- Dwa dni temu śniło mi się, że się palimy - opowiada ze łzami w oczach Anna Bolc.
Rozmawiamy w niewielkim pokoiku w mieszkanku nad ośrodkiem zdrowia. To w nim, dzięki gminie, dziesięcioosobowa rodzina znalazła schronienie. Drzwi praktycznie się nie zamykają. Przychodzą sąsiedzi, pracownicy miejscowej szkoły, mieszkańcy. Chcą pomóc. Przynieśli koce, pościel, jedzenie, pieluszki, środki czystości, przybory szkolne dla chłopców.
- Są tu dwa pokoiki, kuchnia, łazienka. Jest ciasno. Przydałyby się piętrowe łóżka dla chłopców - wymienia Iwona Sidun, przyjaciółka pani Anny. Pomogła zorganizować lodówkę, pralkę. Ktoś inny - szafę, tapczany.
Przeczytaj też Nurzec- Stacja. Drewniany dom spłonął doszczętnie
Wokół nas krzątają się dzieci. 8-miesięczny Hubert smacznie śpi. - Dzieci chyba nie rozumieją do końca, co się stało. Wciąż pytają, kiedy wrócimy do domu - przyznaje Anna Bolc.
Wiadomo, że nigdy. Z drewnianego budynku przy ul. Młyńskiej w Nurcu-Stacji zostały zgliszcza. Najstarszy z ośmiorga rodzeństwa, 13-letni Damian, „struga twardziela”. Ale na pytanie, za czym będzie tęsknił, jego oczy robią się szkliste.
Był poniedziałek, około godziny 7. - Poczułem dym. Na początku myślałem, że to może z pieca. Później, że od komina. Zajrzałem na strych. Tam okazało się, że iskry idą od strony sąsiada. Prawdopodobnie było zwarcie instalacji - relacjonuje Sylwester Bolc. Oprócz jego rodziny, nikogo w budynku nie było. Pan Sylwester wyważył drzwi do sąsiada. Buchnęły płomienie. Za ścianą pomieszczenia spało pięciu jego synów. Kazał żonie wyprowadzić dzieci i ratować, co się da. Nie było czasu. Wyszli praktycznie w tym, co mieli na sobie. Zabrali tylko telewizor i trochę ubrań.
Sylwester Bolc próbował ugasić pożar. Na pomoc rzucili się sąsiedzi.
- Od kilkunastu lat jestem strażakiem ochotnikiem. Ale swojego domu nie ocaliłem - mówi 35-latek. - Wiadrem z wodą niewiele można zdziałać.
Jak opowiadają świadkowie, pojawiła się chmura dymu. Po 10 minutach cały dom stał w płomieniach. Straż szybko zareagowała na zgłoszenie. W akcji brało udział sześć zastępów. Ponieważ lokatorzy zdążyli się już ewakuować, skupili się na pożarze.
- W odległości siedmiu metrów stał inny drewniany dom. Na szczęście udało się powstrzymać rozprzestrzenianie się ognia - mówi mł. bryg. Marcin Janowski z podlaskiej PSP.
- Dobrze, że wiatru nie było. Eternit skakał jak piłeczka - opowiada Halina Zakrzewska z Nurca-Stacji.
- Dobrze, że to rano było, a nie w nocy, bo mogliby zaczadzieć - przyznaje Eugeniusz Romaniuk, ojciec pani Anny.
We wtorek oprowadził nas po pogorzelisku. Nie ma dachu. Kompletnie spłonęła połowa parteru. Reszta została zalana. Na podłodze w kuchni wciąż leży okopcony szkolny plecak.
Gmina zapewniła rodzinie lokum. Ale wójt Piotr Jaszczuk przyznaje, że te 44 mkw. to tymczasowe rozwiązanie.
- Szukamy jakiegoś większego mieszkania. Nie zostawimy tej rodziny bez pomocy - zapewnia.
Potrzebna pomoc
Osoby, które chciałyby pomóc pogorzelcom mogą przekazać pieniądze na podany niżej numer konta Banku Spółdzielczego w Nurcu-Stacji:
25 8071 0006 0021 8809 2000 0180 Akcję wspierają: gmina Nurzec-Stacja, GOPS i powiat siemiatycki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?