Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na pierwszym kursie poświęconym hodowli koni był w ... bunkrach Hitlera

(db)
Wdzięczne, spokojne i pomocne - konie zimnokrwiste typu sokólskiego
Wdzięczne, spokojne i pomocne - konie zimnokrwiste typu sokólskiego D. Biziuk
Będziesz dobrym hodowcą - usłyszał od swojego ojca, kiedy miał 15 lat. Waldemar Gieniusz z Gieniusz koło Sokółki całe życie zajmował się końmi zimnokrwistymi typu sokólskiego.

Gospodarzenie na rodzinnej posiadłości w Gieniuszach rozpoczynał w wieku 16 lat. Sam mówi, że niewiele wówczas umiał, ale ktoś musiał zastąpić zmarłego wcześnie ojca.
- Moje rodzeństwo zadecydowało, że tym kimś będę ja. Zostawałem na gospodarce pod warunkiem, że w odpowiednim czasie wyprawię huczne wesela dla swoich dwóch braci i dwóch sióstr. Zadanie wypełniłem. Oczywiście zobligowano mnie również do wzorowego kierowania posiadłością. I tak to się wszystko zaczęło - opowiada Waldemar Gieniusz.
Ciągnik za Tapeciarza
Chów koni typu sokólskiego zapoczątkował w gospodarstwie w Gieniuszach ojciec Waldemara - Paweł.
- Przed wojną bez tych zwierząt nie szło żyć na gospodarce. Wiadomo, koń był niezastąpioną siłą roboczą. Wtedy mało kto mógł sobie pozwolić na zakup jakiejś maszyny rolniczej. Mój ojciec obrabiał rolę dwiema klaczami: Małką i Maszką. Pierwsza z nich urodziła się w 1936, a druga w 1939 roku. Po wojnie dzięki nim ojciec wygrał Powiatową Wystawę Koni w Sokółce, za co dostał w nagrodę kierat - wspomina Waldemar Gieniusz.

Konie zimnokrwiste sprowadzono na ziemie współczesnej środkowo-wschodniej Polski w połowie XIX stulecia z Europy Zachodniej. Ich hodowlą zajmowali się początkowo wyłącznie wielcy właściciele ziemscy. Zainteresownie chowem koni zimnokrwistych nastąpiło dopiero w latach miedzywojennych. Podyktowane to było zapotrzebowaniem armii na konie pociągowe cięższego typu oraz potrzebami transportu miejskiego, zwłaszcza w wielkich aglomeracjach Warszawy i Łodzi. Po II wojnie najwartościowsze gniazdo hodowli koni zimnokrwistych powstało w rejonie Sokółki. Stąd też zwierzeta te zaczęto nazywać sokólskimi. Hoduje się je również m.in. w okolicach Lublina i Kielc.

Będąc młodym chłopcem lubił przebywać z końmi. Małka i Maszka stały się początkiem jego życiowej przygody.
- Odziedziczone po ojcu klacze hodowałem ponad 20 lat. Małka dochowała się ogiera Tapeciarza, który zdobył tytuł championa. Tapeciarza sprzedłem na poczatku lat 60-tych, a za uzyskane pieniądze kupiłem nowoczesny ciągnik. Pamiętam, jak postanowiłem sprzedać Małkę. Zainteresowało się nią gospodarstwo w Szudziałowie. Swój zamiar zrealizowałem, ale klacz tęskniła do tego stopnia, że trzeba ją było z powrotem odtransportować do Gieniusz - mówi hodowca.
W poszukiwaniu ogiera
Zaraz po tym, gdy przejął gospodarstwo, Waldemar Gieniusz zaczął myśleć o sprowadzeniu ogiera. Jego posiadłość oceniła komisja ekspertów. Wśród nich był Edward Baranowski, ówczesny prezes Koła Powiatowego Hodowców Koni w Sokółce.
- Właśnie on powiedział mi, że jeżeli będę dobrze konie hodował, to mogę liczyć na wsparcie z ich strony - przypomina Waldemar.
Komisja nie miała większych zastrzeżeń do gospodarstwa. Hodowca z Gieniusz dostał zaproszenie na specjalistyczny kurs, który odbywał się w dawnych bunkrach Hitlera koło Kętrzyna. Niebawem otrzymał zawiadomienie, że może zgłosić się do kętrzyńskiej stadniny po odbiór ogiera.
- Trudno w to uwierzyć, ale transport konia do Gieniusz zajął mi prawie dwa tygodnie. Pamiętam jak dziś - był mroźny styczeń roku 1960. Dojechałem pociagiem do Ełku i podróż została przerwana na pięć dni. Staliśmy na bocznicy, a na dworze było minus 30 stopni. Przez cały czas siedziałem w wagonie ze swoim koniem. Zimna za bardzo nie czułem, bo ciało zwierzęcia ogrzywało pomieszczenie niczym kaloryfer. W końcu wagon został podłączony do białostockiego transportu. Wydawało się, że teraz wszystko pójdzie sprawnie. Pociąg zatrzymał się na stacji w Gieniuszach, jednak do zakończenia podróży było jeszcze daleko. Tam przestaliśmy kolejnych kilka dni, bo stacja nie miała rampy przystosowanej do wyładunku koni. Żeby skrócić sobie czas oczekiwania, chodziłem do domu na obiady. Pociąg dotarł w końcu do Sokółki. Stamtąd przyjechałem już do Gieniusz na swoim nowym koniu - opowiada hodowca.
Ogier z Kętrzyna został oddany w dzierżawę do Gieniusz na cztery lat. W nagrodę za jego dobre utrzymanie tymczasowy właściciel inkasował co roku nagrodę pieniężną. Była to równowartość ówczesnej ceny cielaka.
Koń do wszystkiego
Hodowla Gieniusza wciąż się powiększała. Jego zwierzeta zdobywały uznanie na aukcjach i wystawach, zarówno o randze wojewódzkiej, jak i krajowej. W latach 70-tych stadnina w Gieniuszach liczyła 15 koni.
- Udało mi się namówić innych miejscowych gospodarzy do rozpoczęcia takiej hodowli. Tłumaczyłem im, że konie sokólskie znakomicie nadają się do prac polowych oraz do nauki jazdy. Wspaniale prezentują się też w zaprzęgu, o czym doskonale wiedzą młode pary. Jednym słowem zwierzęta te dają przyjemność i satysfakcję dla właściciela, a dla gospodarstwa przynoszą dodatkowy dochód - twierdzi pan Waldemar.
Nie ukrywa on, że z hodowlą koni związanych jest mnóstwo obowiązków. Należy mianowicie pamiętać o codziennym szczotkowaniu grzywy oraz ogona. Raz na 6 tygodni trzeba natomiast przeprowadzić zabieg korygowania kopyt. Nagrodą dla właściciel jest sam fakt przebywania z właściwie wypielęgnowanym zwierzęciem.
Obecnie Waldemar Gieniusz hoduje trzy ogiery i dwie klacze. Według niego, w dzisiejszych czasach zajęcie takie utrzymuje się na granicy opłacalności. Pomimo trudności, w samym powiecie sokólskim zarejestrowanych jest 500 hodowców. W skali kraju ich liczba sięga 3 tys.
- Cena koni sokólskich zaczęła spadać w latach 80-tych. Z tego okresu pochodzi powiedzenie, że "sprzedamy ogiera, a nawet koguta nie kupimy". Teraz naprawdę dobry ogier może na aukcji "pójść" za około 15 tys. zł - informuje Gieniusz.
Służy pomocą
Zasługi, jakie dla hodowli koni sokólskich wniósł Waldemar Gieniusz, nie podlegają dyskusji. Od kilku lat pełni on funkcję wiceprezesa Polskiego Związku Hodowców Koni w Warszawie, prezesa Wojewódzkiego Koła Hodowców Koni w Białymstoku i prezesa Powiatowego KHK w Sokółce.
- Służę radą i pomocą wszystkim, których pasją stał się chów koni rasy sokólskiej. Osobiście nigdy nie żałowałem, że podążyłem drogą, jaką przed laty wskazał mi mój ojciec. Teraz rodzinną tradycję przekazuję synowi Pawłowi - mówi Waldemar Gieniusz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna