Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natalia Maliszewska: Liczy się to, że mogłam wystartować i nikt nie podłożył mi kolejnej kłody pod nogi [ROZMOWA]

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Natalia Maliszewska bez większych problemów wywalczyła awans do piątkowego ćwierćfinału rywalizacji na dystansie 1000 metrów. Reprezentantka Polski wygrała swój bieg eliminacyjny. Po starcie nie kryła, jak bardzo cieszy się, że wróciła do rywalizacji.

Kamień spadł z serca?

Nie ma co wracać do tego, co było. Teraz możemy myśleć o tym, co jeszcze może się wydarzyć. Liczy się to, że mogłam wystartować i nikt nie podłożył mi pod nogi kolejnej kłody. Pokazałam wszystkim rywalkom, że 1000 metrów jest dystansem, na którym będę się chciała odgryźć, bo wróciłam i to w bardzo ładnym stylu. Oczywiście, że jest uśmiech. Cieszę się niesamowicie, choć nogi bolą mnie bardzo. Przez osiem dni nie stałam na lodzie i nie trenowałam, a później po trzech dniach od pierwszego treningu musiałam nagle walczyć na najwyższym poziomie. Wyszłam z tego z twarzą. Taktycznie bieg był przejechany bardzo, bardzo dobrze.

Warto przeczytać

Po wyścigu ukarana została jedna z rywalek. Jak wyglądała ta sytuacja?

Nie bałam się, bo pomyślałam sobie, że nieważne, jaka będzie decyzja sędziów, to cieszę się, że wróciłam na lód i to nie z podkulonym ogonem. Wyszłam, bo chciałam walczyć i dać z siebie tyle, ile mogę dać. Mój ulubiony dystans przepadł, ale chciałabym jeszcze móc powalczyć na tyle, na ile będę miała siły w nogach i w sercu. Moje dwa wyprzedzania były czyste. Tak zadecydował sędzia, a ja nie będę się do tego przyczepiać, bo awansowałam dalej i tylko to się dla mnie liczy.

Jak wraca się do startów po tylu dniach przerwy od treningów?

Proszę sobie wyobrazić, że np. lekkoatleta zostaje zamknięty w pokoju, który ma 10 metrów kwadratowych, i każe mu się przygotować do igrzysk. To jest niewykonalne. To nie były najłatwiejsze dni. Jadąc czułam, że nie mam już takiego ciśnienia na płozie, nie mam też takiej siły, bo siłowni przez tych osiem dni też nie było. Wiedziałam więc, że pierwszy bieg będzie ciężki, bo ostatnie dni zrobiły mnie bardziej zmęczoną niż być powinnam. Mówiliśmy jednak z trenerami, że teraz będzie trudno, ale chodzi o to, żeby potem nie było już trudno w ćwierćfinale, półfinale i finale.

Kibiców poruszył pani wpis, w którym padły słowa o utracie wiary w igrzyska. Czy ta wiara wróciła?

Ciężko cokolwiek powiedzieć. Nie chcę już do tego wracać, bo teraz mam bardzo dużo do zyskania w ciągu najbliższych dni. Na pewno nie jest to coś, co zamykam, bo wiem, że jest bardzo dużo rzeczy, których jeszcze nie powiedziałam, a które chciałoby się powiedzieć. Skupmy się na razie na tym, co może się wydarzyć w przyszłości i zostawmy to, co było. To była jednak naprawdę trudna sytuacja. To tak, jakby ktoś odebrał mi moje marzenia. Mogę teraz tylko starać się do tego powrócić. To nie jest mój ulubiony dystans, ale wiem, że zdobyłam już na nim dwa medale.

Czy przed środowym startem nie brakowało obaw, choćby podświadomych, czy i tym razem nie wydarzy się taka sytuacja, jak ostatnio?

Śmiałam się, że jeśli jest tu ktoś, kto chce, żebym znów wróciła z lodowiska, to ma na to 20 minut. Później bym już nie wróciła, cokolwiek by się wydarzyło. Postanowiłam, że zostaję i walczę o swoje marzenia.

W sztafecie wystąpicie w finale B. To wasz pierwszy start w tej konkurencji na igrzyskach.

Jest to historyczny moment, a walka o medale nie została jeszcze zakończona. Igrzyska rządzą się swoimi prawami. Finał B też może wyjść z medalem.

Dwie siostry Maliszewskie startują razem na jednych igrzyskach...

To była ostatnia impreza, którą chciałyśmy odhaczyć z Patrycją jako siostry. Cieszymy się, że możemy być tu razem, bo dla nas też jest to historyczna chwila. Nie wiadomo, w jakim składzie znajdziemy się na igrzyskach za cztery lata. Teraz trwają piękne chwile i mam nadzieję, że wywieziemy stąd piękne wspomnienia.

Przed kamerami telewizyjnymi wspólnie, całą sztafetą, krzyknęłyście swoje "Dziewoje!"

To jest nasz okrzyk, który robimy za każdym razem. Składy na zawodach są różne, więc pozdrawiam dziewczyny, które zostały w Polsce, a które też tworzyły nasz team. Dziewoje to my!

Ostatnią sytuacją żyła cała Polska. Wszyscy trzymali za panią kciuki.

Nigdy nie miałam takiego wsparcia i nigdy dyscyplina nie była przed igrzyskami tak znana. Wszystkim, naprawdę wszystkim, którzy próbowali mnie jakkolwiek wesprzeć w tej sytuacji, która się wydarzyła, jestem bardzo wdzięczna. To wzruszające, że jest tyle dobrych osób, które, mimo że mnie nie znają, strasznie mocno mnie wspierają. To było czuć. Mam nadzieję, że będziemy się mogli jeszcze razem cieszyć, a nie tylko razem płakać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Natalia Maliszewska: Liczy się to, że mogłam wystartować i nikt nie podłożył mi kolejnej kłody pod nogi [ROZMOWA] - Sportowy24

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna