Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Natrętna jak mucha. Dzwoni, zagaduje i do domu zagląda

Helena Wysocka
Rysunek: G. Radziewicz
Jan Paprocki mówi, że żona, z którą od kilku miesięcy chce się rozstać, zatruwa mu życie. Codziennie do niego dzwoni, godzinami stoi przed jego domem, śledzi, podgląda. - Wszędzie jej pełno - irytuje się rolnik z podsejneńskiej wsi. O prześladowaniu zawiadomił policję.

Klamkę do naszego domu potrafią łajnem wysmarować - żalą się Jasionowscy na córkę i jej konkubenta. - Wyzywają nas, zabraniają, aby ktokolwiek pojawił się na podwórzu, odcięli nam nawet prąd! A jak mieliśmy w domu kółko różańcowe i przyszło wiele osób, to specjalnie głośno nastawili muzykę, żeby uniemożliwić nam modlitwę.

Sześć lat temu Jasionowscy przepisali cały swój majątek na córkę w zamian za dożywotnią opiekę. Teraz boją się, że wylądują na bruku. - Jeżeli rodzice się nie opamiętają i nie przestaną nas prześladować, to kto wie, czy nie zdecydujemy się na sprzedaż wszystkiego - zaznacza córka.

Przepisali za dożywocie

Cały rodzinny majątek Jasionowscy zbudowali własnymi rękami.

- Zaczynaliśmy od kilku hektarów ziemi podarowanej przez ojca - opowiada prawie 70-letni dziś Zygmunt Jasionowski. - Ciężko harowaliśmy. Zanim dorobiliśmy się domu, mieszkaliśmy w dobudówce przy stodole.

Z czasem gospodarstwo rozrosło się do kilkudziesięciu hektarów. Jasionowscy planowali wszystko zostawić swoim dzieciom. Dwaj synowie wybrali jednak życie w mieście. Rodzice cieszyli się więc, że córka, Dorota, ma inne plany. Wyszła za mąż i osiadła w rodzinnej posiadłości.

Rodzina zbudowała kolejny dom - po drugiej stronie wąskiej drogi prowadzącej przez wieś. Tam właśnie przeprowadziła się Dorota z mężem.

Wkrótce jednak Jasionowscy zaczęli poważnie chorować. Pan Zygmunt miał wylew, jego żona - trepanację czaszki. Dalej na gospodarstwie pracować już się nie dało. W 2008 r. postanowili więc przepisać wszystko na córkę i zięcia. Ale w zamian za dożywotnią opiekę. W umowie znalazło się też zastrzeżenie, że córka i zięć przepiszą na nich jeden z dwóch domów oraz nieduży kawałek ogródka.
Niedługo po sporządzeniu tego dokumentu zięć zginął w wypadku.

- Nikt wtedy nie miał głowy, żeby zajmować się przepisywaniem domu - wspominają Jasionowscy.

Twierdzą zresztą, że stosunki z córką Dorotką dobrze się układały aż do momentu, gdy poznała nowego mężczyznę.

- Wtedy usłyszeliśmy, że skoro nie chcemy pracować na gospodarstwie, to nie mamy do niego żadnych praw - opowiadają małżonkowie załamując ręce.

Nie mam do nich żadnych uczuć

To wtedy miała zacząć się prawdziwa wojna. Obie strony okopały się po swoich stronach drogi. Czasami od nadmiaru emocji po asfalcie aż iskry leciały.

- Konkubent naszej córki bez przerwy nam groził i wyzywał od najgorszych - twierdzą Jasionowscy. - Mówił, że życia to już mieć nie będziemy.

- To oni nieustannie wzywają na nas policję i bez przerwy śledzą - odcina się 42-letnia córka. - Trudno nawet powiedzieć, o co im tak naprawdę chodzi. Mnie życzyli nawet śmierci. Od tego czasu przestali być moimi rodzicami. Nie mam do nich żadnych uczuć.

- Bzdura! - oburza się Zygmunt Jasionowski. - Jak można takie rzeczy wygadywać!

Seniorzy rodu uznali, że muszą sami zatroszczyć się o swój los. Postanowili więc wyegzekwować zapis dotyczący przyznania im domu i kawałka ziemi. Skierowali sprawę do suwalskiego sądu, a ten przyznał im rację. Ale już białostocka Temida, do której odwołała się córka, była innego zdania. W akcie darowizny nie znalazł się bowiem żaden konkretny termin przepisania nieruchomości. Dlatego, zdaniem sądu, był na to tylko rok. A ten dawno już minął.

- Nie wszyscy prawnicy tak uważają - zastrzega senior Jasionowski. - Chcemy więc wystąpić do Sądu Najwyższego o kasację wyroku. Może się uda.
Policja jest częstym gościem

W domach stojących po obu stronach drogi policja jest częstym gościem. Głównie z powodu gróźb, jakie jedni mają kierować pod adresem drugich. Ani razu jednak nie skończyło się to aktem oskarżenia. Prokuratura odmawiała wszczynania kolejnych spraw z powodu braku jednoznacznych dowodów uzasadniających popełnienie przestępstwa.

- Ten ciągnący już ze dwa lata rodzinny konflikt rzeczywiście jest bardzo ostry - przyznają policjanci. - Ci ludzie patrzeć na siebie nie mogą. Aż dziwne, że dzieje się to w jednej rodzinie.

Córka twierdzi, że jej stosunki z rodzicami psuły się już wcześniej.

- Matka nie zauważyła, że nie jestem małą dziewczynką, mam prawo do własnego życia i dokonywania samodzielnych wyborów - opowiada 42-letnia kobieta. - A ona chciałaby rządzić wszystkimi oraz wszystkim, decydować nie tylko o moim losie, ale też o życiu moich dzieci.

Matka za apodyktyczną wcale się jednak nie uważa.

- Jesteśmy starszymi, schorowanymi ludźmi - mówi Jasionowska. - Chcemy żyć w spokoju, a nie prowadzić wojny.

Część ziemi córka niedawno sprzedała. Jak mówi, nie było innego wyjścia, bo należało pospłacać kredyty. Teraz gospodarstwo wychodzi już na prostą.

I jak tłumaczy, to właśnie brak pieniędzy, a nie złośliwość, miał być powodem odcięcia rodzicom prądu. Starsi ludzie musieli go potem doprowadzić do domu na własną rękę. Rachunek wysłali córce. Umowa dożywocia gwarantuje im bowiem nie tylko dach nad głową, ale też życie w godziwych warunkach.

- Teraz wzywają nas, czyli mnie i swoich dwóch wnuków, do zapłacenia za ten prąd - żali się jednak córka. - Co to za dziadkowie, którzy chcą wyciągać pieniądze od swoich wnuków?!

- To mamy żyć bez prądu? - dziwią się pretensjom Jasionowscy.

W świetle przepisów z domu nikt ich wyrzucić nie może. Ale córka ma prawo nieruchomość sprzedać. Razem, rzecz jasna, z lokatorami.

- Gdyby znalazł się kupiec, to kto wie, czy tak bym nie zrobiła - przyznaje kobieta.

Na razie jednak takich planów nie ma. Nie planuje też sprzedawać reszty gospodarstwa.

- Mam już dość tej wojny - twierdzi. - Ale jeśli nic się nie zmieni, to kto wie, czy z czasem na taką sprzedaż się nie zdecydujemy?

Wyciągania ręki na zgodę żadna ze stron nawet nie bierze pod uwagę.

- Ja z tymi ludźmi nie chcę mieć już nic wspólnego - tłumaczy córka.

- Całe życie człowiek jak wół harował i doczekał się na starość - kwituje Zygmunt Jasionowski. - Córki to my już niestety nie mamy.

Czytaj e-wydanie »

Słodkie okazje z wysokimi rabatami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna