Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzowskie ręce, które zarabiają

Miłosz Karbowski
Piotr Markiewicz mógł z kajaków na niezłym poziomie utrzymać swoją rodzinę. Na zdjęciu, już po zakończeniu kariery, z córeczką Hanią.
Piotr Markiewicz mógł z kajaków na niezłym poziomie utrzymać swoją rodzinę. Na zdjęciu, już po zakończeniu kariery, z córeczką Hanią. Archiwum rodzinne
Augustów. Kajakarze augustowskiej Sparty w swojej dyscyplinie osiągnęli niemal wszystko, co jest do zdobycia. Nie gwarantuje to jednak bogactwa.

Niespełna 34-letni Piotr Markiewicz, brązowy medalista igrzysk olimpijskich, już nie uprawia sportu. 32-letni Adam Wysocki to aktualny wicemistrz świata. Kajaki umożliwiły im obu godne życie, ale nie pozwoliły spokojnie myśleć o przyszłości.

- Kiedy czytam w prasie o kontraktach, które teraz podpisują siatkarze, to tylko się uśmiecham, bo ja tyle, co oni przez rok, nie zarobiłem przez piętnaście lat pływania w kadrze i po zdobyciu trzydziestu medali mistrzostw świata i Europy - mówi Wysocki.

Pierwsze pieniądze
- Jeśli dobrze pamiętam, miałem wtedy 16, 17 lat - mówi Piotr Markiewicz. - Były to doroczne nagrody za sezon. Na dzisiaj wynosiłyby pewnie z kilkaset złotych. Raz do roku mogłem kupić lepsze markowe spodnie, kurtkę albo buty. Stałe stypendium uzyskałem, kwalifikując się do kadry juniorów. Było to około 70% płacy mojej mamy, która pracowała w urzędzie miejskim. Jak na swoje 18 lat, stałem się samowystarczalny.

Wysocki sięga pamięcią do 1994 roku. Otrzymał wtedy nagrodę za złoty i srebrny medal mistrzostw świata w Meksyku - ówczesne 20 tysięcy złotych. - "Zaszalałem" na zakupach. Kupiłem niezłego walkmana, kurtkę na zimę i kilka płyt kompaktowych. Tyle warty był wtedy tytuł mistrza świata - wspomina Adam.

Zawód: kajakarz
Markiewicz i Wysocki, niedługo po pierwszych wielkich sukcesach, stali się "zawodowcami". Swojej dyscyplinie podporządkowali praktycznie wszystko. Opłaciło się.

- Początkowo musiałem się zadowolić średnią krajową, ale po wywalczeniu tytułów mistrza świata zarabiałem trzy razy więcej. Rozpocząłem trwającą 6 lat budowę domu. Inwestycję wspomogłem kredytem, który do dziś spłacam. Miałem na czesne za swoje studia i ogólnie byłem w stanie utrzymać żonę i dziecko. Całą nagrodę z Polskiego Komitetu Olimpijskiego za brąz w Atlancie - 38 000 złotych - przeznaczyłem na samochód - mówi Markiewicz.

Wysocki także postanowił zbudować własne gniazdko: - Po kolejnych nagrodach i ze stypendiów mogłem odłożyć trochę pieniędzy. Kupiłem niewielką działkę budowlaną, a były to czasy, kiedy ceny za nieruchomości jeszcze nie wariowały. Tylko że budowę domu skończyłem dopiero teraz, po ostatnich udanych sezonach.

Markiewicz dodaje: - Najważniejsze, że mogłem, jak to zwykł mawiać mój trener Andrzej Siemion, "godnie żyć". Miałem poczucie, że nie klepię biedy i robię coś nie tylko dla idei.

Piotr owoce swojej pracy jeszcze będzie zbierał. Za nieco ponad rok, gdy skończy 35 lat, zacznie dostawać tzw. rentę olimpijską za zdobycie medalu w Atlancie, co miesiąc ponad 2000 złotych. O takie świadczenie na igrzyskach w Pekinie postara się też Wysocki. W olimpijskich startach miał na razie pecha, bo podium przechodziło mu dosłownie koło nosa.

Miejsce w szyku
Życie kajakarza w Polsce rządzi się prostymi, trochę brutalnymi regułami. Stypendia kadrowe otrzymuje się tylko za zajęcie wysokiego miejsca w mistrzostwach świata lub Europy. Im cenniejszy medal, tym wyższe (można zostać czempionem na nieolimpijskim dystansie 200 metrów i dostawać za to 1000 złotych).

Idzie za tym nieustanna konieczność utrzymywania formy, niemożność odpuszczenia choćby jednego sezonu. Spartanie, przy wpadce na najważniejszej imprezie, mogliby przez cały rok żyć za kilkaset złotych miesięcznie, które za tak godne reprezentowanie wypłaca im klub. Mimo kuszących propozycji z innych ośrodków w kraju, nie zdecydowali się jednak na wyjazd z rodzinnego Augustowa, gdzie mieszka najlepszy polski trener Andrzej Siemion, a po zwycięstwach czy porażkach nasi sportowcy witani są jak bohaterowie. Od czasu do czasu pojawia się nad Nettą lokalny sponsor, który staje się mecenasem kajakarzy, obecnie bank BPH.

Akurat teraz mistrz świata Marek Twardowski oraz wicemistrz Wysocki otrzymują po 5-6 tysięcy stypendium z kajakowego związku, bo ostatni sezon mieli niezwykle udany.

- Dwa minione lata to bardzo dobry dla nas okres. Zarówno nagrody za medale, jak i stypendia pozwoliły nam poczuć się docenionymi. Wcześniej często robiło się nam przykro, kiedy w rozmowie z kolegami z innych dyscyplin okazywało się, że im wystarcza medal mistrzostw Polski, żeby zarabiać kilkakrotnie więcej niż my - mówi Wysocki. - Kajakarstwo nie jest, niestety, popularną dyscypliną i nie niesie ze sobą medialnej sławy. Przez to trudno oczekiwać korzyści, jakie dają inne bardziej znane sporty - dodaje.

Piotr Markiewicz się zastanawia: - Pieniędzy jest pewnie zawsze trochę za mało, ale nie o to chodzi w sporcie. Pewnie są dyscypliny, które mają ich nawet za dużo. To jednak temat rzeka…

Życie po karierze
Kariery się kończą. Markiewicz przyznaje, że w pierwszych dwóch latach było mu bardzo ciężko. - Obecnie pracuję zawodowo i nie mogę narzekać na swój status, chociaż nie zamierzam spoczywać na laurach. Dziękuję tym, którzy pomogli mi na samym początku. O tych, co powinni mnie wtedy wykorzystać, zagospodarować, z szacunku nie wspomnę - mówi Piotr.

Wysocki też zdaje sobie sprawę, że licznik lat bije nieubłaganie. Potem zacznie nowe życie. Urodził się w Wigilię, więc może jemu szczęścia również nie zabraknie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna