Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Monika Szewczyk i Galeria Arsenał. Zdrowa ryba płynie pod prąd

Magdalena Kleban
To dzięki niej zrobiło się głośno o Białymstoku w świecie sztuki. Co to jest Arsenał, wiedzą artyści z Warszawy, Łodzi, a nierzadko i z Berlina, a nawet Nowego Jorku. Monika Szewczyk już 20 lat szefuje tej galerii.
To dzięki niej zrobiło się głośno o Białymstoku w świecie sztuki. Co to jest Arsenał, wiedzą artyści z Warszawy, Łodzi, a nierzadko i z Berlina, a nawet Nowego Jorku. Monika Szewczyk już 20 lat szefuje tej galerii.
Nigdy tak naprawdę nie zastanawiała się nad wyborem swojej zawodowej ścieżki. To było naturalne.

Oboje rodzice po Akademii Sztuk Pięknych (mama była wprawdzie architektem, ale też malowała). Rozmowy o sztuce, odwiedziny w galeriach, wyjazdy na plenery - to od dziecka było jej środowisko naturalne.

- Po liceum zastanawiałam się przez chwilę, czy wybrać ASP czy historię sztuki. Na szczęście, zdecydowałam się na to drugie, bo myślę, że artysta byłby ze mnie żaden, a w sztuce jest tak, że albo się jest bardzo dobrym artystą, albo jest się skazanym na życie w ogromnym stresie - opowiada Monika Szewczyk, szefowa białostockiej galerii Arsenał.

Galeria ta tanecznym krokiem weszła w tym roku w poważny już wiek 45-latki. Powstała w 1965 r. jako jedno z Biur Wystaw Artystycznych. Monika Szewczyk kieruje nią od 1990 roku. I to za jej kadencji Arsenał zasłynął z konsekwentnego autorskiego programu wystawienniczego: prezentuje i promuje sztukę najnowszą (malarstwo, rzeźbę, obiekty, fotografię, wideo, instalacje intermedialne, performance itp.). I co więcej, zbiera za to nagrody i wyrazy uznania nie tylko w świecie sztuki. W 1997 r. w ankiecie tygodnika "Polityka" białostocki Arsenał został uznany za najlepszą samorządową instytucję kultury, zajmującą się promocją sztuki współczesnej. W tym roku zaś zajął trzecie miejsce w rankingu na najlepszą galerię publiczną w Polsce! Za nim znalazły się tak znane instytucje jak: warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, krakowski Bunkier Sztuki czy BWA z Bielsko-Białej.

- Od początku byłam zdecydowana na prowadzenie galerii progresywnej o charakterze autorskim, w której najważniejsze jest pokazanie publiczności w Białymstoku żywego, prawdziwego obrazu sztuki najnowszej. Tych wszystkich zjawisk, które ją określają, które rysują nowe szlaki nowe tendencje - wymienia Monika Szewczyk. - Nie jesteśmy w stanie pokazać wszystkich wątków, ale możemy przynajmniej skupić się na najważniejszych, które wyznaczają kierunki w sztuce. Stąd nasze największe zainteresowanie skupia się na laboratorium, czyli procesach, które się dopiero zaczynają, a nie już kończą. Sztuka musi wyprzedzać swoją epokę.

Zdaniem Szewczyk, śledzenie najnowszych trendów w sztuce współczesnej ważne jest nie tylko dla samych artystów i krytyków.

- Mam wrażenie, że jest, a przynajmniej powinno być istotne dla naukowców, antropologów, socjologów. Często śledzenie tendencji w sztuce może nam uświadamiać pewne procesy, które zachodzą w społeczeństwie, a których sobie jeszcze nie uświadamiamy - wyjaśnia szefowa Arsenału. I niejako na poparcie swojej tezy dodaje: - Prawdopodobnie konsekwentna analiza ekspresjonizmu niemieckiego pozwoliłaby nam lepiej zrozumieć nastroje panujące w społeczeństwie niemieckim przed dojściem Hitlera do władzy. Bo sztuka jest fantastyczną przestrzenią informacji o człowieku i tego, co się w nim dzieje.

W Pekinie szukała odmienności
Ona jednak sztuki nie potrzebuje do badań socjologicznych. Sztuka to jej życie, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało.

Nic dziwnego więc, że bez względu na to, czy podróżuje prywatnie czy służbowo, zawsze odwiedza miejscowe galerie, interesują ją miejscowi artyści. Właśnie wróciła z Bukaresztu, gdzie prezentowała kolekcję Arsenału i jak zwykle, po raz któryś z kolei, zachwyciła ją architektura tego miasta, niestety, już bardzo zniszczona.

O ile jednak zabytki - dzieła sztuki przeszłości - zawsze noszą piętno kraju, z którego pochodził artysta, to współczesność ma to do siebie - że te granice coraz bardziej się zacierają. Artyści coraz łatwiej komunikują się ze sobą, coraz więcej podróżują, sięgają po podobne pożywki: tę samą telewizję, używają tych samych mediów, internetu, zajmują stanowisko w podobnych kwestiach. Coraz rzadsze są enklawy, gdzie ciągle jeszcze cechy narodowe się pojawiają.

- Wszystko się unifikuje, a przede wszystkim język sztuki, jakim się posługujemy. Ostatnio będąc w Pekinie odwiedzałam pracownie wielu artystów trochę z nastawieniem, że tam znajdę jakąś odmienność, wpływ tak starej kultury, że musiała ona odcisnąć piętno i... nie znalazłam nic, co by nie przypominało "produkcji europejskiej". W każdym razie bardzo niewiele - podkreśla.

Z Belfastu wiozła rośliny
Zdarza się jej jednak, i to całkiem często, w czasie tych licznych podróży nieco zboczyć ze szlaku "galerianego". Najłatwiej skusić ją na jakiś miejscowy przysmak, ale potrafi też stracić głowę dla... wyjątkowo interesującej byliny. Czasami aż szkoda, że w torebce nie ma miejsca dla poręcznej łopatki do wykopania co ciekawszych egzemplarzy roślinnych. Bywa jednak, że nie jest to narzędzie niezbędne - z takiego Belfastu na przykład piękną roślinkę udało jej się przywieźć.

- Czasem trudno nie ulec pokusie, ale zasadniczo nabywam rośliny drogą kupna - wyznaje. - Na szczęście, domy na Bojarach mają dosyć duże ogrody. Mój nabytek z Belfastu też znalazł tam swoje miejsce. Pięknie się przyjął, pięknie kwitł w zeszłym roku. Ale po trudnej zimie wszystko wskazywało na to, że roślinka zgniła. Na szczęście, widać już, że znowu puszcza zielone pędy.

Do swojego ogrodu ma stosunek filozoficzny - pogodziła się z tym, że część roślin się nie przyjmuje, część obumiera. Zresztą, to też kolejna okazja do wprowadzenia tam nowych okazów. Bo strasznie lubi w swoim ogrodzie to, że wydaje się taki... niezorganizowany. Na tych samych prawach rosną w nim egzotyczne rośliny, storczyki łąkowe, róże i łubiny wykopane gdzieś przy drodze.

- Jest chaotyczny jak wszystko w moim życiu - nie bez zadowolenia podkreśla Monika Szewczyk.

Niemoralne jak życie
Jednak mimo tego pozornego chaosu, ostatnie lata przyniosły szereg sukcesów, zarówno w życiu Moniki Szewczyk, jak i Arsenału. I dzięki temu zapewne mało kto już pamięta, że swego czasu o doborze prezentujących się w galerii artystów chcieli decydować lokalni politycy ze skrajnie prawej strony sceny politycznej. Protesty w sprawie niektórych wystaw, zarzuty o obrazę moralności docierały nawet na sesje ówczesnej rady miejskiej.

- Wtedy chyba w ogóle w Polsce była taka tendencja, która mniej wiązała się z potrzebą moralnej oceny sztuki, a bardziej z potrzebą zaistnienia. Pierwszym zresztą nie był polityk, tylko Daniel Olbrychski, który wpadł z szabelką do Zachęty siekąc pracę Piotra Uklańskiego. Pokazał, że to jest bardzo prosta strategia na rozgłos. A my przecież nie zakładamy, że chcemy pokazywać rzeczy bulwersujące. My chcemy pokazywać prawdę o życiu i przesłanie artysty - tłumaczy dyr. Szewczyk. - Ale interwencja w przestrzeń sztuki to bardzo prosty sposób, żeby wyrobić sobie nazwisko walczącego polityka.

Ważne jest też to, co się rozumie pod pojęciem moralność - czy występkiem przeciwko niej będą zawsze wydarzenia sprzeczne z szeroko pojętą obyczajowością. Monika Szewczyk uznaje, że moralność w sztuce jest mocno związana z mówieniem prawdy: - Bardzo często zarzuca się niemoralność artystom, którzy są bezkompromisowi, zwracają naszą uwagę na nieprawidłowości w funkcjonowaniu sfery publicznej - wyjaśnia. - A sztuka jest zwierciadłem, pokazuje rzeczywistość, w tym również jej ciemne strony. Zdrowa ryba płynie pod prąd. Wszystko to tak naprawdę służy rozwojowi dyskursu społecznego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna