Dosyć nietypowo zakończył się konflikt w Miejskim Przedsiębiorstwie Komunikacji, którego efektem była m.in. głodówka prowadzona przez jednego ze związkowców.
Dyrektor, którego chcieli odwołać, do firmy już nie wróci. A poza tym okazało się, że akcja protestacyjna odbyła się wbrew prawu.
Chcieli głowy, mają nogę
Przypomnijmy, że zakładowy komitet NSZZ "Solidarność" wszczął jednoosobowy strajk głodowy, którego właściwie jedynym powodem była chęć odwołania Bogusława Szczecha, dyrektora MPK. Ten i tak z końcem przyszłego miesiąca odchodzi na emeryturę. Żądano aby jak najszybciej rządy w spółce objął jego następca, czyli Janusz Nowakowski, obecny radny i pracownik zakładu, który wygrał ogłoszony przez prezydenta konkurs.
Spór miała rozwiązać rezygnacja Szczecha, który chciał emerytury doczekać na innym stanowisku niż dyrektorskie, ale to okazało się niemożliwe.
- Nie mogę podjąć takich kroków chcąc pozostać w zgodzie z prawem - tłumaczył wczoraj Mieczysław Czerniawski, prezydent Łomży. - Mogę jedynie zwolnić go z trzymiesięcznym okresem wypowiedzenia, bo natychmiastowo byłoby to możliwe wyłącznie z przyczyn dyscyplinarnych. A do tego przecież nie mam podstaw?
Ale okazało się, że patową z pozoru sytuację rozwiązało zwolnienie lekarskie, na które udał się dyrektor. Okazało się, że doznał urazu nogi na terenie zakładu. Tak więc do firmy właściwie już nie wróci, bo kiedy skończy mu się zwolnienie, to prezydent wyśle go na zaległy urlop, którego wystarczy do dnia przejścia na emeryturę. I tak związkowcy dostaną co chcieli.
Tyle, że wciąż aktualne są wątpliwości czy osiągnęli to zgodnie z literą prawa.
Złamali procedury
Bo do podjęcia całej akcji nie upoważniła ich załoga w drodze referendum strajkowego. Bo takie, choć co prawda miejsce miało, to okazało się być nieważne. Mimo to związkowcy zaczęli działać.
Prezydent otrzymał już w tej sprawie specjalną opinię, która źle świadczy o podejściu do prawa zakładowych struktur.
- Nie ma wątpliwości, że ta cała akcja odbyła się poza przewidzianymi prawem sposobami rozwiązywania takich sporów - powiedział Czerniawski. - A zupełnie inną sprawą jest to, że ja właściwie i tak dalej nie wiem po co był ten cały protest.
Dalszych działań w tej sprawie podejmować jednak nie zamierza, bo zakład nie poniósł na strajku żadnego uszczerbku. Poza oflagowaniem taboru i siedziby oraz spędzeniem kilku godzin bez jedzenia przez szefa związku, nic większego nie miało miejsca.
Wyrwać się z zapaści
Tyle, że personalne i związkowe spory nie pomogą w wyciągnięciu firmy z ponad milionowego długu. Na razie prezydent musiał wstrzymać plany przekształcenia zakładu w spółkę, a przygotowaniem planu naprawczego ma zająć się nowy dyrektor i załoga.
Zaproponował jedynie zmiany stawek od tzw. wozokilometra i przyznanie spółce 300 tys. zł subwencji z miejskiej kasy. Jeśli zgodzą się na to radni to na kilka miesięcy problem uda się zażegnać.
Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorcówDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?