Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

My się naprawdę naparzamy tymi toporami

Andrzej Zdanowicz
Krzysztof Miśkiewicz „Dziki“
Dla wielu osób życie bez prądu i wody oraz spanie na ziemi w namiocie to byłaby straszna kara. Ale nie dla nich! Dla nich to raj! Niektórzy nawet przebierają się w średniowieczne stroje i chodzą zimą nocować w lesie. W miniony weekend z całej Polski zjechali do Drohiczyna.

Raz do roku do Drohiczyna przyjeżdżają wczesnośredniowieczni wojowie i rzemieślnicy z całego kraju. Rozbijają swe obozowiska nad Bugiem i przez kilka dni żyją niczym Słowianie, Wikingowie lub Bałtowie z IX wieku. Śpią w namiotach, przykryci jedynie wełnianymi lub lnianymi pledami. Chodzą w ubraniach z epoki, piją i jedzą z glinianych naczyń wytwarzanych w taki sam sposób, jak przed wiekami. I tak jak przed wiekami walczą na miecze i topory. Tu nie ma miejsca na komercję czy sieciówkowe gadżety.

Wśród rekonstruktorów są zarówno osoby starsze, jak i młodzi, a nawet malutkie dzieci. Łączy ich fascynacja historią, ale nie taką, o której jedynie czyta się w książkach, a taką, którą żyje się na co dzień. Bo oni żyją tak, jakby czas się cofnął o tysiąc lat.

Zawsze chciał być rycerzem

- Rekonstrukcja to nie jest praca na osiem godzin i do domu - mówi Andrzej Głębicki, który od lat organizuje Zloty Słowian, Bałtów i Wikingów nad Bugiem (najczęściej w Drohiczynie, ale kilka odbyło się też w Mielniku). - To siedzi cały czas w głowie. Człowiek w tym świecie żyje. To z tego świata wychodzi do pracy. To jest coś, z czym zasypiasz i się budzisz. Sen na jawie o bitwach i zapachu drewna w ognisku.

Pan Andrzej zawodowo organizuje rekonstrukcje z różnych epok, nawet współczesne, ale osobiście pasjonuje się wczesnym średniowieczem.

- Gdy byłem dzieckiem, pociągała mnie historia - opowiada. - Chciałem być rycerzem. Bardzo wcześnie przeczytałem „Krzyżaków“ Sienkiewicza. Potem w szkole poznałem historie Wikingów i się nimi zafascynowałem. Następnie zaś - w duchu patriotyzmu i większej wiedzy - zamieniłem Wikingów na Słowian.

Bo na tych terenach to właśnie Słowianie byli niepokonani.

- Rekonstrukcje to z jednej strony ujście dla dumy z tego, że jestem Polakiem i że miałem takich wielkich przodków - wyjaśnia Głębicki. - A z drugiej strony, każdy z nas jest w środku do końca życiem dzieckiem z ciągle nowymi marzeniami...

W te marzenia wciągnął też innych.

- Namówiłem wiele osób do zabawy w rekonstrukcje - przyznaje z dumą. - Tak jest też w przypadku mojej rodziny. Żona zawsze lubiła przygodę. Gdy tego doświadczyła, dała się porwać. Córka już nie miała wyboru - śmieje się. - Teraz to nasza wspólna pasja oraz wielu naszych znajomych. Łączy nas chęć oderwania się od rzeczywistości oraz, co najważniejsze, bardzo miłego spędzania czasu w miłym towarzystwie.

Nie można atakować kolan ani łokci!

- Ja rekonstrukcjami zainteresowałem się siedem lat temu - wspomina 34-letni Wiking Gorm, czyli Michał Ożóg z Warszawy. - Kiedyś przyjaciółka zaprosiła mnie do grodu w Ryni koło Warszawy. Spodobała mi się walka mieczem i tarczą i sam zacząłem trenować. Ujęła mnie też cała otoczka i to wierne odzwierciedlanie historycznych realiów. Po kilku latach zacząłem zajmować się wyrabianiem przedmiotów ze skóry: pasków, kaletek oraz drewnianych tabliczek do tkania krajek. Dzięki temu moje hobby zaczęło na siebie zarabiać. Kiedyś pracowałem na etacie, a teraz staram się utrzymać tylko z rekonstrukcji. Jeździmy więc po całej Polsce z naszym kramem i sprzedajemy wytworzone przez nas przedmioty. I tak co roku, od maja do września, w każdy weekend jesteśmy na jakimś festiwalu. Kiedy wracamy, znowu produkujemy własnoręcznie towary i jedziemy dalej. Jest to męczące, ale zdecydowanie wolę to niż pracę etatową.

Gorm podkreśla, że pokazy walk rekonstruktorów wcale nie są ustawiane.

- My się naprawdę naparzamy tymi mieczami i toporami, tylko oczywiście zachowując zasady bezpieczeństwa - tłumaczy. - Uderzenia mieczem muszą być zadawane w odpowiednich płaszczyznach. Nie można atakować kolan, łokci, twarzy, szyi, dłoni i przedramion oraz stóp i goleni. Można za to uderzać w hełm i tułów.

Walka mieczem, a tym bardziej toporem wymaga odpowiedniej kondycji.

- Podczas treningu ćwiczyliśmy np. zatrzymanie miecza w pełnym pędzie ciosu - opowiada Gorm. -To wymaga siły, ale pozwala uniknąć zrobienia komuś krzywdy.

Walka na miecze jest jak sport: - Bo chodzi o to, by zadać przeciwnikowi cios na dozwoloną część ciała. Po pierwszym takim ciosie przeciwnik powinien upaść - mówi Gorm.

Co ciekawe, lepiej jest walczyć z doświadczonym przeciwnikiem. -Wówczas wiem, że ciosy będą zadawane prawidłowo - tłumaczy Gorm. - Często podczas pokazów, w ramach zabawy, walczę na miecze z dziećmi. Raz zgodziłem się, by takiej zabawy spróbował dorosły. Walka nie miała być na poważnie, a on omal nie wybił mi mieczem zębów. Jeszcze groźniej jest, gdy niedoświadczona osoba chwyci za topór. Ma on... dwumetrowy trzonek, a na końcu ponad kilogram żelaza! Źle zadany cios może być naprawdę niebezpieczny.

Ale rekonstrukcje to przede wszystkim zabawa w historię. Bezpieczna nawet dla dzieci.

- W Drohiczynie był z nami nasz 8-miesięczny syn Antoś - mówi Gorm. - Radziliśmy sobie i z kramem, i z dzieckiem. Było naprawdę świetnie. Lubię zloty w Drohiczynie, bo mają niepowtarzalny klimat. To jeden z niewielu festiwali, który odbywa się nad wodą, a poza tym panuje tu dość surowy rygor dotyczący historycznego wyposażenia i ubioru. Dzięki temu obóz jest naprawdę wczesnośredniowieczny, a przecież o to chodzi!

Rzuciła pracę w biurze

Wśród rekonstruktorów są nie tylko wojowie, ale też rzemieślnicy. Wiele z nich to kobiety, a wśród nich zafascynowana średniowieczem Magda Kopiczko z Białegostoku.

- 10 lat temu po raz pierwszy zobaczyłam rekonstruktorów w Dospudzie koło Raczek - wspomina Magda. - Spodobał mi się ich sposób życia i postanowiłam sama spróbować...

Od razu pojechała z mężem na kilka festiwali rekonstrukcyjnych. Wybierała te, które miały mniejsze wymagania, by być uznanymi za rekonstruktorów.

- Nabieraliśmy doświadczeń i wiedzy - tłumaczy. - Potem już wiedzieliśmy, w co się wyposażyć i zaczęliśmy jeździć na bardziej wymagające zloty. Od dawna zajmowałam się garncarstwem, więc teraz zaczęłam zajmować się garncarstwem historycznym.

Poznała wielu innych rekonstruktorów i od nich czerpała niezbędną wiedzę.

- 10 lat temu byłam zwykłym pracownikiem biurowym, ale rzuciłam tę pracę i zaczęłam utrzymywać się tylko z rekonstrukcji i sprzedaży glinianych naczyń - opowiada Magda. - Wiele osób pyta mnie, czy mogę się z tego utrzymać. Oczywiście, że nie stać mnie na dom i dwa samochody, ale na moje potrzeby starcza. A na dzieci zarabia mąż - śmieje się.

Magda jest znana i ceniona wśród rekonstruktorów jako wolny rzemieślnik. Wolny, bo nie należy do żadnej drużyny. Od maja do września jeździ ze swoimi wyrobami po całym kraju, a nawet za granicę (głównie do Skandynawii), od festiwalu do festiwalu. Jeździ oczywiście z mężem i trójką dzieci (w wieku 5, 7 i 9 lat).

- Z dziećmi jest nieco trudniej, ale to kwestia organizacji i odpowiedniego wyposażenia namiotu - przyznaje. - A dla dzieci to ogromna frajda, że mogą jeździć na wycieczki i brudzić się w kałuży. Na ich przykładzie wiem, że we wczesnym średniowieczu dzieci były brudne. Ale dziecko jest albo czyste, albo szczęśliwe. Po tych wyjazdach moje dzieciaki są bardziej samodzielne.

Na swoim kramie Magda sprzedaje naczynia z różnych epok. Co ważne, naczynia te nie tylko wyglądają na stare. One muszą być nawet wykonane tą samą metodą co przed wiekami! I z odpowiedniej gliny, tak, by nadawały się choćby do gotowania.

- Rekonstruktorom zależy nie tylko na tym, żeby zrobić show i pokazać turystom nawalanie się mieczami i toporami - wyjaśnia białostoczanka. - My próbujemy też odtworzyć sposób życia z wczesnego średniowiecza. Znam takich rekonstruktorów, którzy np. zakładają strój z epoki i idą na kilka dni zimą do lasu, by na sobie sprawdzić, czy takie wyposażenie pozwala na przeżycie. I na przykład odnotowują, że wełniane onuce szybko przemakają, ale jak się je owinie skórą lub wsadzi w drewniaki, to utrzymują ciepło. Rekonstruktorzy sprawdzają też, jak należy przechowywać hubki, by były suche i dało się je podpalić od krzesiwa, by rozniecić ognisko, Tu najlepiej sprawdzają się woreczki z lnu lub skóry!

Magda, taką archeologię eksperymentalną stosuje na glinie: - Próbowaliśmy sprawdzić, jak we wczesnym średniowieczu gotowano - opowiada. - Najprościej można byłoby stwierdzić, że w żeliwnym kociołku. Ale we wczesnym średniowieczu na tych terenach żelaza było mało i takich kociołków raczej nie używano. Pozostaje więc glina. Ale nie byle jaka, bo jak ulepiłam garnek ze zwykłej gliny i próbowałam w nim coś ugotować na ogniu, to po prostu pękł. Dopiero z czasem nauczyłam się dobierać lub przygotowywać taką glinę, która nadaje się do gotowania. Swoją drogą, wolę potrawy z naczyń glinianych niż metalowych. Na podstawie historycznych źródeł robiłam też naczynia da pieczenia w ogniu, bo przecież mięso piekło się nie tylko na rożnach czy rusztach.

Kiedyś nawet rekonstruktorki czasów rzymskich poprosiły Magdę, by zrobiła im moździeż z tłuczkiem kształcie kolanka. Według archeologów, taki właśnie był w tych czasach używany.

- Wydał mi się strasznie niepraktyczny, ale gdy go zrobiłam, okazał się dużo wygodniejszy niż normalny - wyznaje białostoczanka. - O wykonanie niektórych przedmiotów lub skorup proszą mnie też archeolodzy i pracownicy muzeów. Ostatnio np. miałam zrobić skorupę z tłucznia muszli.

Wszyscy, którzy uczestniczą w zlotach i bawią się w rekonstrukcje, przyznają, że tworzą jedną wielką rodzinę.

- Jeśli jestem w stroju z epoki, to nawet jak jakiegoś rekonstruktora nie znam, będę traktowany jak przyjaciel - podkreśla Gorm. - My zawsze możemy na siebie liczyć. Kiedyś koleżance w okolicach Krakowa zepsuło się auto. O pomoc poprosiła członków lokalnej grupy rekonstrukcyjnej. Mimo że było sobotnie popołudnie, w mig znalazł się mechanik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna