Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie umiała sobie poradzić z życiem i skoczyła

Helena Wysocka
Archiwum
Emilia miała 20 lat. Mówiła, że nikt jej nie rozumie i chciała się zabić. Najpierw z poznaną w sieci koleżanką, ale krewni pokrzyżowali jej plany. Kilka dni temu nakłaniała do samobójstwa partnera. A gdy odmówił, weszła na siódme piętro suwalskiego wieżowca, otworzyła okno i runęła w dół.

Śledczy ustalają, czy i jaki wpływ na desperacką decyzję Emilii miały rodzinne waśnie. Póki co wiadomo, że w dniu tragedii kobieta nie była trzeźwa. Podobnie jak towarzyszący jej partner. Zresztą, gdyby nie chwiał się na nogach, to być może zdołałby ocalić życie swojej wybranki. A tak zdążył tylko chwycić ją za ubranie. Ale na to, by utrzymać desperatkę zabrakło mu już sił.

Beata Andruczyk, psycholog z suwalskiej fundacji Ego, mówi, że w takich przypadkach nie należy szukać winnych, zwłaszcza w rodzinie. Bo myśli samobójcze mają osoby chore.

- Nie potrafią cieszyć się z życia - dodaje. - A w takiej sytuacji wsparcie krewnych to zdecydowanie za mało. Potrzebna jest pomoc specjalisty.

Desperatka poznana w sieci

Emilia urodziła się w Belgii. Parę lat temu z mamą i młodszą siostrą przyjechała do Suwałk. Dlaczego akurat tutaj kobiety szukały schronienia, trudno powiedzieć. Fakt, że dziewczyna nie potrafiła odnaleźć się w nowych okolicznościach. Nie wiodło się jej ani w domu, ani w szkole. Edukację skończyła w Ochotniczym Hufcu Pracy, a to trochę za mało, by znaleźć sobie fajne i dobrze płatne zajęcie. Emilia nie miała też zbyt wielu przyjaciół. Podobno nie lgnęła do ludzi, rzadko się uśmiechała. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy znali dziewczynę ze szkolnej ławy.

Siedziała w domu i godzinami grzebała w sieci. Tam, dwa lata temu, poznała o cztery lata starszą Patrycję P. - bezrobotną absolwentkę szkoły średniej z Warszawy. Kobiety szybko się zaprzyjaźniły. Może dlatego, że obie miały pretensje do życia. Obie też skarżyły się na brak zrozumienia ze strony rodziców. Któregoś dnia Patrycja wpadła na pomysł, by skończyć z tą życiową gehenną.

- Osaczała suwalczankę, a ta godziła się na wszystkie jej propozycje - tłumaczył Ryszard Tomkiewicz, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Suwałkach. -Ustaliły, że razem popełnią samobójstwo.

Zamierzały skończyć ze sobą kilka miesięcy temu, na początku grudnia, w Mikołajki. Misternie przygotowany plan wyglądał tak: Emilia zakupi środki odurzające. Bo na suwalskiem rynku podobno łatwiej je dostać, niż w stolicy. Poza tym, kobieta miała znać dilera. Dzień przed Mikołajkami Patrycja zamierzała przyjechać autobusem do Suwałk. Ale tylko po to, by zabrać Emilkę. Na ostatnią noc chciały wynająć jeden z najdroższych hoteli w Warszawie, by choć trochę skosztować luksusu. Ostatecznie i tak nie zamierzały regulować swoich rachunków... Planowały, że się naćpają - zażyją heroinę, by nabrać odwagi i wyskoczyć z okna jednego z warszawskich wieżowców. I nie jest wykluczone, że zrealizowałyby swój plan, gdyby nie kuzynka suwalczanki. Ta przypadkiem podejrzała korespondencję. A następnie, pod fałszywym nazwiskiem, zaprosiła Emilię i jej warszawską przyjaciółkę do grona znajomych. Dzięki temu na bieżąco miała informacje dotyczące samobójczych planów. Przed wyznaczonym przez desperatki terminem skoku z okien wieżowca poinformowała o wszystkim matkę Emilii. A ta natychmiast zaalarmowała policję.

Patrycja P. została zatrzymana przez organy ścigania, ale szła w zaparte. I śledczych, i sąd przekonywała, że były to żarty. Mimo to w końcu minionego roku została skazana na karę więzienia w zawieszeniu. Ale nie tylko. Sąd zabronił kobiecie kontaktować się z Emilią. Czy przestrzegała tego zakazu, nie wiadomo. Nikt nie zgłaszał, że było inaczej, ale policja będzie to jeszcze ustalać.

Również Emilia poniosła odpowiedzialność za to, co planowała zrobić. Trafiła do szpitala psychiatrycznego na terapię. Ale, jak się dowiedzieliśmy, nie wytrwała do końca. Wypisała się deklarując, że będzie przyjmować lekarstwa w domu. Nie wykluczone, że na obietnicy się skończyło.

- Matka bardzo ją wspierała - twierdzi jedna z sąsiadek pogrążonej w żałobie rodziny. - Miała nadzieję, że Emilia poradzi sobie z depresją.

Ale nie mogła zmusić dorosłej córki do niczego. Tym bardziej, że miała ona już całkiem inne życiowe plany - zaprzyjaźniła się ze starszym o osiem lat mężczyzną. Jego wiek nie ma tu specjalnie znaczenia. Ważniejsze jest to, że suwalczanin czerpał z życia, ile mógł. Całymi garściami. Do pracy specjalnie się nie kwapił i, jak to mówią, za kołnierz też nie wylewał. Do tego częstował Emilię. A zapijanie leków psychotropowych alkoholem to pomysł najgorszy z możliwych. Tak przynajmniej twierdzą specjaliści.

- Będziemy ustalać, jakie lekarstwa kobieta zażywała i czy miały one wpływ na to, co się stało - zapowiada prokurator Tomkie-wicz.

Śledczy zbadają także, czy kobieta nie zażywała środków odurzających. Bo to, że w dniu tragedii była pod wpływem alkoholu, już wiadomo.

Chciała zabić się razem z nim

W minionym tygodniu nic nie zapowiadało nieszczęścia. Emilia powoli przygotowywała się do świąt wielkanocnych. A parę dni przed nimi wybrała się wraz z partnerem na przedświąteczne zakupy. Odwiedzili kilka różnych sklepów, także tych z alkoholem. Kupowali piwo, pili pod chmurką. Szwendali się po mieście cały dzień. Trochę bez celu, ale kobieta nie miała ochoty wracać do domu. Gdy zapadał zmierzch, zaczęła mówić, że nie podoba jej się ten świat. W końcu zaproponowała partnerowi, by razem skończyli ze sobą. Ale się nie zgodził. Nie nalegała. Wyglądało na to, że odstąpiła od pomysłu.

Chwilę później, gdy przechodzili obok jednego z suwalskich wieżowców, Emilia zasugerowała partnerowi, by weszli do środka. Mówiła, że jest jej zimno. Wjechali więc na siódme piętro, a tam 28-latek zaczął przypalać papierosa. Wtedy Emilia rzuciła się do okna. Właściwie nie było w tym nic dziwnego, bo wszyscy wiedzieli, że nie znosi papierosowego dymu. Kobieta nerwowo otwierała i zamykała okno. W końcu kolejny raz otworzyła je i... runęła w dół. Stojący obok mężczyzna zdążył załapać ją za ubranie, ale nie miał tyle siły, by ją utrzymać. Może dlatego, że sam ledwo trzymał się na nogach. Miał 3,5 promila alkoholu. Zjechał więc windą na dół i zadzwonił po pomoc. Gdy przyjechała karetka, Emilia jeszcze żyła. Ale były to jej ostatnie minuty.

Suwalscy śledczy szukają odpowiedzi na pytanie, kto winien jest tej śmierci. Psycholog mówi, że choroba.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna