Zamiast pary lokatorów znalazł gnijące zwłoki nieznanego mężczyzny. Morderca ukrywał się za granicą. Okazał się nim Adam K. - 24-letni kolega ofiary. Grozi mu dożywocie.
Zabójstwo miało miejsce w ostatnią sylwestrową noc. Tragiczny los 45-letniego Andrzeja T. Polska poznała jednak dopiero półtora miesiąca później.
Sprawcy szukano do wiosny
Makabrycznego odkrycia dokonał właściciel mieszkania przy ul. Białostoczek w Białymstoku, który od dłuższego czasu nie miał kontaktu z najemcą - Adamem K. Mężczyzna nie opłacił czynszu za styczeń, a przy tym nie odpowiadał na telefony, nie otwierał drzwi. W końcu, 12 lutego, właściciel zdecydował się rozkręcić zamki.
- Weszliśmy do środka. W odległości około 2 metrów od drzwi zauważyliśmy zwłoki mężczyzny zwrócone głową w naszą stronę - zeznał 30-letni syn właściciela mieszkania. - Ciało było w rozkładzie. Panował straszny fetor. Widok był straszny.
Na miejsce wezwana została policja. W wyniku śledztwa ustalono, że ciało należy do Andrzeja T., białostoczanina pracującego dorywczo jako spawacz. Sekcja zwłok wykazała, że 45-latek zginął od ciosów zadanych nożem. Podejrzenie padło na lokatorów feralnego mieszkania. 24-letni Adam K. i żyjąca z nim w konkubinacie 30-letnia Patrycja S., zapadli się jednak pod ziemię.
Zostali zatrzymani dopiero wiosną br. Adama K. złapano w połowie kwietnia 2011 r. na poznańskim dworcu autobusowym - zaraz po powrocie z Wielkiej Brytanii. To właśnie tam ukrywał się przez wszystkie miesiące. Patrycja S. na policję zgłosiła się sama, 2 tygodnie po nim.
Wszystkiemu winien... alkohol
Para zatrzymanych wraz z 4,5-letnią córeczką Patrycji oraz ofiara wspólnie - od października 2010 r. - zamieszkiwali w dwupokojowym lokum na Białostoczku. Ten ostatni bez wiedzy właściciela. Cała trójka znała się od lipca ub. r., z poprzedniej stancji.
Feralnego wieczoru mężczyźni spożywali w kuchni alkohol. Gdy zbliżała się północ doszło między nimi do sprzeczki, a później szarpaniny. Kto pierwszy chwycił nóż?
- Ja nie chciałem, żeby tak się stało - zarzekał się Adam K.
Według jego wersji, to on został zaatakowany i tylko się bronił. Bo Andrzej T., jak twierdzi oskarżony, miał problem z alkoholem, a kiedy usłyszał radę, żeby "przystopował", bo mają w domu małe dziecko, to się zdenerwował.
- Zdarzało się, że jak miał pieniądze to od piątku do poniedziałku praktycznie nie trzeźwiał - zdradził K. - Wtedy też był pod widocznym wpływem alkoholu. Wstał i popchnął mnie. Odepchnąłem go. On poleciał na szafkę ze zlewem. Chwycił nóż i ruszył na mnie.
Podczas szamotaniny Andrzej T. najpierw został zraniony w ucho, a później otrzymał jeszcze dwa ciosy w ramię i obojczyk.
- Andrzej sam wyciągną nóż z ciała. Następnie odwrócił się w stronę pokoju i upadł na podłogę - Adam kontynuował swą opowieść. - Odwróciłem go na plecy. On charkną może dwa razy i przestał się ruszać.
Obecna w tym czasie w mieszkaniu Patrycja S. zaczęła płakać. Kiedy chciała zadzwonić po pogotowie, Adam zabronił jej. Zdecydował, że trzeba zabrać dziecko i opuścić mieszkanie.
- Przestraszyłem się - mówił Adam K. - Wiedziałem, że trafię do więzienia, że źle zrobiłem.
Postawił na swoim. W czasie, kiedy Andrzej wykrwawiał się na śmierć Adam K. wyrzucił narzędzie zbrodni za drzwi balkonowe, po czym w 15 minut z Patrycją spakowali swoje rzeczy i uciekli. Gdy wyszli na zewnątrz, miasto właśnie rozbłysło noworocznymi fajerwerkami. Córeczka Patrycji została u dziadków, a młodzi... wybrali się jeszcze na dwie imprezy sylwestrowe do znajomych. Kilka dni później zaś, 8 stycznia, wyjechali do Londynu.
Zaczęło męczyć ją sumienie
Nie tą wersję wydarzeń przyjęła jednak prokuratura formułując niedawno akt oskarżenia. Adam K. usłyszał zarzut umyślnego zabójstwa i trafił do aresztu. Obciążające go zeznania złożył jedyny żyjący świadek całego zdarzenia - Patrycja.
O Andrzeju T. wyraziła się "dobry współlokator". - Jak był trzeźwy to był dobrym człowiekiem, jak się napił, to był "zaczepliwy" - mówiąc to 30-latka nie miała jednak wątpliwości, że 31 grudnia to Adam wziął do ręki nóż i zaczął nim wymachiwać przed oczami Andrzeja. 45-latek próbował odebrać broń napastnikowi.
- Chciałam ich rozdzielić. Błagałam Adama, żeby odłożył nóż, ale on mnie nie słuchał - powiedziała Patrycja. Gdy uciekli z mieszkania, Adam groził Patrycji, że jeśli powie komukolwiek o zabójstwie, ją może spotkać taki sam los. Ponadto, gdyby go złapali, miała mówić, że to Andrzej zaatakował pierwszy.
- Nabrałam do Adama odrazy. Po nim spłynęło to wszystko jak "po kaczce". A ja nie mogę tak postępować i tak żyć - zeznała kobieta.
Przez wiele tygodni żyła w napięciu, nie wiedząc, co się stało z Andrzejem. - To mnie dusiło. Dzwoniłam do właściciela z zagranicy, że zostawiłam w mieszkaniu łóżeczko dla dziecka. Po prostu chciałam, by ktoś tam poszedł i żeby sprawa wyszła na jaw.
Mimo szczerych zeznań Patrycja S. odpowie za nieudzielenie pomocy umierającemu Andrzejowi T., za co grozi do 3 lat więzienia. Całą sprawą zajmie się Sąd Okręgowy w Białymstoku.
Oboje oskarżeni byli w przeszłości karani. Adam K. dwukrotnie za jazdę po pijanemu, zaś Patrycja S. za rozbój i kradzież.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?