Jego zastępcy z kolei mieli słabość do munduru. Co ich łączy? Żaden z nich, choćby w najgorszych koszmarach, nie śnił o garniturze, krawacie i fotelu. Nawet prezydenckim.
Praca w administracji kojarzyła im się z niewyobrażalna nudą.
Prezydent - sportowiec
Prezydent Gajewski, w 1971 roku, razem ze swoją drużyną zdobył złoty medal w piłce ręcznej wyższych uczelni technicznych. Wcześniej grał nawet w drugiej lidze.
Od małego ma zacięcie wyczynowca i pedagoga.
- Zawsze myślałem, że będę nauczycielem wychowania fizycznego - przyznaje absolwent politechniki.
Przez jakiś czas uczył nawet przedmiotów zawodowych w technikum.
- Technika i ekonomia, to znakomite połączenie - dodaje prezydent. - Ale gdybym dzisiaj mógł wybierać, poszedłbym bardziej w kierunku ekonomicznym.
Kariera Czesława Renkiewicza, zastępcy prezydenta do spraw gospodarczych, przebiegała podobnie. Ma za sobą 5 lat w urzędzie miejskim, a 19 w skarbowym. Marzył zaś o mundurze.
- Jak prawie każdy w moich czasach, chciałem być wojskowym albo pilotem. Potem życie skorygowało moje plany - dodaje Czesław Renkiewicz.
Zastępcy do spraw kultury i oświaty, Markowi Buczyńskiemu życie sprzyjało, chociaż i on myślał, że trafi do podchorążówki. Jak mu przeszło, chciał zostać dziennikarzem... i został nim. W telewizji przepracował 16 lat, mimo, że kończył historię. Już w szkole średniej zaczął realizować swoje marzenia, pisując artykuły muzyczne.
- To były moje refleksje i uwagi z koncertów - wspomina z rozrzewnieniem Marek Buczyński. - Jako dziennikarz poznałem wielu wspaniałych i ważnych ludzi. Gdybym nie musiał, pewnie nie odszedłbym od tego zawodu.
Niedoszły wojak - pacyfistą
Przewodniczący rady miejskiej, były wiceprezydent, który z wykształcenia jest ekonomistą, też chciał do wojska.
- Ale tylko we wczesnym dzieciństwie! - zastrzega Włodzimierz Marczewski.
Przypadek przewodniczącego jest bardziej oczywisty, ponieważ żołnierzem był jego ojciec.
Fascynacja militariami powoli ustąpiła miejsca przekonaniom bardziej humanitarnym. Wreszcie, całkowicie zmienił front i został ... pacyfistą. Po raz pierwszy przeciwstawił się ojcu i zamiast do szkoły oficerskiej, poszedł do technikum, a potem na ekonomię.
- Do dzisiaj nie lubię wojska, wojny i wszystkiego co się nią wiąże - wyjaśnia.
Chciał być strażakiem i został
Prezes sądu okręgowego miał różne pomysły na swoje życie, w zależności od tego, jaki akurat oglądał film.
- Raz chciałem być żołnierzem, innym razem policjantem - usiłuje sobie przypomnieć Ryszard Filipow.
Ostatecznie stanął na straży porządku i sprawiedliwości. Swoich wyborów nigdy nie żałował, chociaż przyznaje, że zajmowanie się najczarniejszą stroną rzeczywistości bywa uciążliwe. Czasem dylematy zawodowe przenosił z sądu na dom i rodzinę.
- Staram się jednak odgraniczać życie zawodowe od prywatnego - dodaje.
Miejski komenda policji - Krzysztof Budziński jest na służbie, nosi mundur i ma broń. I tak miało być. Przyznaje, że nie jest zbyt oryginalny, bo myślał bardziej o karierze w jednostce wojskowej. Jednak częściowo jego plany się spełniły.
Z kolei Romuald Koleśnik czytał pasjami powieści podróżnicze i wyobrażał sobie, że pływa po morskich odmętach. Miał być marynarzem, a został dyrektorem Miejskiej Dyrekcji Inwestycji.
A o czym marzył zastępca komendanta straży pożarnej, gdy był małym chłopcem?
- Zawsze wiedziałem, że będę strażakiem - mówi bez zastanowienia Dariusz Siwicki. - Kocham ten zawód.
Tylko Hanna Lewczuk nie zamierzała nosić munduru. Chciała zostać nauczycielką, ściślej mówiąc historyczką.
Jest szefową prokuratury okręgowej. O szkole już nie myśli.
- Moje obecne zajęcie jest chyba ciekawsze. Ciągle coś się dzieje - kwituje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?