Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie daruję im tego, bo to cud, że żyję!

Artur Matyszczyk 68 324 88 53 [email protected]
Zbigniew Krotowski i Weronika Pełka
Zbigniew Krotowski i Weronika Pełka Archiwum Z. Krotowskiego
Pacjent zjadł muchomora, a pogotowie stwierdziło... nadciśnienie. NFZ dopatrzył się podejrzenia popełnienia przestępstwa.

To historia jak z filmu. Najpierw tragiczna pomyłka, potem ból i cierpienie, przeszywający dramat i walka o życie. Bitwa, w której liczy się każda sekunda. Wreszcie szczęśliwy koniec. Nie dla wszystkich. Ale po kolei.

O sprawie napisaliśmy jako pierwsi trzy tygodnie temu. Zbigniew Krotowski przyjechał do narzeczonej, która mieszka we wsi Borek w gminie Sulechów. Poszedł na grzyby. Potem je usmażył. Nie wiedział, że znalazł i zjadł muchomora. Szybko poczuł się źle, wymiotował, cały drżał. Zwijał się z bólu. Wezwał pogotowie. Przyjechał ratownik medyczny. Zdiagnozował... nadciśnienie i pojechał.

Krotowski czuł się coraz gorzej. Cztery dni później był już cały zimny. Nie ruszał się. Jego narzeczona Weronika Pełka przerażona znów wezwała pogotowie. Okazało się, że potrzebny jest błyskawiczny przeszczep wątroby. Śmigłowiec natychmiast przetransportował 29-latka do specjalistycznej lecznicy w Szczecinie. Tam rozegrała się dramatyczna walka o życie. Lekarze nie mieli wątpliwości. - Potrzebujemy cudu! - mówili. Cud się zdarzył. Na drugim końcu Polski znaleźli odpowiedni narząd. Ktoś musiał umrzeć, żeby pacjent mógł żyć. Ale to był dopiero początek wojny o przeżycie. Po siedmiogodzinnej operacji ruszyło nerwowe odliczanie. Na szczęście, wątroba podjęła pracę. Stan zdrowia pacjenta poprawiał się z dnia na dzień.

Zobacz też: Wybory samorządowe 2014. Kandydaci na radnych do Sejmiku Województwa Lubuskiego (lista)

Dziś pan Zbyszek już chodzi, uśmiecha się. Znów przyjechał do narzeczonej. Ale na grzyby już nie pójdzie, czuje wstręt. - Zbierałem młode osobniki, dlatego się pomyliłem - przypomina sobie dramatyczne chwile, które najchętniej wyrzuciłby z pamięci. Służbie zdrowia nie może darować. Czego? - Na litość boską! Wysłali mnie na pewną śmierć - z niedowierzaniem kręci głową. Chce oddać sprawę do prokuratury.

Jak się dowiedzieliśmy, już wyprzedził go Narodowy Fundusz Zdrowia. - Po doniesieniach medialnych wszczęliśmy postępowanie wyjaśniające. Poprosiliśmy szpital w Sulechowie o dokumentację związaną z tym zdarzeniem. Sprawdziliśmy karty medycznych czynności, zlecenia wyjazdów oraz poprosiliśmy o kopię nagrań połączeń - wylicza Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka lubuskiego NFZ. - Po przejrzeniu wszystkich dokumentów i po przesłuchaniu nagrań uznaliśmy, że zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa i narażenia pacjenta na utratę życia lub uszczerbku na zdrowiu. W związku z tym złożyliśmy doniesienie do prokuratury. Wyjaśnianie jeszcze trwa.

Tymczasem w szpitalu w Sulechowie zachowują spokój. - Przeprowadziliśmy szkolenie z całym personelem na wypadek zatruć grzybami. Ratownik medyczny, który badał pacjenta jako pierwszy, wciąż jest nieobecny. Przebywa poza terenem szpitala. Jak wróci, porozmawiam z nim - komentuje Mariusz Witczak, dyrektor ds. medycznych.

Zobacz też: Pan Zbyszek zatruł się grzybami

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska