Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chodorówka. Nowy dom już stoi, ale nie potrafią się z niego cieszyć.Nie doczekała go ich mama (zdjęcia)

Ewa Bochenko
Ewa Bochenko
Nowy dom już stoi, ale nie zamieszka w nim cała rodzina
Nowy dom już stoi, ale nie zamieszka w nim cała rodzina eb
W Chodorówce pod Suchowolą, na jednej z posesji jeszcze niedawno było tylko gruzowisko po pożarze domu. Dziś na miejscu spalonego mieszkania widać już zarys nowego. Ale za to nie widać radości u poszkodowanej rodziny

Budowa postępuje, ale to już nie to samo. Bez mamy nigdy nie będzie takie samo. Ona tak cieszyła się, tym, że dzięki wsparciu dobrych ludzi będziemy mieli znów dach nad głową - zaczyna łkając Marta Baranowska.

Dziewczyna powinna się cieszyć. Bo na miejscu, w którym jeszcze zimą było pogorzelisko, dziś stoją mury nowego domu. Ale ona tylko płacze. Dwa tygodnie temu odeszła jej mama. A o tragedii, jaką spotkała ta rodzina, pisaliśmy jesienią, minionego roku. Przypomnijmy.

Mama za tragedię zapłaciła cenę życia

1 września 2018 roku spłonął doszczętnie Dom rodziny Baranowskich z Chodorówki. Drewniany, niemal wiekowy budynek, palił się jak pochodnia. W zasadzie wszystko trwało kilka chwil, gdy dorobek tej rodziny zniknął w ogniu.

Klikającx tu zobaczysz zdjęcia z tego pożaru

Rodzina liczyła siedem dorosłych osób, państwo Baranowscy, czwórka ich dzieci i babcia Eugenia. 91-latka budowała ten dom.

Mimo że od tragedii minęło już kilka miesięcy, ona wciąż nie może się otrząsnąć. Wydawało się, że to ona najbardziej przeżywała pożar. Codziennie godzinami siedziała na ławeczce, w miejscu, gdzie jeszcze rok temu był jej dom. Patrzyła na pogorzelisko i ciągle płakała. Przez łzy mówiła, że chciałaby dożyć jeszcze momentu, w którym jej wnuki będą miały znowu dach nad głową.

Wtórowała jej synowa. I to ona zapłaciła największą cenę za tą tragedię. Siedem miesięcy od pożaru, przeszła zawał. Miesiąc później odeszła w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności.

I jak mówi Marta, jej córka, czuła, że nie dożyje dnia powrotu do ich domu. Jeszcze przed tym jak trafiła do kliniki, mówiła, że chciałaby dożyć końca rozpoczętej odbudowy. I patrzyła na nowe mury odjeżdżając na pogotowie. Dzieciom nie przeszło przez myśl, że więcej mamy przed ich domem nie zobaczą...

Mieli szczęście, że wszyscy przeżyli

Jakby fatum nad nimi czuwało. Chociaż, Marta zastanawia się, czy aby na pewno. W końcu latem omal nie zginęli w płomieniach wszyscy.

Bo pierwszej tragedii nic nie zapowiadało. Dzień przed pożarem rodzina jak zawsze położyła się spać. Ostatni raz w ich ukochanym gniazdku. Rano, między godziną 5. a 5.30. wybuchł ogień.

Pan Grzegorz, jak zwykle wstał przed wszystkimi. Zaczynał powoli obrządek. Jak zawsze dzień rozpoczynał od znalezienia psa, którego spuszcza na noc z łańcucha. Uwiązuje go by nie biegał po wsi. Tak było i w sobotę. Tyle, że tego ranka czworonóg zachowywał się dziwnie. Przywitał pana przed domem ujadaniem. Pan Grzegorz nie mógł go zaciągnąć do budy, on ciągle zawracał w stronę domu. W końcu udało mu się go upiąć w kojcu. I poszedł do obory. Pies ujadał dalej. Gospodarz pomyślał, że to pewnie za jakąś suką co akurat ma ruje.

W tym samym czasie sąsiad mieszkający naprzeciwko z żoną próbował włączyć dojarkę do udoju krów. Prąd przerywał, chwilę potem wybiły się korki. Mężczyzna wyszedł z obory i zobaczył dym wydobywający się ze szczytu domu Baranowskich. Nawet nie pamięta czy krzyczał, że się pali. W kilka sekund doskoczył do domu sąsiada. Wszedł właśnie do niego pan Grzegorz, od podwórka jeszcze nie było nic widać. W środku domu też nie było jeszcze dymu. Sąsiad krzyczał, że się pali.

Na szczęście wszystkim udało się wyjść z płonącego budynku cało. Ale dorobek ich życia zamienił się w popiół.

Pomimo akcji straży pożarnej budynku nie udało się uratować. Siedmioosobowa rodzina została bez dachu nad głową. Na pomoc rzucili się sąsiedzi i zupełnie obcy ludzie. Dzięki uruchomionym zbiórkom i odszkodowaniu, udało się postawić stan surowy. Ale na więcej nie ma pieniędzy.

Marta mówi, że jakoś sobie poradzą. Tata i bracia prowadzą małe gospodarstwo, hodują bydło mięsne. Nie chce nikogo o nic prosić. Gdyby jednak ktoś chciał ich wesprzeć wciąż można dokonywać wpłat na niżej wymieniony numer konta:

Parafia Rzymskokatolicka pod wezwaniem MB Pocieszenia w Chodorówce Nowej nr konta: 47 8094 0009 0000 0332 2000 0010 z dopiskiem: „Darowizna na rzecz pogorzelców z Chodorówki Starej”

Każda pomoc, nie tylko finansowa, będzie bardzo cenna dla poszkodowanej rodziny, która straciła dorobek całego życia.

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na sokolka.naszemiasto.pl Nasze Miasto