Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie wiem, jaki jest Szymon Hołownia

uk
Szymon Hołownia, publicysta, dziennikarz
Szymon Hołownia, publicysta, dziennikarz Fot. B. Maleszewska
Ma poczucie humoru. Chciałby kiedyś zamieszkać w małym domku pod Białymstokiem i żyć z pisania książek. Szymon Hołownia. Jaki jest najpopularniejszy "katol" ostatnich miesięcy?Rozmawiała Urszula Krutul.

Jaki naprawdę jest Szymon Hołownia?

- Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na to pytanie.

Jest bardzo dużo dziedzin, za które się Pan łapie. W której czuje się Pan najlepiej?

- Czuję się dobrze we wszystkim, co w jakiś sposób mnie zaciekawia. Czasami to jest próba znalezienia takiego języka, żeby nim w przystępny, ciekawy, informujący sposób mówić o religii. A czasem też o innych ważnych rzeczach. To, co najbardziej mnie interesuje w moim zawodzie, to próba znalezienia jednego języka do mówienia o ważnych rzeczach w sposób ciekawy. Żeby się ludziom przestało wydawać, że rzeczy ciekawe nie muszą być ważne, a ważne nie muszą być ciekawe. I staram się to robić.

W jaki sposób najlepiej mówić o Kościele i religii, tak, żeby zaciekawić i przekonać ludzi?

- Trzeba mówić takim językiem, którym porozumiewają się ludzie. Nie można tworzyć sztucznego języka - pobożnego czy sensacyjnego. To musi być język, jakim się mówi podczas ważnej rozmowy z przyjacielem, o tych wszystkich rzeczach, które życia dotyczą. Problem się zaczyna wtedy, kiedy zaczynamy odklejać religię od życia i warstwy języka i zaczynamy tworzyć specjalny język do mówienia o rzeczach nabożnych. Który sugeruje nam, że to nie o życie chodzi, tylko o jakieś rytuały odprawiane w niedzielę. Nie mówię, żeby ten język sprowadzać do poziomu bruku, tylko żeby mówić normalnie.

I stąd były pomysły na "Różaniec z gwiazdami" i "Jaka to modlitwa"?

- Nie. To były zwyczajne żarty (w kanale religia.tv - dop. red.). Ale uważam, że na poczucie humoru też w religii jest miejsce. Powinno być. Skoro wierzymy, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, to pewnie Bóg też ma poczucie humoru.

Jakie miejsca w Białymstoku lubi Pan najbardziej? Do jakich najchętniej wraca?

- Najchętniej wracam na osiedle, na którym się wychowałem, czyli na osiedle Piasta. To jest taki matecznik. Panowie mi tutaj podpowiadają, że szalenie lubię wracać do księgarni Akcent (śmiech). Gdybym mógł, to bym tutaj zamieszkał. Oni nawet mają namiot i śpiwór, w którym jak zamykają księgarnię, śpię (śmiech). Takim miejscem jest też moje liceum na Fabrycznej. Lubię tam wracać.

W jaki sposób wyrwać się z takiego miasta jak Białystok?

- A po co? Niech lepiej zapyta Pani, jak zostać?

Więc, jak zostać w takim mieście jak Białystok?

- Nie wiem. Dlatego wyjechałem (śmiech). Jak jeżdżę po Polsce, to cały czas widzę takie miejsca, które są drenowane z ludzi ciekawych, fajnych. Oni wyjeżdżają spełniać się gdzie indziej. Dlaczego nie mogą spełniać się w rodzinnych miastach?

To jest pytanie do władz. Dlaczego w pewnych miejscach nie ma takiego klimatu, który pozwoliłby ludziom zaplanować swoją karierę i swoje życie bez opuszczania domu? Przecież mamy teraz internet, telepracę. Mamy tysiące możliwości. Każdy, nawet ze świata, może przyjechać tutaj i tutaj się osiedlić, prowadząc dalej biznes na świecie. Dlaczego nie przyjeżdża? Dlaczego wszystkie pomysły próbujące coś z tym zrobić palą na panewce albo trącą paździerzem na kilkadziesiąt kilometrów?

Może dlatego że przekonują przekonanych i nikogo więcej. Nie możemy myśleć, jak nie stracić. Musimy zacząć myśleć, jak zyskać. Robienie programów do białostoczan, żeby nie wyjeżdżali, to jedna rzecz. Ale trzeba też zrobić coś, żeby ludzie przyjeżdżali do Białegostoku.

Ja takiego myślenia mało odnajduję. Będąc w Warszawie widzę, jak się ze sobą integrują środowiska gdańszczan, krakowian, Wielkopolan. Każda z tych, powiedziałbym "podnacji", ma swoją grupę, politykę. W Warszawie jest nawet Ambasada Gdańska. Białegostoku nie słychać i nie widać. Dlaczego tego nie ma? Nie wiem. Czy się wstydzimy, czy mamy jakiś inny powód.

A jak jest z Panem? Wstydzi się Pan Białegostoku, czy wręcz przeciwnie?

- Oczywiście, że się nie wstydzę. Jest to dla mnie absolutnie powód do dumy, że stąd jestem. To jest cudowne miasto, z którego pochodzi mnóstwo fajnych ludzi.

Jak było w "Mam talent"?

- Cudownie. Tylko nie wygrałem (śmiech).

Jak to było z tymi samochodami? Mieli je dostać "Marcin i Prokop"...

- Dostaliśmy samochody. Żeby była jasność. Ziemek Świtalski kupił nam po samochodzie. Wręczył nam w kulisach po małym resoraku. Ja dostałem malucha, Marcin jakiś bardziej archiwalny samochód. Ale Ziemek się wywiązał z obietnicy.

Co było najfajniejsze w tym programie? Emocje, ludzie? Bo bał się Pan tego programu...

- Tak. Ludzie byli najfajniejsi. Tacy jak pani Bronisława, która robiła figury z papieru.

Jak ten facet od Czochera - Piotr Boruta, jak Ziemek Świtalski. Takich ludzi nie miałbym okazji nigdy spotkać. Tylko bym siedział przed telewizorem i strasznie chciał ich spotkać. Dlatego cieszę się, tym bardziej że mogłem spotkać ich na żywo, porozmawiać z nimi. Ten program zrobił bardzo dużo dobra. Ośmielił wielu ludzi. Na castingach był taki Mirek, który przyszedł i zawył, jeszcze w trakcie mutacji "Over the rainbow". Zapytany, dlaczego tu przyszedł, odpowiedział, że chciał pokonać własną nieśmiałość. Ten program naprawdę zrobił bardzo dużo dobrych rzeczy. Tak emocjonalnie. To nie była tylko dzika rywalizacja.

A to nie jest pewnego rodzaju katharsis albo oczyszczenie? Że przez tego typu programy my się oczyszczamy? Na przykład płacząc w trakcie ich trwania?

- Ale ja nie widzę w tym nic złego. Lepiej, żebyśmy płakali przy pięknie śpiewającej dziewczynce, niż żebyśmy płakali przy tym, jak ktoś komuś głowę odcina. Albo płakali z bezsilności, patrząc na niektórych naszych polityków. Wolę, żebyśmy mieli tego typu czyste łzy i przeżywali katharsis w trakcie "Mam talent" niż oglądając jakieś głupoty.

Weźmie Pan udział w następnej serii?

- Zastanawiam się nad tym poważnie. Myślę, że to nie byłby głupi pomysł. Nad kolejnymi bym się poważnie zastanawiał, bo te formaty są już takie same, ale myślę, że druga edycja mogłaby mnie kręcić. Zobaczymy.

A plany? Oprócz "Mam talent"?

- Na wiosnę muszę wydać książkę. Już mam plany bardzo zaawansowane w tym względzie. I duży projekt wywiadowy z "Newsweekiem". W tej chwili są to moje dwa najbliższe projekty, które muszę zrealizować.

O czym będzie książka?

- Nie powiem jeszcze (śmiech). Słodka tajemnica.

W jaki sposób pogodzić to wszystko, co Pan robi, tak, żeby nie zwariować?

- Nie mam pojęcia. Wstaję rano i robię wszystko po kolei. Nie czuję się osobą, która w piśmie kolorowym albo gdzieś indziej w mediach powinna opowiadać, jak żyć, bo ja sam nie wiem czasami, jak żyć. Nie będę stawał na palcach i udawał kogoś, kim nie jestem. Mam to szczęście, że mam pracę, która jest moją pasją.

Wstaję i robię. Pilnując przy okazji, żeby robić te rzeczy, które chcę robić. Które mnie kręcą. Mam ten komfort, że mogę sobie na to pozwolić. Przede wszystkim psychiczny. Bo wiadomo, że to czasem wiąże się z jakimiś wyrzeczeniami. Trzeba się słuchać siebie i nie ma w tym żadnej więcej filozofii. Po prostu trzeba swoją pasję realizować, jakkolwiek by ona nie wyglądała.

Jakie są Pana marzenia?

- Mam taki dom na Białostocczyźnie, który kiedyś kupiłem. I chciałbym, jak już będę starym człowiekiem, czyli za jakieś dwa lata (śmiech), spędzać przynajmniej 3 dni w tygodniu tam, a tylko dwa - jeżeli będzie to konieczne - w Warszawie. Zawsze moim celem było pisanie książek. Jeżeli uda mi się z tego żyć, a może mi się uda, to kto wie. Bardzo bym chciał. To jest zupełnie inna higiena życia. Człowiek przypomina sobie, że żyje. A nie tylko, że pracuje.

Skąd biorą się pomysły na książki?

- Z tak zwanej głowy, czyli z niczego. Pomysłów na książki mam w tej chwili 7, umów mam podpisanych 3, z czego zaliczkę zjadłem też już na 3. I teraz muszę usiąść i to napisać. Mam dużo pomysłów. Więc chyba przyjdzie taki moment, że zacznę je komuś sprzedawać. Żeby on to napisał za procent. Zobaczymy, jak to będzie.

A obawy i lęki?

- Nie mam obaw i lęków. To bardzo niechrześcijańskie mieć obawy i lęki. W związku z powyższym takowych nie mam. Nie mam też żadnych zabobonnych strategii myślenia. Lęk to jest najbardziej szatańskie, co może być na świecie. Więc staram się nie lękać.

W jaki sposób to zrobić?

- Można zbudować sobie sensowną relację z Panem Bogiem i próbować jakoś tak tę relację prowadzić, żeby lęków było jak najmniej. Lęk przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie. Jest narzędziem działania złego. Trzeba być na tyle blisko w tej relacji, żeby lęk ustępował miejsca miłości. Miłość jest jedyną receptą. Nawet na lęk przed śmiercią, przed ostatecznymi rzeczami. Nie ma innej.

Nie czuje się Pan w jakiś sposób szykanowany przez to, że aż tak Pan wierzy?

- Strasznie bym chciał. Ale jakoś mnie to nie spotyka. Bardzo bym chciał zostać takim męczennikiem, którego by wszyscy palcami wytykali. Wtedy na pewno, bym zrobił na tym niezły emocjonalny kapitał. Wszyscy by mi współczuli. Byłbym nawet może idolem. Nic takiego mnie nie spotyka. Ludzie podchodzą do tego z zaciekawieniem. To jest strasznie fajne, że, jak się dowiadują, że jestem tym katolem w cudzysłowie, to strasznie ich to zaciekawia. Na początku są śmichy, chichy, a później zaczynamy normalnie rozmawiać i się okazuje, że bardzo wielu ludzi chce o tym rozmawiać. Po prostu nie ma jak, nie ma czasu, nie ma z kim. A tu jest okazja. Więc o tym rozmawiamy. Nie czuję się szykanowany. Mam poczucie humoru, więc jak ktoś nabija się z różnych rzeczy, to ja potrafię odpowiedzieć i nie nadąsać się przy tym. Nie strzelić tak zwanego focha. Mam poczucie, że to bardzo dużo drzwi otwiera - a nie zamyka - mi przed nosem.

Czego Pan sobie życzy?

- Kiedyś mi się wydawało, że chciałbym świętego spokoju. A teraz już nie chcę. Bo mnie nosi. Mam ADHD intelektualne. Natomiast chciałbym umierać z taką świadomością, że jak umrę, to na świecie zamiast 62 procent umownie nazwijmy to syfu, było 61. Że udało mi się choćby 1 procent zmienić na lepsze tym, co robiłem. I to wystarczy.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna