Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niesamowita wyprawa. Przepłynął Wisłę pod prąd

Tomasz Kubaszewski [email protected]
Piotr Kuryło ekstremalne wyzwania zaczął podejmować raptem kilka lat temu. - Poczułem, że zostałem do tego stworzony - wyznaje.
Piotr Kuryło ekstremalne wyzwania zaczął podejmować raptem kilka lat temu. - Poczułem, że zostałem do tego stworzony - wyznaje.
40-letni mieszkaniec Pruskiej Wielkiej koło Augustowa pokonał największą rzekę w kraju w 40 dni
Piotr Kuryło ekstremalne wyzwania zaczął podejmować raptem kilka lat temu. - Poczułem, że zostałem do tego stworzony - wyznaje.
Piotr Kuryło ekstremalne wyzwania zaczął podejmować raptem kilka lat temu. - Poczułem, że zostałem do tego stworzony - wyznaje.

Piotr Kuryło ekstremalne wyzwania zaczął podejmować raptem kilka lat temu. - Poczułem, że zostałem do tego stworzony - wyznaje.

Kiedy pada śnieg, wieje przejmujący wiatr, a woda wlewa się do kajaka, jest w gruncie rzeczy najlepiej. Bo człowiek ma potem satysfakcję, że się nie poddał, że wygrał ze swoimi słabościami. Wyznaję zasadę, że im ciężej, tym lepiej - mówi Piotr Kuryło, 40-letni mieszkaniec wsi Pruska Wielka, leżącej niedaleko Augustowa.

Właśnie dokonał wielkiego wyczynu - przepłynął Wisłę pod prąd. W sumie - ponad 1.040 kilometrów! Przed nim zrobił to tylko jeden Polak. Ale pokonał dystans o 2,5 kilometra krótszy.

- Jestem pełen podziwu dla Piotra - mówi Marek Kamiński, słynny podróżnik, który największą polską rzekę również przemierzył, ale zgodnie z jej nurtem. - Trzeba być bardzo silnym fizycznie i psychicznie, by czegoś takiego dokonać.

Kamiński czytał niedawno książkę pewnego biegacza z USA. Autor wspomina w niej Kuryłę z małej podaugustowskiej miejscowości. Zetknęli się podczas ultramaratonu Ateny - Sparta w 2007 roku. To morderczy bieg. Do pokonania jest prawie 250 km. W ciągu doby! Kuryło stał się bohaterem jeszcze przed startem, bo do Aten dobiegł z Augustowa na własnych nogach. W dodatku - ciągnął za sobą wózek z najpotrzebniejszymi rzeczami. Wszyscy gratulowali, ale nikt nie brał nawet pod uwagę tego, że tak przemęczona osoba może cokolwiek podczas ultramaratonu zwojować. Tymczasem Piotr Kuryło zajął drugie miejsce.

- Bez wózka biegło mi się tak lekko, że aż dziwne, iż nie wygrałem - mówi.

Byleby butelka była w śpiworze

Gdy rok temu wrócił z biegu dookoła świata, obiecał żonie, że z bieganiem koniec.
- Nasze dwie córki dorastają, ojciec powinien być w domu i o ten dom dbać - tłumaczy. - A bieganie wiąże się z ciągłymi treningami i ciągłą nieobecnością.

Wytrzymał rok. - Nie jestem typem człowieka, który potrafi choćby godzinę przesiedzieć przed telewizorem - wyjaśnia. - Szkoda życia na siedzenie.

Właśnie miała ukazać się jego książka "Ostatni maraton", poświęcona biegowi dookoła świata. Znajomy zasugerował, że dobrze byłoby przypomnieć się ludziom. - Może, na przykład, przepłynąłbyś Wisłę kajakiem - podpowiedział.

Kuryło nosił się z tym przez kilka dni. Bo doświadczeń kajakarskich praktycznie nie miał.
- Ostatecznie zdecydowała moja znajomość z pewnym augustowianinem, który od dziecka porusza się na wózku inwalidzkim - mówi. - Każdą swoją wyprawę czemuś lub komuś dedykuję. Bieg dookoła świata odbywał się w intencji zachowania pokoju.

Tymczasem mój niepełnosprawny znajomy narzekał, że takie osoby jak on niemal na każdy kroku spotykają się z różnymi przeciwnościami, non-stop mają pod prąd. Pomyślałem, że to dobra intencja. Tyle, że Wisłę trzeba będzie pokonać niezgodnie z jej nurtem.

Przygotowywał się przez miesiąc pod okiem znanego trenera kajakarskiego z Augustowa, Andrzeja Siemiona. Szukał też sponsorów. Kuryle wiele nie potrzeba.

- Nie wyobrażam sobie wyprawy, w której towarzyszyłby mi sztab ludzi, bo to by się nie liczyło - mówi. - Dowóz, asekuracja, lekarz - to nie dla mnie. Jak coś mnie boli, sam się leczę. Wolę być zdany na własne siły.

Najważniejszy był dobry kajak. Do tego namiot, żeby było gdzie spać oraz porządny śpiwór. Trochę pieniędzy na jedzenie i można ruszać w drogę.

Na swoje wyprawy Kuryło nie zabiera żadnej kuchenki. - Szkoda czasu na gotowanie - tłumaczy. - Zwykle jem zimne posiłki i jakoś na zdrowiu nie podupadłem. To tylko kwestia przyzwyczajenia. Najważniejsze, żeby na noc włożyć do śpiwora butelkę wody. Wtedy rano nie trzeba już jej odmrażać.

Zastanawiał się, czy nie zrezygnować

Wyruszył z Gdańska 7 października br. Przypuszczał, że wiślany nurt może być silny, ale nie zakładał, że aż tak. Musiało minąć trochę czasu, zanim opanował technikę płynięcia rzeką pod prąd. Wcześniej trenował na Rospudzie. Ale to inna skala.

Na Wiśle najlepiej trzymać się blisko brzegu i cały czas uważać. Rzeka kryje bowiem wiele niebezpiecznych niespodzianek. Chwila i można wpaść do wody. Często o tej porze roku pojawiają się gęste mgły. Nie można stracić czujności ani na chwilę. Bo nagle kajak znajdzie się na środku rzeki. A ta ma momentami kilometr szerokości.

- Od tego wiosłowania barki bolały mnie praktycznie cały czas - przyznaje Kuryło. - A już o poprzecieranej skórze na dłoniach lepiej nie wspominać. Tak samo, jak o pośladkach. To był duży problem, bo do długotrwałego siedzenia nie jestem przyzwyczajony.

Po kilkunastu dniach przyszedł pierwszy kryzys.

- Byłem strasznie zmęczony - wspomina. - Po drodze spotykałem wielu ludzi, którzy mi bezinteresowanie pomagali. Dostarczali jedzenie, zapraszali nieznajomego człowieka na nocleg. W ogóle przy Wiśle mieszkają dobrzy, skorzy do pomocy ludzie. Lepsi niż gdzie indziej. Może wynika to z tego, że sami tej pomocy często, jak rzeka wylewa, potrzebują? Przemierzyłem całą Polskę, ale z takimi osobami jeszcze się nie spotkałem. W trudnych chwilach myślałem sobie, że nie mogą zawieźć także ich.

Bliski rezygnacji był w momencie, gdy dopadła go wielka śnieżyca. Cały mokry poszedł spać do namiotu. Rano wszystko się jednak zmieniło. Był dumny, że po raz kolejny sobie poradził.
- Po gorszym dniu zawsze przychodzi lepszy - mówi. - Decyzji nie można więc podejmować zbyt szybko.
Większość nocy spędził pod namiotem. Zimno było, ale dało się wytrzymać.

- Na noc ubieram się zwykle na cebulkę - opowiada. - Bywa, że mam na sobie siedem warstw odzieży. Za mrozami jednak nie przepadam. To zostawiam Markowi Kamińskiemu, który bardzo pomógł mi w przygotowaniach do mojej wyprawy.

Pewnego dnia płynąc Wisłą Kuryło zauważył przy brzegu coś w rodzaju stracha na wróble. Kukła ubrana była w bardzo porządną kurtkę. - Przyszło mi do głowy, że pewnie Kamińskiemu, jak tędy płynął, było za ciepło. Wziąłem tę kurtkę i potem bardzo mi się przydała.

Któregoś dnia szykował się do kolejnego etapu, by płynąć od świtu do zmierzchu. Nagle kajak zsunął się do wody i zaczął wracać w kierunku Gdańska. Kuryło ruszył za nim co sił w nogach. Wskoczył na przycumowaną na rzece barkę. Miał nadzieję, że uda mu się zatrzymać kajak. Ale się nie udało. Na szczęście, zbyt daleko nie odpłynął. Odnalazł go w pobliskiej zatoczce.

- Najgorsze były jednak ostatnie kilometry - przyznaje. - Człowiek ma już wszystkiego dość, chce jak najszybciej dotrzeć do mety, a tu coraz większe problemy.

Im bliżej źródła, tym trudniej Wisłą się płynie. W miarę regularne koryto przestaje istnieć, a rzeka zaczyna przypominać górski potok. Pojawiają się liczne progi i głazy.

- Na ostatnich kilometrach więcej przenosiłem kajak niż nim płynąłem - dodaje.
Przepłynięcie Wisły pod prąd zajęło Kuryle 40 dni.

Rowerem po wszystkich kontynentach?

- Po powrocie żona powiedziała, że się postarzałem - mówi. - To od wystawiania twarzy na specyficzne warunki atmosferyczne.

Przeliczalnego na pieniądze zysku ze swojego wyczynu nie ma. - Z czegoś takiego trudno się utrzymać - wyjaśnia Kuryło, który w przerwach między jedną a drugą wyprawą pracuje w firmie budowlanej.
Każdego dnia w czasie rejsu po Wiśle robił notatki. Planuje to wszystko uporządkować i wydać w formie książki. "Ostatni maraton" sprzedaje się dobrze, więc może dojdzie do powtórki?

A co dalej? - Było już bieganie, było pływanie, więc tak sobie myślę, teraz czas na... rower. Żeby tak objechać nim wszystkie kontynenty. Ale to duża wyprawa, która wymaga wielu przygotowań.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna