Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie skacz!

Andrzej Plęs [email protected]
Komuś, kto chce popełnić samobójstwo, nie można obiecywać rzeczy nie do spełnienia. Chce śmigłowca i pieniędzy? Trzeba tak rozmawiać, żeby odjechał na deskorolce i z pustymi kieszeniami.
Komuś, kto chce popełnić samobójstwo, nie można obiecywać rzeczy nie do spełnienia. Chce śmigłowca i pieniędzy? Trzeba tak rozmawiać, żeby odjechał na deskorolce i z pustymi kieszeniami.
- Nie bądź ciulem i skacz! Pokaż, że jesteś mężczyzną! - słychać z tłumu ludzi czekających, aż mężczyzna przekroczy wreszcie parapet okna na XI piętrze. I był taki przypadek, że facet stał na dachu, a jego konkubina krzyknęła z dołu: - Nie rób obciachu. Chłopaki patrzą, to skacz...

Dlatego punkt pierwszy to usunąć ludzi, bo ich krzyk może być dla tego potencjalnego samobójcy jak popchnięcie. Wtedy cała misterna robota policyjnych negocjatorów weźmie w łeb.

Tajna robota. Nie zdradzają sekretów swojej pracy, nie "dają twarzy" do prasy i telewizji. W razie powodzenia negocjacji z samobójcą, terrorystą czy porywaczem, chwały publicznej nie będzie. W razie niepowodzenia, wszyscy na ulicy będą ich wytykać palcami: to ten, który doprowadził do śmierci.

A w tym fachu sukces nigdy nie jest gwarantowany i od porażki dzieli go tylko wąska granica. Granica porozumienia negocjatora z desperatem. A właściwie zespołu negocjatorów, bo to zadanie zespołowe.

- Tu nie ma miejsca na gwiazdorstwo i indywidualizm. Musimy bezwzględnie na sobie wzajemnie polegać - Grzegorz Pirga, koordynator negocjatorów z siedmioletnim stażem, stawia sprawę jasno.
Nie przez przypadek strony internetowe policyjnych komend usiane są sukcesami funkcjonariuszy, ale o sukcesach negocjacyjnych - ani słowa. Bo w tej sferze szum informacyjny tylko szkodzi. To nie tylko pragmatyka, ale i etyka: desperackie kroki podejmują na ogół ludzie o niestabilnej osobowości. Czynić z nich negatywnych bohaterów publikacji, wydaje się co najmniej niestosowne.

Od ciebie zależy życie

Z wielu funkcjonariuszy, którzy starają się o status negocjatora policyjnego, funkcję tę dostaje niewielu. Z kilkudziesięciu przez sito badań psychologicznych przechodzi kilkunastu. Do szkolenia dopuszcza się kilku. Wyników testów się nie ujawnia, więc ci, którzy oblali, nawet nie wiedzą dlaczego.

Wiadomo, że niezbędna jest wyjątkowa odporność na stres, bo przez kilka, czasem kilkanaście godzin negocjacji od ciebie zależy życie tego drugiego człowieka. Albo ludzi. Potrzebna jest też wyjątkowa umiejętność autokontroli. Nie można pozwolić sobie na żaden gest, nawet strzęp słowa, które mogłoby popchnąć desperata do tego, od czego próbujesz go odwieść. To wszystko wyjdzie w testach psychologicznych. To i jeszcze więcej.

Wybrańcy jadą do policyjnej szkoły w Legionowie. Codziennie kilkanaście godzin symulowanych negocjacji, z krótkimi przerwami na posiłek. Nie wytrzymasz tego, tym bardziej nie wytrzymasz w prawdziwej akcji, kiedy stres jest zwielokrotniony. Nie wytrzymasz - odpadasz.

Tu nikt się nie obraża

Nie ma jednego negocjatora. Jest trzech, czterech i psycholog. Każdy z nich uważnie śledzi zachowanie, sposób mówienia i treść wypowiedzi desperata. Psycholog kreśli portret psychologiczny, by jak najłatwiej i najszybciej dotrzeć do człowieka, "złapać" z nim kontakt i utrzymać. W tym samym czasie zbierane są informacje o desperacie. Im więcej informacji, tym mniejsze ryzyko popełnienia błędu.

Rozmowę prowadzi jeden negocjator. Pozostali mu pomagają, dają wskazówki. Czasem, gdy ten jeden stwierdza, że "nie poradzi", zastępuje go inny. Czasem reszta dochodzi do wniosku, że ten jeden sobie nie radzi i pada decyzja o zmianie. Nikt na nikogo się nie obraża. To zadanie zespołowe, nie ma indywidualnego sukcesu.

Rodziny się nie zaprasza!

Można odwrócić uwagę desperata, angażując go w rozmowę na temat, który go interesuje. Piłka nożna? Proszę bardzo. Tylko negocjator musi mieć o niej pojęcie. Bo jeśli tamten człowiek uzna, że ma do czynienia z piłkarskim dyletantem, może poczuć się zlekceważony i wtedy...

Nie obiecywać rzeczy nie do spełnienia. Chce skoczyć, bo narobił długów nie do uniesienia? Nie mówić, że przecież można spłacić. Bo zapyta: jak? Chce śmigłowca i worka pieniędzy? Trzeba rozmowę poprowadzić tak, żeby odjechał na deskorolce i z pustymi kieszeniami, ale obiecywać nie wolno.

Każda chwila to łamigłówka - sumowanie wszystkich informacji, czytanie ze słów, z zachowania desperata. Choć czasem najprostsze metody są najskuteczniejsze. Przykład? Właściciel gospodarstwa na wsi wszedł na strych stodoły, jeden koniec liny zawiązał na belce pod dachem, drugi koniec - z pętlą - założył na szyję. I stał w otworze dachu. Skok oznaczał śmierć. Sołtys godzinę negocjował, zanim pojawił się zawodowiec z policji. Przyszedł i uprzejmie poprosił desperata, żeby zszedł porozmawiać, bo on nie może tak stać przed tą stodołą i zadzierać głowę, bo coś go przewiało i szyja boli jak diabli. Argument w sam raz dla pracującego na wolnym powietrzu rolnika. Zrozumiał cierpienia policjanta, zdjął pętlę z szyi i zszedł pogadać.

Kolejna zasada - nie zapraszać do negocjacji najbliższych desperata. Nie ma takich sytuacji, jak w amerykańskich filmach, że żona przez głośnik negocjatora skutecznie błaga męża, żeby nie wysadzał się w powietrze. Bo w "realu" może okazać się, że mąż ubrał się w materiały wybuchowe właśnie na złość żonie. I na złość żonie przyciśnie guzik. Żeby widziała. Najbliższych dopuszcza się do negocjacji w wyjątkowych przypadkach, ale o tym decydują negocjatorzy i psycholog.
I nie ma reguł: równie trudno negocjuje się z człowiekiem o IQ 140 i z wyższym wykształceniem, co z rolnikiem po zawodówce.

Najważniejsze to stworzyć więź, poczucie zaufania do negocjatora.
- Ten człowiek musi wiedzieć, że chcemy mu pomóc. Bo rzeczywiście chcemy - zapewnia jeden z negocjatorów.

Dotyczy to zarówno samobójców, jak i desperatów, którzy grożą zakładnikom. Ale i tak za cały przebieg działań odpowiada dowódca operacji. Może on podjąć decyzję, że wyczerpały się możliwości negocjatorów i trzeba wysłać jednostkę antyterrorystyczną. Szczególnie, kiedy liczy się czas. I kiedy krzywda może stać się osobom trzecim. Negocjator może przesiedzieć nawet kilkanaście godzin z osobą, która chce popełnić samobójstwo. Takiego pozornego komfortu czasu nie ma w sytuacji, kiedy zagrożone jest życie innych. Jak w przypadku, kiedy ojciec rodziny sterroryzował domowników i zagroził, że wszystkich wysadzi w powietrze podgrzewaną stale butlą z gazem. Tu nie było nieograniczonego czasu na przekonywanie.

Żeby nie zwariować

Kto nie doświadczył tego na własnej skórze, nie pojmie napięcia.
- Trzeba stale kontrolować każde słowo i każdy gest, nawet barwa głosu może mieć znaczenie - tłumaczy Grzegorz Pirga, negocjator w rzeszowskiej komendzie miejskiej.
Zdarza się, że na negocjatora i jego rodzinę z ust desperata spływa stek pomyj. Nie wolno reagować, choć to niełatwe. Nagła i nieoczekiwana zmiana zachowania delikwenta - reagować, ale właściwie. I natychmiast znaleźć to "właściwie". Bo niewłaściwie to może być koniec negocjacji, akcji i... człowieka.
Albo grupy osób.

A jeśli się uda, bo najczęściej się udaje? Trzeba człowiekowi pomóc wrócić do życia, by nigdy więcej nie pomyślał o podjęciu drugiej próby. Ale to już zadanie dla psychologów, najbliższych, znajomych.
O czym negocjatorzy rozmawiali kilkanaście dni temu przez pięć godzin z potencjalnym samobójcą na parapecie okna na jedenastym piętrze rzeszowskiego bloku?

- Nie pamiętam - ucina rozmowę podinsp. Zbigniew Kocój. - Chyba po wszystkim się zresetowałem.
Czasami reset nie wystarczy, skoro jeszcze długo potem w wyobraźni widzą to, czego najbardziej się boją: że mogli nie zdążyć pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna