Moskiewski sąd zdelegalizował organizacje założone przez więzionego przywódcę opozycji Aleksieja Nawalnego, uznając je za ekstremistyczne. Jest to najnowszy krok Kremla w kampanii na rzecz uciszenia głosów sprzeciwu przed wyborami zapowiedzianymi na wrzesień tego roku.
Zanim ogłoszono werdykt późną nocą, prawnicy działający na rzecz organizacji uwięzionego lidera opozycji Aleksieja Nawalnego opuścili już salę sądową w proteście przeciwko postawie władz, która za wszelką cenę chce wymazać przeciwników Władimira Putina ze społecznej przestrzeni.
Nikt nie miał złudzeń, że proces przyniesie cokolwiek innego niż decyzję, o którą wnioskowali prokuratorzy: a wnosili oni o to, by antykorupcyjna organizacja pozarządowa i regionalna sieć polityczna stworzona przez Nawalnego zostały uznane za organizacje ekstremistyczne i rozwiązane.
Ale szybkość, z jaką sędzia zrobił to w ciągu zaledwie jednego dnia, odrzucając kilkanaście zarzutów prawnych i większość kwestii prawnych po drodze, wyrobiła w grupie obrońców opozycji przekonanie, że sprawa została już postanowiona wcześniej, dlatego uznali, iż ich obecność na sali sądowej nie jest już potrzebna.
- Mam nadzieję, że kiedy wrócimy z sali sądowej nie będziemy się wstydzili własnych słów – powiedział sędziemu główny prawnik Iwan Pawłow na kilka chwil przed zwolnieniem swojego zespołu z sali sądowej.
Decyzja o postawieniu organizacji Aleksieja Nawalnego na równi z Państwem Islamskim (ISIS) nie tylko skutkuje natychmiastową delegalizacją ich działalności. Dzięki kolejnej ustawie uchwalonej w okresie poprzedzającym to orzeczenie, ma ona również moc wsteczną zakazu ubiegania się o urząd polityczny osobom, które były związane z organizacjami czołowego rosyjskiego opozycjonisty.
To, zdaniem zwolenników Aleksieja Nawalnego, jest równoznaczne z zakazem jakiejkolwiek legalnej opozycji politycznej w Rosji.
Obrońcy Nawalnego wskazywali ponadto na fakt, iż większa część posiedzeń w moskiewskim sądzie była rozpatrywana w tajemnicy, a państwo wszczęło postępowanie niejawne wkrótce po wniesieniu oskarżenia.
Jak twierdzą osoby z zespołu prawnego Nawalnego, prokuratorzy twierdzili, że jego organizacja pozarządowa zajmująca się zwalczaniem korupcji próbowała zakwestionować "porządek konstytucyjny" i stworzyć opinię, że zmiana rządu w Rosji jest konieczna.
Wrześniowe wybory są ważne dla Putina, chciałby, żeby jego ugrupowanie zdobyło jak najwięcej głosów, co wzmocniłoby pozycję prezydenta. Putin może spać spokojnie, bo zmiana konstytucji rosyjskiej zapewnia mu rządy na kolejne lata. Pozostanie Nawalnego i jego organizacji oznaczałoby kłopot dla Putina, bo w czasie, kiedy działał Nawalny na światło dzienne wychodziły szokujące informacje dotyczące korupcji na szczytach władzy.
Już po aresztowaniu Nawalnego, który mimo ostrzeżeń wrócił z Niemiec, gdzie był leczony z powodu próby otrucia środkiem zwanym Nowiczok przez agentów rosyjskiego wywiadu, pojawił się film o pałacu Putina.
Jego wartość oceniono na miliard dolarów,. Był tam przepych na niespotykanym poziomie. Putin co prawda zaprzeczał, by stanowił on jego własność, ale Rosjanie mogli na własne oczy zobaczyć, jak żyje ich prezydent.
Kiedy więc zatrzymano Nawalnego tuż po lądowaniu na moskiewskim lotnisku, został on aresztowany i postawiony przed sądem. Prokuratorzy zarzucali mu złamanie warunków warunkowego zwolnienia, konkretnie nie stawiał się co pewien czas na posterunek policji w Rosji. Nie pomagały słowa jego obrońców, którzy przekonywali, że nie mógł tego robić, bo w tym czasie przebywał na leczeniu w berlińskiej klinice.
Dopełnieniem akcji przeciwko opozycjoniście była delegalizacja jego organizacji. I to się właśnie stało.