Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moja rzeka i sad

K. Radzajewski
Dorota Radomska przypomina się czasem moniecczanom
Dorota Radomska przypomina się czasem moniecczanom K. Radzajewski
Mońki. Teraz już w Mońkach bywa rzadko, ale lubi wracać do miasta, w którym spędziła radosne dzieciństwo. Z Dorotą Radomską, uznaną aktorką białostockiego Teatru Dramatycznego, rozmawia Kazimierz Radzajewski.

Ile Moniek zostało w pani wspomnieniach?
- Dużo! To wszak mój cały dziecięcy świat. Ta okolica jawi mi się do dziś z urokliwą przyrodą. Biebrza to też moja rzeka - bardziej moja, aniżeli całej rzeszy amatorów przyrodniczych eskapad. Przy domu mieliśmy duży sad, a w nim moc przeróżnych owoców - takiego aromatu próżno dziś szukać w marketach. To było moje królestwo. Tu się urodziłam, tu uczyłam się w podstawówce, tu były początki mojej fascynacji sztuką - początkowo muzyczną. Ja już w wieku 13 lat przeniosłam się do Białegostoku, bo chciałam uczyć się wokalistyki w szkole muzycznej. Tak wyszło, że chciałam być muzykiem, a zostałam aktorką.

Jak dostała się pani do teatru?
- To było chyba zrządzenie losu. Moja znajoma koleżanka-aktorka poleciła mi próbę angażu w teatrze im. Aleksandra Węgierki. Ówczesny dyrektor wziął mnie na próbę i ta próba trwa do dziś. Zostałam adeptką i choć dla pań ról halabardników nie ma, to dostawałam coraz większe role. Najważniejszy był jednak kontakt z wyśmienitymi reżyserami i mistrzami sztuki aktorskiej. Po czterech latach tego terminowania zdałam egzamin eksternistyczny uprawniający do wykonywania zawodu aktorki teatralnej.

Czy to chciała pani robić w życiu?
- Teraz wiem, że tak. Minęło już 20 lat mojej pracy na scenie, zaś najnowszym pomysłem - moim i moich kolegów - jest nasz własny Teatr Improwizacje. Wystawiamy już spektakle dla dorosłych i dzieci. Nie mam przy tym wygórowanych marzeń. To, co najważniejsze, zawiera się w potrzebie grania z dobrym zespołem ludzi. Liczy jest wszak odbiór naszej sztuki przez publiczność.

Czy zrobiła pani karierę?
- To trudno ocenić. W pewnej mierze tak, bo wielu białostoczan kojarzy mnie z teatrem i moimi rolami. W tej branży łaskawość widzów na pstrym koniu jeździ, bo ot niby jest coś z owej kariery, a tu szara rzeczywistość potrafi ściągnąć "sławę" do odpowiednio niskiego poziomu. Nie jestem łasa na tzw. rozpoznawalność, którą przynoszą telewizyjne seriale.

A zatem godzi się pani na byt "prowincjonalnej" aktorki?
- Ej tam, wszystko jeszcze przede mną i sporo osiągnięć za mną. Zagrałam już w serialu pt. "I kto tu rządzi" Macieja Ślesickiego, zapraszam jesienią na oglądanie drugiej serii tej zabawnej telenoweli. W moich zawodowych marzeniach jest zaś tworzenie dobrego teatru - takiego, do którego chodzą widzowie i cieszą się z mojej gry. Tymczasem cieszę się z ról i kreacji, których już nie sposób policzyć. Widzowie to cenią i wcale nie nazywają naszego grania sztuką prowincjonalną.

A jakie ma pani prywatne marzenia?
- Spełniłam się jako aktorka i jeszcze bardziej jako matka. Mam cudowną córeczkę - to moje pięcioletnie szczęście i mam tylko nadzieję, że nie pójdzie w ślady mamusi.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna