miesiąc miał awansować.
Jednak tak naprawdę trudno powiedzieć, co spowodowało tragedię, bo nikt nie zauważył u niego zachowań, które wskazywałyby na to, że chce popełnić samobójstwo.
- Straszne! Coś go musiało głęboko gryźć, ale Waldek nie dzielił się z nikim swoimi problemami. To był dobry człowiek i porządny policjant. Miał za sobą blisko 18 lat służby - mówią wstrząśnięci tragedią jego koledzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna