Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nasze dzieci są niewidzialne. Bo nasze dzieci nie są ważne. Żony i matki polskich mundurowych zabierają głos

Agnieszka Siewiereniuk
Agnieszka Siewiereniuk
Pixabay.com
- Niedobrze mi już się robi, jak słyszę o tych dzieciach z Michałowa. Nie to, że mi ich nie szkoda, bo szkoda. To dzieci przecież. Ale nikt nie patrzy na rodziców, którzy zabrali własne dzieci w taką wyprawę. Co to w ogóle za rodzice są? I najgorzej, że nikt nie patrzy na nasze dzieci, które płaczą po nocach, pytają, czy tata wróci. Dla pewnych środowisk i ludzi, nasze dzieci nie istnieją, nie ma ich – mówi Karolina, żona strażnika granicznego.

W poniżej zamieszczonym tekście nie znajdzie nikt nazwisk kobiet, z którymi rozmawialiśmy. Będą miały wyłącznie imiona i przekażą czyimi są żonami, których polskich mundurowych, a w zasadzie jakich formacji. Powód, dla którego nie ujawniamy nazwisk jest prozaiczny, ale poważny. Te kobiety narażone są na hejt, ich dzieci narażone są na hejt, a twarze i nazwiska ich mężów niekiedy są upubliczniane w rosyjskim Telegramie. Przerabiane są zdjęcia, doklejane ich twarze do innych istniejących zdjęć, aby wyglądali na kogoś, kto czyni okropną krzywdę innym ludziom.

- To było jeszcze chyba pod koniec września, albo jakoś na początku października. Mąż wrócił do domu po służbie, po 15 godzinach. Był zmęczony do tego stopnia, że nawet nie dał rady zjeść. Wykąpał się tylko i jak wyszedł z łazienki, miał w oczach łzy. Zapytałam o co chodzi, ale powiedział, że później mi powie. Jak się obudził, powiedział. Na służbie, po nocy zdejmował swoje skarpety i nakładał jakiemuś dziecku, które było z bosymi nóżkami. Mówił, że to chyba chłopczyk był, miał ze 3-4 latka, po ciemku nie było widać. Zdjął z własnych stóp skarpety i nakładał temu dziecku. Płakał, bo ojciec czy ktoś kto się tym dzieckiem opiekował, zdarł te skarpety i rzucił mojemu mężowi w twarz. Ciężko mu było na to patrzeć. Nie mogłam w to uwierzyć. Jeszcze trudniej mi było rozmawiać z naszym synem, który tego samego dnia wrócił ze szkoły i płakał, bo dzieci w klasie mu pokazały jakieś wpisy w internecie, że strażnicy graniczni to mordercy. Jak mam tłumaczyć synowi co się dzieje i dlaczego ktoś nazywa jego ojca mordercą, kiedy dokładnie kilka godzin wcześniej zrobił co mógł, żeby pomóc dziecku. Jak mam to tłumaczyć 9-latkowi? Sama jestem w szóstym miesiącu ciąży, chyba nie musze mówić, jak to się może odbić na dziecku. Badam się co chwila, lekarz każe mi się nie denerwować. Tylko jak to zrobić? Jak? – mówi Martyna.

- Nasze dzieci są niewidoczne dla pewnych środowisk. Ich się po prostu nie widzi, ich łez, budzenia się po nocach. Bo przecież mają dom, ciepło i sucho, to już wystarczy. Proszę, niech mi ci wszyscy mądrzy powiedzą jak mam tłumaczyć swojemu 4,5 rocznemu synkowi, że jego tata na pewno wróci do domu, że jego tata pojedzie z nim do sklepu po ten policyjny samochód, który razem widzieli ileś tam czasu temu. Bo tata mu obiecał, że jak będzie dzielny w szpitalu, to razem pójdą i kupią ten samochód. Był dzielny, wróciliśmy ze szpitala po kilku dniach, ale taty nie było. Bo był na granicy. Następnego dnia wrócił tylko na parę godzin i dostał nagle pilne wezwanie i znów nie było go wiele godzin. Synek czekał na tatę w sumie kilka dni, a jak tata wrócił, to z synkiem znów musiałam jechać do szpitala. Wróciłam kolejny raz do pustego domu. Bo mąż i tata znów pojechał na granicę – opowiada Karolina, żona policjanta.

Inna z kobiet, także żona policjanta, powiedziała że ciężko jej rozmawiać z córką, która wróciła ze szkoły zapłakana, bo ktoś nazwał jej tatę psem. Dziewczynka była dumna ze swojego ojca, był dla niej bohaterem. Chciała się pochwalić rówieśnikom, że ma w domu bohatera, który ją obroni i wszystkie inne dzieci też. Ale ktoś w klasie powiedział, że to nie żaden bohater, tylko pies.

- Przecież takich rzeczy kilkuletnie dziecko nie wie. U nas w domu nigdy nie mówiło się nic o psach w kontekście policjantów. W ogóle prawie o tym, co i jak było na służbie nie rozmawialiśmy. Chcemy prowadzić normalne życie. Ale w rodzinie tego chłopca, który nazwał mojego męża, a ojca naszej córki psem, tak musi się mówić. Nie wiem, nie mam pojęcia, jak można tak wychowywać dzieci. Bez żadnego szacunku dla innego człowieka. Skoro nazywa się jakiegokolwiek człowieka psem, to jaki to dziecko będzie miało szacunek do ludzi, gdy już dorośnie? Niepojęte. To straszne, że tak się dzieje. Ale widzę też, że nastawienie ludzi powoli się zmienia. I to jest budujące – przekazała naszej redakcji Anna, żona policjanta.

- Nie jest łatwo, naprawdę. Może tam tym kobietom, co są na miejscu, mieszkają gdzieś w tym Michałowie, czy w Białymstoku, jest lżej. Tam mąż czy ojciec to jedzie i po kilku godzinach wraca. My czekamy tydzień, dwa, albo trzy, aż wróci. Mamy z mężem dwoje dzieci. Syn szczególnie zanim tęskni. Córka starsza lepiej sobie radzi. Nie dzwoni do taty, nie chce mu przeszkadzać. Przychodzi do mnie i pyta, czy u taty wszystko w porządku, czy dzwonił, albo pisał. Syn jest młodszy. Bardzo tęskni i strasznie się denerwuje, że tato telefonu nie odbiera. Ja sama siedzę tu daleko, nie wiem co się dzieje. Śledzę tylko wszystko w internecie, albo w telewizji. Dla nas to duży czas próby nerwów. Szkoda, że naszych dzieci się nie widzi w tym wszystkim, co my przeżywamy, jak się czujemy, ile nerwów nas to kosztuje – opowiada z kolei Aneta, która mieszka w województwie podkarpackim i jest żoną żołnierza.

W kryzysie na granicy polsko – białoruskiej, kobiety – jak nam mówią – najtrudniej radzą sobie z rozłąką i niepokojem. Nie wiedzą czy one i ich dzieci spotkają się jak zwykle za kilka dni czy następnego dnia, ze swoim mężem i ojcem. Stres przekłada się na życie całej rodziny, w tym przede wszystkim dzieci. Najczęściej w rozmowach przewija się wątek dotyczący wielu pytań od dzieci – „kiedy wróci tata”, albo „czy do naszego domu przyjdą uchodźcy”, „mamo, czy tatuś już dzwonił?”. Takie słowa od dzieci słyszą codziennie, w dzień i często też w nocy.

Są w końcu kobiety, które są matkami, a ich synowie służą w formacjach mundurowych na granicy. One, mimo że ich synowie to dorośli już mężczyźni, także płaczą po nocach, tak samo się denerwują, tak samo brakuje im kontaktu z synami. Najgorszy jest jednak strach. Zwłaszcza tych kobiet, które żyją tu, w województwie podlaskim, znają realia tego regionu, wiedzą z czym naprawdę mamy do czynienia po drugiej stronie granicy. Wiedzą, że jest tam człowiek nieobliczalny, który nie cofnął się przed prześladowaniem własnego narodu, więc życie innych obywateli, a zwłaszcza w tej chwili Polaków w mundurach, interesuje go najmniej.
- Proszę mi powiedzieć, co by pani pomyślała, jak by pani się czuła, gdyby usłyszała to co ja. A ja usłyszałam niedawno: „Mamuś, wszystkie moje dokumenty i ubezpieczenie mama dostanie z jednostki. Tam jest w razie czego upoważnienie. Pewnie nic mi się nie stanie, ale tak na wszelki wypadek, mama wie…” Normalnie myślałam, że mi serce pęknie. Mój syn ma tylko 26 lat! Tylko 26 lat! Całe życie przed nim. A on mi takie słowa mówi. Płakałam całą noc. Ale syn mi powiedział, że składał przysięgę, że nie odejdzie ze służby. Co ja mam zrobić? Niech ktoś mi powie, jak sobie z tym poradzić? Jest niezmiernie ciężko – mówi Helena, matka żołnierza.

To tylko drobny wycinek historii kobiet, żon i matek, których losem dziś mało kto się interesuje. Kto zastanawia się, pod jaką presją żyją, mimo że nie narażają własnych dzieci na niebezpieczeństwo. Są to historie ludzkie, które dziś umykają w obliczu obrazków, jakie ogląda cały świat. Kobiety twierdzą, że one i ich dzieci dla świata są niewidoczne, tak jak gdyby by ich nie było. Jak by zostały wymazane ze wszystkich zdarzeń, które ich też przecież dotyczą.

Nie publikowaliśmy nazwisk tych kobiet, ponieważ zdarzało się, że do ich domów przyjeżdżali dziennikarze i fotoreporterzy. Są to pracownicy tych mediów, które żądały przedstawienia się funkcjonariuszy i żołnierzy służących na granicy. Żonom i matkom trudno jest zrozumieć, dlaczego ktoś chce sprawdzać jak mieszkają, gdzie dzieci chodzą do szkół czy przedszkoli, jakim prawem ktokolwiek może naruszać ich spokój, do którego mają prawo. A już za kilka dni o takich sytuacjach mają opowiedzieć sami mundurowi. Ci, którzy chronią naszych granic.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Nasze dzieci są niewidzialne. Bo nasze dzieci nie są ważne. Żony i matki polskich mundurowych zabierają głos - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna