Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nieudany jubileusz, wkrótce szansa na poprawę w meczu o wszystko

Dominik Owczarek
Setny mecz Jakuba Błaszczykowskiego w kadrze nie okazał się wymarzony. Do historii nie przechodzi się jednak tylko poprzez rekordową liczbę występów, na którą szansę ma były kapitan reprezentacji Polski.

Polacy przegrali mecz otwarcia w kompromitującym stylu. Podopieczni Adama Nawałki nie mogli przebić głową senegalskiego muru głównie za sprawą niedokładności i braku agresji. Błaszczykowski starał się szarpać na prawym skrzydle, ale bez skutku. Aż żal pomyśleć, co musiało dziać się w głowie niezwykle ambitnego piłkarza, gdy okazało się, że nie wyjdzie na drugą połowę z powodu kontuzji.

Nie po raz pierwszy uraz wyklucza pomocnika z gry w ważnych momentach. Zaczęło się w 2006 roku, gdy nie poleciał na mundial, na którym Polacy nie zachwycili. Żałować mógł również straconych meczów w Bundeslidze, Serie A, lecz przede wszystkim nieobecności w połowie spotkań kwalifikacyjnych do Euro 2016.

Feralny karny

Gdy drużyna Nawałki odmieniała postrzeganie naszej reprezentacji, Błaszczykowskiego omijały wspaniałe boje - szczególnie historyczne zwycięstwo nad Niemcami (2:0). Przy okazji utracił opaskę kapitańską na rzecz Roberta Lewandowskiego. Zewsząd dobiegały informacje na temat ich konfliktu, ale choć prywatnie nie spędzali razem czasu, to potrafili dobrze współpracować na boisku.

Pięknym obrazkiem była ich wspólna radość po bramce zdobytej przez nowego kapitana w meczu z Gruzją. Powracający po długiej przerwie Błaszczy-kowski wszedł w atmosferze owacji, by po niedługim czasie popisać się ładną asystą. Obaj padli sobie w ramiona - spekulacje o wzajemnej niechęci ucięto.

Na Euro 2016 również musiał uciszać głosy - tym razem krytyki. Przed meczem otwarcia kwestionowano obecność skrzydłowego w pierwszym składzie. Wątpliwości były uzasadnione, gdyż niewiadomą było, jak zaprezentuje się po długiej kontuzji. Na szczęście rozwiał je błyskawicznie, strzelając dwie ważne bramki.

Gol z Ukrainą przypieczętował nasz awans z grupy, z kolei ten przeciwko Szwajcarii pozwolił nam dotrwać do rzutów karnych. Okazaliśmy się w nich lepsi od Helwetów, ale w ćwierćfinale nie mieliśmy już tyle szczęścia. Decydującej o odpadnięciu jedenastki nie wykorzystał właśnie Błaszczykowski, którego strzał obronił portugalski bramkarz.

Nikt nie żywił do niego pretensji, a kibice i tak uznali go za najlepszego piłkarza polskiej reprezentacji na Euro we Francji. Rodzinne Truskolasy hucznie świętowały, a w całej okolicy błyskawicznie wykupiono zapasy piwa i kiełbasek. Nie chciano marnować czasu na dywagacje „co by było, gdyby”.

„Straciłem mamę, on stracił nas”
Kilka lat temu cała Polska usłyszała o tragicznej historii z dzieciństwa piłkarza, gdy na jego oczach ojciec zamordował matkę. Traumatyczne przeżycia dokładnie, do bólu, opowiedział w książce „Kuba”, napisanej z dziennikarką Małgorzatą Domagalik.

Wyjaśnia w niej, jak nagle jako niespełna jedenastolatek został bez rodziców. Na szczęście nie brakowało mu prawdziwie ojcowskiej opieki, której zaznał łącznie od dwóch niezwykle istotnych dla niego osób - starszego brata Dawida i Jerzego Brzęczka, znanego przed laty piłkarza.

„Czułem do niego respekt. Był moim idolem, oglądałem jego mecze. Patrzyłem na niego także przez pryzmat gry w reprezentacji i sukcesów” - opowiada o bracie swojej ukochanej mamy. Sam zainteresowany pewnie z początku nie spodziewał się, że z pewnego domu w Truskolasach wyjdzie w świat dwóch kapitanów reprezentacji Polski.

O to, by Kuba nie zszedł na złą drogę, dbał również Dawid. Na co dzień panowała między nimi zdrowa, braterska rywalizacja, ale gdy trzeba było zareagować, nie żałował „ojcowskiego” podejścia. W niedawno opublikowanym reportażu „Przeglądu Sportowego” z rodzinnego domu piłkarza, wspomina, jak wymierzył Kubie siarczystego plaskacza, gdy wyczuł od niego smród papierosów.

Opiekunowie zatroszczyli się o nastolatka lepiej, niż mógłby jego biologiczny ojciec, gdyby nie spędził wielu lat w więzieniu. „Ja straciłem mamę, a on stracił nas” - napisał o ojcu w swojej książce.

Jako czternastolatek przeżywał moment buntu, chcąc wyswobodzić się spod kontroli rodziny. Uciekał z domu, zaprzestał treningów. W końcu po emocjonalnej rozmowie z babcią Felicją powrócił do tego, co było jego przeznaczeniem. „Twoja mama bardzo chciała żebyś grał w piłkę, nie możesz jej zawieść” - tłumaczyła nastolatkowi.

Szansa na horyzoncie

Sukcesywnie docierał na wyżyny, ale nie było mu o to łatwo. Zanim stawiał pierwsze kroki w profesjonalnej piłce w Rakowie Częstochowa, trafił do szkółki Górnika Zabrze, mieszkając w tamtejszym internacie. Nie zabawił tam na długo, a decyzja o powrocie do domu spotkała się z początku z niezadowoleniem rodziny. Nastolatek postawił jednak na swoim, gdyż nie widział tam dla siebie perspektyw, a i towarzystwo nie należało do wzorowych. „To, co działo się w Zabrzu, nie miało nic wspólnego z futbolem” - tłumaczył po latach swoją decyzję.

Jako dziewiętnastolatek przeszedł do Wisły Kraków, gdzie szybko udowodnił swoją wartość. Z początku nie brakowało głosów kwestionujących jego talent. Swoimi umiejętnościami przekonał jednak niedowiarków, a symbolem błyskawicznego postępu stało się pierwsze powołanie do seniorskiej reprezentacji Polski. Niewiele zabrakło, by Błaszczykowski pojechał na mundial, ale na przeszkodzie ostatecznie stanął uraz pleców.

Nie był to niestety ostatni raz, gdy kontuzja zabrała mu to, co należne. Na Euro 2008 nie wybrał się z powodu odnowionego urazu uda. W następnych latach nie brakowało udanych występów w jego wykonaniu - zarówno w barwach Borussii Dortmund, jak i reprezentacji, jednak nadal nie miał okazji zaznać atmosfery wielkiego turnieju. Na horyzoncie pojawiła się kolejna szansa - mistrzostwa Europy w Polsce i na Ukrainie.

Nagroda pocieszenia

W międzyczasie zadebiutował jako kapitan drużyny narodowej. Po wygranym meczu towarzyskim z Wybrzeżem Kości Słoniowej (3:1) dziennikarze pytali, jak mu się gra z opaską na ramieniu. „Lekka, mało waży” - odpowiadał rezolutnie Błaszczykowski. Do inauguracji turnieju prezentował dobrą dyspozycję, dając nadzieję, że mamy kapitana z prawdziwego zdarzenia.

Sztab szkoleniowy zapewniał o doskonałym przygotowaniu, piłkarze podkreślali chęć i ambicje, a sympatia przeradzała się momentami w folklor. W reklamie Biedronki Franciszek Smuda pokrzykiwał z linii bocznej - „Błaszczykowski, sam meczu nie wygrasz!”, a Adamiakowie towarzyszyli mu na boisku.

Kuriozalnie zremisowany mecz otwarcia z Grecją (1:1) sprawił, że z Rosjanami nie mogliśmy pozwolić sobie na porażkę. Była ona dość realnym scenariuszem, ale kapitan uratował honor reprezentacji. Atomowym uderzeniem z gorszej, lewej nogi posłał piłkę do siatki, wprawiając naród w euforię. Francuska Agencja Prasowa (AFP) uznała trafienie za jedno z sześciu najpiękniejszych na całym turnieju, ale marne to było pocieszenie, patrząc na dalszy rozwój wypadków.

Polacy - współgospodarze Euro - odpadli już po fazie grupowej, przegrywając decydujący mecz z Czechami (0:1). Dodatkowy niesmak wzbudziła „afera biletowa”, gdy kapitan oskarżył PZPN o organizacyjne niedociągnięcia.

Koniec ery

Nie lepiej zaczęła wyglądać sytuacja Błaszczykowskiego na niwie klubowej. Zerwanie więzadeł krzyżowych w kolanie było zaczątkiem serii urazów piłkarza, co odbiło się na jego pozycji w Borussii Dortmund. Powstanie z kolan polskiej reprezentacji zbiegło się w czasie z przerwą w grze i ostatecznym odejściem Jurgena Kloppa, u którego Błaszczykowski był pewniakiem.

Następny rok był dla piłkarza istnym kalejdoskopem - nieudany podbój Włoch na wypożyczeniu w Fiorentinie, wspaniałe Euro, brak drugiej szansy od trenera Borussii. VfL Wolfsburg nie okazał się dla skrzydłowego ziemią obiecaną. Ponowne kontuzje po raz kolejny wywołały dyskusje, jednak liczono, że będąc w pełni zdrów, ukaże dyspozycję z Euro we Francji. Kontuzja z meczu z Senegalem nie wyklucza go z udziału w reszcie turnieju, jednak sytuacja Polaków mocno się skomplikowała. Możliwe, że dla niejednych, w tym Błaszczykowskiego, mundial w Rosji jest ostatnią szansą na sukces z drużyną narodową. Dywaguje się o końcu kariery reprezentacyjnej niektórych ze starszych zawodników, co oznaczałoby nadchodzący koniec ery, która tak naprawdę na dobre się nie zaczęła.

Mecz z Senegalem był kluczowy, ten z Kolumbią okaże się decydujący. Gol przesądzający o zwycięstwie w takim meczu jest na wagę złota, ale dla Jakuba Błaszczykowskiego nie byłaby to żadna nowość. Wiedzą coś o tym Ukraińcy lub Szwajcarzy. O ile kontuzja pozwoli mu wyjść na boisko.

Co trzeba wiedzieć o Kolumbii? Magazyn Sportowy24 MUNDIAL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Nieudany jubileusz, wkrótce szansa na poprawę w meczu o wszystko - Portal i.pl

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna