Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najgłośniej śmieją się gimnazjaliści

Rozmawia Agata Sawczenko
Czasami pomysły na książki podpowiadają mi dzieci w czasie spotkań autorskich, bo opowiadają różne historie z życia swoich domów. Nie mają żadnych oporów, żeby zdradzać domowe tajemnice, które są krępujące dla dorosłych.
Czasami pomysły na książki podpowiadają mi dzieci w czasie spotkań autorskich, bo opowiadają różne historie z życia swoich domów. Nie mają żadnych oporów, żeby zdradzać domowe tajemnice, które są krępujące dla dorosłych. K. Marcinkiewicz
- Napisałem książkę razem z przyszłym premierem, czyli z Petru - mówi Grzegorz Kasdepke. - Ale wtedy nie był on jeszcze znanym politykiem i wszyscy, z lewej i prawej strony sceny politycznej, gratulowali mi pomysłu.

- Dzień dobry, panie Grzegorzu. Ma pan teraz chwilę, żeby porozmawiać?

- Szukanie czasu idealnego jest błędem. W ogóle sytuacja idealna to jest coś nieistniejącego. Także skupmy się na tej, którą mamy.

- Ja właśnie wczoraj chciałam się skupić na tej idealnej sytuacji. Poszłam do księgarni i kupiłam pana „45 puknięć w głowę”. No i jak prawdziwy dorosły Polak zaczęłam ją czytać od końca. I znalazłam erratę. Kurczę! - pomyślałam. - Grzegorz Kasdepke się pomylił i napisał, że dyktator to umiłowany władca, któremu lud ufa tak bardzo, że pozwala mu rządzić sobą bez żadnych ograniczeń. Zorientował się i teraz na ostatniej stronie prostuje błąd. Cieszyłam się z tej pana pomyłki, dopóki nie zorientowałam się, że to taki żart. Jak pan mógł w tak perfidny sposób zażartować sobie z dorosłych, poważnych czytelników?

- Moi czytelnicy są czasami dorośli, ale nie zawsze poważni, proszę pani. Ja w ogóle cenę tych wszystkich dorosłych czytelników, którzy potrafią się pośmiać sami z siebie. Ja w każdym razie potrafię, czego dałem też przykład w tej książce. Obśmiałem w niej sam siebie piórem prawdziwego autorytetu, który mnie postponuje potwornie. Także tak - kilka razy zażartowałem sobie, ale mam nadzieję, że mi to fani wybaczą.

- To już nie pierwsza książka dla dzieci, w której porusza pan ważne tematy...

- Czasem śmieszne, zabawne, niekoniecznie bardzo poważne historie piszę sobie ot tak, dla zabawy. Ale rzeczywiście zdarza się, że - również dla zabawy - piszę historie nieco poważniejsze. O „45 puknięciach w głowę” mówię, że jest to książka dla dorosłych i dla dzieci, a nie dla dzieci i dorosłych.

- Dlaczego?

- Moje niby tłumaczenia poszczególnych słów i pojęć wydają mi się dla małego dziecka nazbyt abstrakcyjne. I w gruncie rzeczy wiem, że robię skok na czas rodziców, ponieważ bardzo mi zależy na tym, by rodzice, dziadkowie, opiekunowie, dorośli, starsza siostra, brat - ktoś dorosły po prostu - z dzieckiem tę książkę przeczytał. Doszedłem do wniosku, że w naszych czasach, kiedy mamy nie tylko słowniki na półkach, ale także na wyciągnięcie palca możemy sobie w internecie sprawdzić wszystko - nie będę przecież pisał takich definicji słownikowych trudnych pojęć. Wolałem pobawić się formułą.

- Pobawić się?

- Ja się przy pisaniu tej książki dobrze bawiłem. Wiem, że dorośli przy jej czytaniu także się dobrze bawią. Starsze dzieciaki także.

- Starsze, czyli od ilu lat mniej więcej?

- Przyglądając się dzieciom w mojej kamienicy w Warszawie zauważyłem, że frajdę z tej książki mają już dziewięcio-, dziesięciolatkowie, o ile są w miarę oczytani. Ale też w mojej kamienicy mieszka dwóch starszych chłopców - jeden gimnazjalista, drugi już licealista . I oni przy lekturze śmieją się najgłośniej.

- Ta książka naprawdę wymaga wspólnego czytania z dorosłym, a później rozmowy. Nie bał się pan, że zniechęci pan trochę te dzieciaki, które nie mają takich rodziców skorych do wspólnego czytania?

- Wybór książki to jednak zazwyczaj wybór osoby dorosłej. Tą książką zainteresują się ci rodzice, którzy uznają, że gra jest warta świeczki, ich uwagi, ich poświęcenia. I ja szczerze mówiąc liczę właśnie na nich. Już dawno zrezygnowałem z próby dotarcia pod strzechy. I wszędzie powtarzam - to i teraz powtórzę, że mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach książka wróciła tam, gdzie chyba zawsze było jej takie naturalne miejsce - do elit. Zależy mi po prostu na tym, żeby te elity były jak najszersze, żeby to nie byli tylko rządzący, ale także właśnie taka inteligencja szeroko rozumiana, która decyduje o pewnym klimacie panującym w społeczeństwie.

- Znajduje pan takich czytelników?

- Jest ich o wiele więcej, niż można wnioskować, jeśli by się przypatrywać Polakom tylko i wyłącznie poprzez facebooka. Polska widziana przez facebooka jest krajem o wiele gorszym niż ta, którą widzę wokół siebie, tak w realu.

- Kto wpadł na pomysł napisania tej książki?

- Pomysł napisania książki „45 puknięć w głowę” wyszedł od Iwony Zabielskiej z wydawnictwa Tamaryn.

- Pan nie chciał?

- Długo byłem przekonywany do jej napisania. Dwa lata trwały nasze rozmowy. Kiedyś, ponad 12 lat temu napisałem książkę w formie leksykonu „Co to znaczy?”- o frazeologizmach, i już nie chciało mi się drugi raz wchodzić częściowo do tej samej wody. Nie chciało mi się raz jeszcze pisać leksykonu. Nagle jednak pomyślałem, że upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. I ta druga pieczeń stała się dla mnie w pewnym momencie o wiele bardziej smakowita.

- Czyli?

- Pierwsza pieczeń to oczywiście te wyrazy, które zaproponowała mi do wytłumaczenia dzieciom pani Iwona Zabielska. A ja z kolei nabrałem smaka na tę drugą pieczeń, czyli na próbę przedstawienia moim młodym czytelnikom różnych gatunków literackich oraz prozy użytkowej. Mowa o anonsie towarzyskim, o ogłoszeniu, o instrukcji obsługi i tym podobnych.

- Doszliście z wydawcą do porozumienia?

- Na szczęście i wydawca był zadowolony, i ja. Ja się przy tym dobrze bawiłem, a wydawca jest zadowolony z efektu. Mam nadzieję, że i czytelnicy. Dzieciaki na spotkaniach autorskich uspokajają mnie, mówiąc, że jest dobrze. Rodzice tym bardziej. Wiem też, że nauczyciele już zaczęli tę książkę wykorzystywać na lekcjach języka polskiego.

- Mówił mi pan kiedyś, że napisał pan książkę z przyszłym premierem...

- To Ryszard Petru - dziś polityk. Kiedyś był po prostu ekonomistą. Jakiś czas temu Narodowe Centrum Kultury zwróciło się do mnie z prośbą, żebym napisał książkę dla dzieci o ekonomii, to powiedziałem: zgoda, ale pod warunkiem, że znajdziecie ekonomistę, który będzie czuwał nad tym, żebym nie popełnił jakiegoś głupstwa potwornego.

- Pan? Głupstwa?

- No bo nie jestem przecież ekonomistą. A chciałem, żeby czytelnik, który po książkę sięga miał gwarancję, jaką oferuje znawca, ekspert. I to był właśnie Ryszard Petru. Pracowaliśmy razem przy dwóch książkach. Pierwsza ukazała się trzy lata temu. To taka smutna baśń „Pestka, drops, cukierek” o szarym królestwie, które pod wpływem sztuki zmienia się, zaczyna być coraz bardziej kolorowe. Tą książką też pokazaliśmy wolność w takim najszerszym zarysie - również jako wolność ekonomiczną. Druga książka, „Zaskórniaki i inne dziwadła z krainy portfela”, ukazała się w ubiegłym roku. Napisałem 51 króciutkich opowiadań, przedstawiających pewne dziwne zoo - zoo ekonomiczne, w którym mieszkają dziwne stworzenia, jak na przykład groźny fiskus, chuda emeryturka, akcje polatujące w górę i w dół. Po opowiadaniach pojawiają się komentarze i definicje każdego z pojęć, które ja pozwoliłem sobie tak trochę żartobliwie potraktować. Komentarze i definicje napisał Ryszard Petru. A książka jeszcze przy okazji zdobyła sobie znakomitą szatę graficzną, za którą odpowiadał Daniel De Latour. I muszę powiedzieć, że to on stał się dla mnie najważniejszym autorem tej książki. Bo książka jest tak piękna, że nawet ja ją z wielką przyjemnością oglądam. A proszę mi wierzyć, że rzadko kiedy autor ogląda własną książkę z radością.

- Nie boi się pan, że ta książka szybko się stanie nieaktualna?

- Ona będzie aktualna, dopóki będzie istniała ekonomia. Choć wiem, że w naszych czasach książki, poza klasycznymi pozycjami, żyją tak długo, jak długo żyje ich autor.

- To smutne...

- Która z naszych książek będzie obecna na rynku za lat 10 czy 30 - tego nikt nie wie tak naprawdę. Ale jeżeli książka przetrwa 10 lat - to ja już będę bardzo szczęśliwy. Jerzy Illg z wydawnictwa Znak twierdzi, że książka na rynku żyje nie dłużej niż trzy miesiące. A potem trafia do tych koszmarnych hospicjów dla książek, jakimi są księgarnie taniej książki. I koniec - większość z nich umiera. Moje książki są wznawiane wielokrotnie i mam nadzieję, że taki los też czeka „Zaskórniaki”. Jeżeli coś może zaszkodzić tej książce, to polityka.

- Polityka?

- Gdy pisałem tę książkę, to wszyscy z lewa i prawa - mówię o stronach politycznych naszego kraju - cieszyli się taką fajną książką ekonomiczną dla dzieciaków. I jeszcze podkreślali, jak to dobrze jest dzieci ekonomii uczyć. A teraz przez to, że współautorem na okładce widocznym jest polityk, to oczywiście też zostałem wciśnięty w jakiś dyskurs polityczny. No i to książce w jakiś sposób może szkodzić. A ja uważam, że wiedza nikomu nie szkodzi. A z drugiej strony - trochę szumu wokół książki może jej tylko dobrze zrobić.

- Akcja najnowszej pana książki rozgrywa się w szpitalu.

- Ona też była napisana na prośbę - tym razem rzecznika praw pacjenta i rzecznika praw dziecka. Ci panowie, te instytucje w zasadzie, poprosiły mnie, bym napisał książkę, śmieszną książkę, o prawach pacjenta właśnie. Wykorzystałem do tego popularność pary moich bohaterów, ulubionych chyba przez wszystkie dzieci: Kuby i Buby. „Kuba i Buba w szpitalu” to kilkanaście długich, śmiesznych opowiadań, pomiędzy którymi są różne gry i zabawy, ale także informacje, w jakich okolicznościach o prawa pacjenta walczyć trzeba i kto może pomóc w tej walce. Jestem bardzo z tej części Kuby i Buby - jak zawsze zresztą - dumny.

- Z czego pan czerpie pomysły do książek? Co pana inspiruje?

- O, to pytanie najczęściej zadają mi dzieci na spotkaniach autorskich. Tutaj jest kilka źródeł. To jest kilka, a może i kilkanaście podniszczonych notesów, które zapełniam od nie wiem już nawet którego roku życia. Gdziekolwiek idę, zawsze mam ze sobą coś do pisania. I gdy wpada mi do głowy jakiś pomysł, to go po prostu zapisuję. Jednym zdaniem w notesie. A potem przyjeżdżam do domu i kiedy już mogę poświecić czas na pisanie, to wertuję notesy i znajduję tam różne smaczki, które czasem warto napompować słowami.

Czasami pomysły podpowiadają mi dzieci w trakcie spotkań autorskich. Bo opowiadają różne śmieszne historie z życia swoich domów. Zwłaszcza małe dzieci nie mają żadnych oporów, żeby zdradzać domowe tajemnice, które - jak podejrzewam - byłyby krępujące dla dorosłych.

Poza tym mój syn Kacper był źródłem inspiracji. No i jeśli zdarza się takie zamówienie, jak z Narodowego Centrum Kultury, to po prostu traktuję to trochę jak rodzaj łamigłówki, wyzwania dla mojej głowy, w jaki sposób napisać atrakcyjnie o czymś, co wydaje się suchą informacją, nieatrakcyjną dla dzieci... Ja to wtedy traktują jako wyzwanie, jako swój mały Mount Everest. I zauważyłem, że moja głowa bardzo takie wyzwania lubi.

Grzegorz Kasdepke urodził się 4 maja 1972 r. w Białymstoku. Był redaktorem naczelny magazynu dla dzieci „Świerszczyk”. Nieomal wszystkie jego książki zyskały status bestsellerów. Pisał kryminały (o detektywie Pozytywce), książki fantastyczne (m.in. „Potworak i inne ko(s)miczne opowieści“), romanse („Romans palce lizać“, „Serce i inne podroby“), horrory („Poradnik hodowcy aniołów“), a także zabawne książki obyczajowe, które podbiły zarówno serca dzieci, jak i dorosłych (seria o Kubie i Bubie czy ukochane przez przedszkolaków tytuły o uczuciach i emocjach: „Horror, czyli skąd się biorą dzieci“, „Tylko bez całowania“ itd.). Zdobył chyba wszystkie nagrody, o jakich może marzyć polski autor. Jego teksty znajdują się w prawie każdym podręczniku języka polskiego. Łączny nakład wszystkich jego tytułów już dawno przekroczył 5 milionów egzemplarzy. Na podstawie książek „Kacperiada“ oraz „Kacper z szuflady“ studio Human Ark przygotowuje serial animowany. Trwają także prace nad ekranizacją opowieści o Kubie i Bubie. Dwie z jego książek („Detektyw Pozytywka“ i „W moim brzuchu mieszka jakieś zwierzątko“) zostały wpisane na światową listę White Ravens.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna