Pani Marianna to niewysoka kobieta. Żeby nie rzec malutka. Sama o sobie mówi, że mierzy metr z kapeluszem, jest taką sobie małą Marianką, która lubi się uśmiechać i z pogodą ducha idzie przez życie. Ma 71 lat, a przez ostatnie 17 życie dzieli z najlepszym przyjacielem - psem Misiem.
- Tego dnia wyszliśmy na spacer, Misio chciał pochodzić, bo uwielbia długie wędrówki - opowiada pani Marianna. - Poszliśmy w okolice galerii Białej, tam piesek chciał się napić wody, więc puściłam go i nagle zniknął mi z oczu.
Kobieta zaczęła się rozglądać, jednak jej przyjaciela nigdzie nie było. Nagle tknęło ją serce i podbiegła w stronę wody. Widok, który tam zastała przeraził ją.
- Misio był w bagnie, zasysało go, tylko głowa mu już wystawała. Strasznie skomlał, nieludzko - opowiada łamiącym się głosem kobieta. - Zaczęłam krzyczeć pomocy, ale jakoś nikt nie chciał pomóc. Pewnie myśleli sobie, że to przecież tylko pies.
Pani Marianna sama rzuciła się na ziemię, próbowała dosięgnąć zwierzę, żeby wyciągnąć je na brzeg. Jednak nie dała rady. Krzyczała więc dalej, płakała. Była przerażona. A mimo, że ludzi było sporo, pomóc nie chciał nikt. Nagle z samochodu wyskoczył mężczyzna, który przejeżdżał tamtędy z córką. Krzyknął tylko do pani Marianny: gdzie?! Kobieta wskazała mu kierunek, a on, nie wahając się ani chwili pobiegł w bagno.
- To naprawdę w uczuciach dobry człowiek był - zachwyca się kobieta. - W jednym momencie chwycił Misia za obrożę i... sam wpadł w te bagno prawie po pas. Przecież w czystych pantofelkach był. Pięknie ubrany, bo do szkoły córkę odwoził. Spodnie czyściutkie i to wszystko poświęcił żeby tego mojego siedemnastoletniego pieska starego wyciągnąć. Przyjaciela mi uratował. Najlepszego, jakiego mam.
Mimo, że od całego zdarzenia minęło już trochę czasu, bo było to - jak zapewnia pani Marianna - 20 grudnia 2019 roku, kobieta nie może przestać myśleć o nieznajomym. Chciałaby, żeby o jego bohaterskim czynie było głośno, dlatego odwiedziła naszą redakcję.
- Chciałam mu podziękować, a jego żonie pogratulować, że ma takiego wspaniałego człowieka w domu - mówi ze łzami w oczach pani Radzewicz. - I chciałabym go jeszcze raz spotkać.
Zatem nieznajomy mężczyzno, jeśli to czytasz zgłoś się do nas, a skontaktujemy Cię z panią Marianną.
- To był bezpański piesek. Ja nie po to jego brałam, żeby on mnie się utopił - zapewnia pani Marianna. - Dlatego tak bardzo chciałam temu panu podziękować z całego serca. Nie mam słów. Jak coś takiego zrobił, to znaczy, że ma ogromne serce i do zwierząt i do ludzi. Bo jeśli widzi czyjąś krzywdę, to ratuje. Niech Bóg mu błogosławi.
Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?