Dwa starty na igrzyskach, brązowy medal olimpijski, ponad 120 występów w reprezentacji Polski, miano najlepszego lewoskrzydłowego w historii polskiej piłki ręcznej - tak w dużym skrócie przedstawia się kariera Jerzego Melcera, sportowca urodzonego i do dziś mieszkającego w Białymstoku. Sukcesy odnosił już w trakcie nauki w III LO w Białymstoku: w skokach wzwyż, w dal, koszykówce. Sportem zajmowali się też jego bracia: Jan i Sławek oraz siostra Elwira. Rodzina wyróżniała się też... wzrostem. Jerzy był najwyższy - 1,96 m, Jan ustępował mu tylko czterema centymetrami. Sławek miał 1,88 m.
- Jak oni jeździli na obozy, to musieli wyginać metalowe pręty w łóżkach, żeby się na nich zmieścić - wspomina Tadeusz Cimoszuk, trener Melcerów z III LO. Na dodatek całe rodzeństwo w szkole uchodziło za wzór. Z nimi po prostu nie było problemów.
- Jak matki pytały mnie, jak poradzić sobie z synami, to mówiłem "Idźcie do pani Melcerowej". Bo to ona pilnowała porządku w rodzinie i dbała, żeby z jej dziećmi nie było problemów - mówi Tadeusz Cimoszuk.
W piłkę ręczną Jerzy Melcer grał najpierw w AZS Białystok, potem w Spójni Gdańsk i Koronie Kielce. Odznaczał się niezwykle silnym rzutem i celnością: na cztery rzuty, trzy kończyły się bramką.
- Tata sam nigdy nie mówił o olimpiadzie, czy innych sukcesach, najwyżej odpowiadał na nasze pytania - wspomina Katarzyna Reczko, jedna z trzech córek Jerzego Melcera. Ona i jej siostry też zajmowały się sportem, ale nie zdecydowały się na robienie kariery w tej dziedzinie.
- Tata nigdy na nas nie naciskał, po prostu cieszył się z sukcesów, które odnosiłyśmy - mówi pani Kasia. - Ale jak ktoś zorientował się, że jesteśmy córkami Jerzego Melcera, "tego" Jerzego Melcera, to od razu pytał, jaką dyscypliną sportu się zajmujemy.
Jerzy Melcer sam odnosił sukcesy, ale też starał się pomóc innym w osiągnięciu ich, m.in. pracując jako trener-koordynator w Okręgowym Związku Piłki Ręcznej.
- Był świetnym organizatorem i dobrym kolegą - mówi Piotr Chmielewski, prezes Podlaskiego Wojewódzkiego Szkolnego Związku Sportowego w Białymstoku. Na potwierdzenie tego opowiada taką historię:
Drużyna AZS Białystok, której był trenerem, walczyła kiedyś z Włókniarzem Pabianice o utrzymanie się w II lidze. Potrzebne było tylko jedno zwycięstwo w dwumeczu. Jerzego Melcera poproszono, by zagrał w młodszymi zawodnikami.
- Był dla nich ideałem, wzorem. A poza tym, jak Jurek był na boisku, to pilnowało go dwóch zawodników z przeciwnej drużyny. Powstawała luka i można było strzelić bramkę - wspomina Chmielewski.
Melcer grał krótko, bo złapał kontuzję. Pierwszy mecz AZS przegrał. Pabianice już triumfowały - skoro nie ma Melcera, to zwycięstwo wydawało się pewne. On jednak z ławki rezerwowych cały czas zagrzewał kolegów do walki i AZS zwyciężył.
- Nawet jego obecność była mobilizująca! A przecież on wtedy nie dostał złamanego grosza, robił wszystko społecznie. Ale on właśnie taki jest - mówi Piotr Chmielewski.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?