Blisko rok nasza przychodnia szuka lekarza rodzinnego, chętnie zatrudnilibyśmy nawet dwóch medyków. Ale miesiące mijają, a nikt się nie zgłasza - mówi dr Krystyna Kamińska-Nizik, kierownik przychodni rodzinnej przy ul. Reymonta w Łomży.
To efekt m.in. tego, że spadło, i to o około 70 proc., zainteresowanie specjalnością "medycyna rodzinna" na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku.
Studenci wolą inne działy
- Jeszcze dwa lata temu medycynę rodzinną wybierało 20 osób, bo tylu lekarzy rodzinnych co rok potrzeba w województwie podlaskim. W tym roku zdecydowało się na nią tylko sześciu studentów - przyznaje prof. Leon Chyczewski, rzecznik prasowy UM w Białymstoku. - Oznacza to, że już za cztery lata odczujemy poważny brak lekarzy pierwszego kontaktu.
Szukają lżejszej pracy
- Brak prestiżu, a za to naprawdę ciężka praca i telefon czynny całą dobę. W zamian inni specjaliści traktują nas jak lekarzy gorszej kategorii - tak o codzienności lekarzy rodzinnych opowiada Krystyna Nizik.
Zdaniem lekarza, realia te są doskonale znane studentom medycyny, dlatego młodzi wybierają wąskie specjalności, wiążące się jednocześnie z większym uznaniem środowiska lekarskiego i społeczeństwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?