Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Najpierw dzielili dotacje, potem dostali zlecenia

Anna Mierzyńska
- Ja to chyba po zakończeniu kadencji powinienem sobie kupić sznurek i się powiesić, bo już nigdzie nie powinienem pracować - irytuje się Karol Tylenda
- Ja to chyba po zakończeniu kadencji powinienem sobie kupić sznurek i się powiesić, bo już nigdzie nie powinienem pracować - irytuje się Karol Tylenda
Białystok. Dwaj urzędnicy: Karol Tylenda i Cezary Ołdakowski najpierw odpowiadali za podział unijnych środków ze Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego. Po odejściu z urzędu, obaj dostali zlecenia z instytucji, które spore pieniądze dostały właśnie z tego programu.

- Zależało nam na zatrudnieniu fachowców - tłumaczą ich pracodawcy.

- Nasza współpraca z tymi instytucjami nie miała żadnego związku z podziałem funduszy unijnych - zapewniają obaj panowie.

Karol Tylenda, wieloletni członek zarządu województwa, pracował w Białostockiej Fundacji Kształcenia Kadr jako ekspert od współpracy z samorządami. Cezary Ołdakowski, były dyrektor Departamentu Funduszy Unijnych Urzędu Marszałkowskiego, wykładał na podyplomowych studiach menedżerskich w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Białymstoku. Obie te instytucje dostały dofinansowania z programu unijnego ZPORR, za którego podział odpowiadał właśnie Urząd Marszałkowski.

- Ja to chyba po zakończeniu kadencji powinienem sobie kupić sznurek i się powiesić, bo już nigdzie nie powinienem pracować - irytuje się Karol Tylenda.

- Dziś trudno w regionie znaleźć instytucję, która nie skorzystała z dotacji unijnych - tłumaczy Cezary Ołdakowski. - Ale to nie miało żadnego związku z podziałem ZPORR-u! Tym bardziej że ja jako urzędnik nie dzieliłem pieniędzy, tylko dbałem, by proces podziału środków przebiegał prawidłowo. Ale decyzje podejmował zarząd województwa!

A w zarządzie był właśnie Karol Tylenda. Nie ma on jednak sobie nic do zarzucenia. Mimo że polskie prawo wyraźnie określa, iż osoby publiczne mają zakaz (przez rok po odejściu z funkcji) podejmowania pracy u przedsiębiorców, w stosunku do których podejmowali decyzje. Przepisy nie pozostawiają tu wątpliwości: za złamanie zakazu pracodawcy grozi grzywna lub... areszt!

- Ale fundacja to nie przedsiębiorca - broni byłego już pracodawcę Karol Tylenda. Tyle że fundacja prowadzi działalność gospodarczą i z tego powodu staje się przedsiębiorcą.

- Ale tu chodzi o decyzje administracyjne. Pytałem prawników. A myśmy decyzji administracyjnych nie wydawali, tylko przyznawali dotacje - zapewnia Tylenda.

Do tematu wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna