Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie jest kobieciarzem. Pięć kobiet to nie wyczyn

B. Maleszewska
Przemek Saleta uchodzi za twardziela. Mało kto wie, jaki jest naprawdę.
Przemek Saleta uchodzi za twardziela. Mało kto wie, jaki jest naprawdę. B. Maleszewska
Kiedyś nosił długie włosy i chodził na próby kółek recytatorskich. Dziś uważany jest za macho żyjącego w otoczeniu atrakcyjnych kobiet. A jaki jest naprawdę Przemek Saleta? Czego się boi i dlaczego oddał córce nerkę dowiadywała się Urszula Krutul.
Wydarzenie bylo okazją, by poznac i nauczyc sie gry w pokera sportowego

Poker z Saletą i Ich Troje

Podobno objechałeś na motorze całe Stany Zjednoczone?
- Rzeczywiście, z dwójką przyjaciół przejechaliśmy Stany - z Zachodniego Wybrzeża na Wschodnie. Od San Francisco do Miami. To była taka męska wyprawa. Myślą przewodnią był boks. Byłem umówiony na treningi bokserskie w różnych klubach w Stanach. Dodatkowo robię z tego program telewizyjny, który będzie można oglądać w Polsat Play od połowy kwietnia. A przy okazji wyprawy zaprosiłem dwie dziewczynki, którymi się opiekuję w fundacji "Dziecięca Fantazja", do Disneylandu.

Co jest najważniejsze w pracy boksera?
- Najważniejsze, żeby to jednak była pasja. Nie można tego traktować jako zorganizowanej pracy i sposobu na zarabianie pieniędzy. Trzeba to kochać. Boks wiąże się z ogromną dawką wyrzeczeń, z bólem. I nie ma tak naprawdę żadnej gwarancji na sukces. A co jeszcze jest najważniejsze? Systematyczność. W tym sporcie ciężko jest wygrywać walkę po walce trenując tylko z doskoku.

Ale ostatnio nie zajmujesz się tym zawodowo?
- Nie. Teraz zaczynam bawić się w treningi. Lubię trenować. Dodatkowo pracuję w mediach. Mam swój program "Gadżety Salety" i projekt wyjazdowy USA Tour. Kilka lat temu odkryłem, że kamera daje mi podobną adrenalinę jak sport.

Jak zaczęła się Twoja historia z boksem? Kiedyś byłeś chłopakiem z długimi włosami, który chodził na kółka recytatorskie...
- Tak (śmiech). Kiedyś obejrzałem film z Brucem Lee "Wejście smoka" i zainteresowałem się kick-boxingiem. Zacząłem trenować, kiedy rozpocząłem studia w Warszawie. Dosyć szybko zdobyłem właściwie wszystko, co było do zdobycia. Sport był zawsze dla mnie przygodą, a nie sposobem zarabiania pieniędzy.

Był jakiś moment zachłyśnięcia się sławą?
- Chyba nie. Tak naprawdę pamiętam, kiedy zdobyłem pierwszy tytuł zawodowego mistrza świata kick-boxingu. Radość była wielka. A na drugi dzień obudziłem się i stwierdziłem, że właściwie nic się nie zmieniło i trzeba zacząć szukać sobie kolejnego celu do zdobycia.

Co jest najważniejsze w życiu?
- Myślę, że równowaga. Taki spokój wewnętrzny. Dla każdego to oznacza co innego.

Najważniejsza data?
- Na pewno narodziny moich córek: Nicole i Nadii.

Właśnie. Jak to było z Nicole? Oddałeś jej swoją nerkę...
- Tu nie ma co opowiadać. To był zdecydowanie normalny odruch. Miała dysfunkcję nerki. W tej sytuacji przeszczep rodzinny jest gwarancją sukcesu. Także to było zupełnie naturalne.

Nie bałeś się?
- Nie zastanawiałem się nad tym nawet. Nie znam się na medycynie. Kiedy kładę się na stół, ufam chirurgowi.

A jest w ogóle coś, czego się boisz?
- Nie boję się, tak naprawdę, niczego konkretnego. W zasadzie większość rzeczy, których ludzie się boją, ja traktuję jako wyzwanie i przygodę.

Twoje marzenia?
- Moje marzenia generalnie się spełniają. Nie mam takich konkretnych marzeń, że chciałbym coś tam mieć. Nie wybiegam, jeśli chodzi o plany, zbyt daleko naprzód. Wiem, że życie niesie ze sobą wiele niespodzianek. Dzisiaj możemy sobie coś zaplanować, a nagle, dwa tygodnie później, okazuje się, że nigdy nie będziemy mogli tego zrobić. Nie chciałbym być zawiedziony.

Jaki naprawdę jest Przemek Saleta?
- Jaki? Przede wszystkim szczery. Generalnie mówię to, co myślę. Co najwyżej, niektóre sytuacje czy sprawy mogę przemilczeć. Natomiast nie kłamię tylko po to, żeby kłamać.

Jesteś kobieciarzem?
- Nie. Taka opinia panuje tak naprawdę tylko dlatego że kobiety, z którymi byłem, są bardzo atrakcyjne. Natomiast z tego nic nie wynika. Być może nie jestem przykładem tradycyjnego męża, który spędza z jedną żoną całe życie. Niemniej jednak pięć kobiet przez całe dorosłe życie to nie jest jakiś szczególny wyczyn.

Ale dżentelmenem jesteś?
- Staram się być.

Dajesz sobie wchodzić na głowę?
- Na pewno nie kruszę kopii o rzeczy nieistotne. Natomiast jeśli z kimś jestem, to ten ktoś wie, że są takie aspekty życia, które dotyczą tylko i wyłącznie mnie i o których decyduję też tylko i wyłącznie ja.

A córki? Pozwalasz im wchodzić sobie na głowę?
- No, niestety (śmiech).

Nie boisz się sytuacji, kiedy pojawią się faceci, którzy będą chcieli je zabrać?
- Niespecjalnie. Najstarsza ma 15 lat, więc to lada moment. Czas płynie. Codziennie jest nowy dzień, w związku z tym nie ma się nad czym zastanawiać. Jest jakaś kolej rzeczy i wiem, że żadna z córek nie będzie całe życie moja.

A myślałeś kiedyś o tym, jak to będzie? Będziesz robił "przesłuchania" kandydatów?
- Nie zastanawiałem się. Wydaje mi się, że tak naprawdę rodzice nie mają wiele do powiedzenia. Ich rola polega tylko i wyłącznie na tym, żeby wychować dziecko tak, aby potrafiło dokonać właściwego wyboru. I tak nie ma gwarancji.

Wierzysz w los? W przeznaczenie?
- Tak, ale wierzę też, że trzeba przeznaczeniu pomagać.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna