Podobno objechałeś na motorze całe Stany Zjednoczone?
- Rzeczywiście, z dwójką przyjaciół przejechaliśmy Stany - z Zachodniego Wybrzeża na Wschodnie. Od San Francisco do Miami. To była taka męska wyprawa. Myślą przewodnią był boks. Byłem umówiony na treningi bokserskie w różnych klubach w Stanach. Dodatkowo robię z tego program telewizyjny, który będzie można oglądać w Polsat Play od połowy kwietnia. A przy okazji wyprawy zaprosiłem dwie dziewczynki, którymi się opiekuję w fundacji "Dziecięca Fantazja", do Disneylandu.
Co jest najważniejsze w pracy boksera?
- Najważniejsze, żeby to jednak była pasja. Nie można tego traktować jako zorganizowanej pracy i sposobu na zarabianie pieniędzy. Trzeba to kochać. Boks wiąże się z ogromną dawką wyrzeczeń, z bólem. I nie ma tak naprawdę żadnej gwarancji na sukces. A co jeszcze jest najważniejsze? Systematyczność. W tym sporcie ciężko jest wygrywać walkę po walce trenując tylko z doskoku.
Ale ostatnio nie zajmujesz się tym zawodowo?
- Nie. Teraz zaczynam bawić się w treningi. Lubię trenować. Dodatkowo pracuję w mediach. Mam swój program "Gadżety Salety" i projekt wyjazdowy USA Tour. Kilka lat temu odkryłem, że kamera daje mi podobną adrenalinę jak sport.
Jak zaczęła się Twoja historia z boksem? Kiedyś byłeś chłopakiem z długimi włosami, który chodził na kółka recytatorskie...
- Tak (śmiech). Kiedyś obejrzałem film z Brucem Lee "Wejście smoka" i zainteresowałem się kick-boxingiem. Zacząłem trenować, kiedy rozpocząłem studia w Warszawie. Dosyć szybko zdobyłem właściwie wszystko, co było do zdobycia. Sport był zawsze dla mnie przygodą, a nie sposobem zarabiania pieniędzy.
Był jakiś moment zachłyśnięcia się sławą?
- Chyba nie. Tak naprawdę pamiętam, kiedy zdobyłem pierwszy tytuł zawodowego mistrza świata kick-boxingu. Radość była wielka. A na drugi dzień obudziłem się i stwierdziłem, że właściwie nic się nie zmieniło i trzeba zacząć szukać sobie kolejnego celu do zdobycia.
Co jest najważniejsze w życiu?
- Myślę, że równowaga. Taki spokój wewnętrzny. Dla każdego to oznacza co innego.
Najważniejsza data?
- Na pewno narodziny moich córek: Nicole i Nadii.
Właśnie. Jak to było z Nicole? Oddałeś jej swoją nerkę...
- Tu nie ma co opowiadać. To był zdecydowanie normalny odruch. Miała dysfunkcję nerki. W tej sytuacji przeszczep rodzinny jest gwarancją sukcesu. Także to było zupełnie naturalne.
Nie bałeś się?
- Nie zastanawiałem się nad tym nawet. Nie znam się na medycynie. Kiedy kładę się na stół, ufam chirurgowi.
A jest w ogóle coś, czego się boisz?
- Nie boję się, tak naprawdę, niczego konkretnego. W zasadzie większość rzeczy, których ludzie się boją, ja traktuję jako wyzwanie i przygodę.
Twoje marzenia?
- Moje marzenia generalnie się spełniają. Nie mam takich konkretnych marzeń, że chciałbym coś tam mieć. Nie wybiegam, jeśli chodzi o plany, zbyt daleko naprzód. Wiem, że życie niesie ze sobą wiele niespodzianek. Dzisiaj możemy sobie coś zaplanować, a nagle, dwa tygodnie później, okazuje się, że nigdy nie będziemy mogli tego zrobić. Nie chciałbym być zawiedziony.
Jaki naprawdę jest Przemek Saleta?
- Jaki? Przede wszystkim szczery. Generalnie mówię to, co myślę. Co najwyżej, niektóre sytuacje czy sprawy mogę przemilczeć. Natomiast nie kłamię tylko po to, żeby kłamać.
Jesteś kobieciarzem?
- Nie. Taka opinia panuje tak naprawdę tylko dlatego że kobiety, z którymi byłem, są bardzo atrakcyjne. Natomiast z tego nic nie wynika. Być może nie jestem przykładem tradycyjnego męża, który spędza z jedną żoną całe życie. Niemniej jednak pięć kobiet przez całe dorosłe życie to nie jest jakiś szczególny wyczyn.
Ale dżentelmenem jesteś?
- Staram się być.
Dajesz sobie wchodzić na głowę?
- Na pewno nie kruszę kopii o rzeczy nieistotne. Natomiast jeśli z kimś jestem, to ten ktoś wie, że są takie aspekty życia, które dotyczą tylko i wyłącznie mnie i o których decyduję też tylko i wyłącznie ja.
A córki? Pozwalasz im wchodzić sobie na głowę?
- No, niestety (śmiech).
Nie boisz się sytuacji, kiedy pojawią się faceci, którzy będą chcieli je zabrać?
- Niespecjalnie. Najstarsza ma 15 lat, więc to lada moment. Czas płynie. Codziennie jest nowy dzień, w związku z tym nie ma się nad czym zastanawiać. Jest jakaś kolej rzeczy i wiem, że żadna z córek nie będzie całe życie moja.
A myślałeś kiedyś o tym, jak to będzie? Będziesz robił "przesłuchania" kandydatów?
- Nie zastanawiałem się. Wydaje mi się, że tak naprawdę rodzice nie mają wiele do powiedzenia. Ich rola polega tylko i wyłącznie na tym, żeby wychować dziecko tak, aby potrafiło dokonać właściwego wyboru. I tak nie ma gwarancji.
Wierzysz w los? W przeznaczenie?
- Tak, ale wierzę też, że trzeba przeznaczeniu pomagać.
Dziękuję za rozmowę.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?