Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O stereotypach, chamach z Hamburga i polskiej wódce (wideo)

(bm)
Rozmowa z Moniką Anną Wojtyłło, reżyserką, Polką tworzącą w Niemczech

Od 6 roku życia przebywa w Niemczech. Nam, chociaż mówi, że po polsku trochę trudno, opowiedziała o swoim pierwszym pełnometrażowym filmie.

Gazeta Współczesna: ""Polska Love Serenade" to niepozbawiona stereotypów komedia, którą wypełniają suto zastawione stoły i lejąca się litrami wódka - synonim polskiej gościnności". Jak to naprawdę jest z tą wódką? Tylko ona jest synonimem Polski?

Monika Anna Wojtyłło: Ale ja za to właśnie kocham Polskę. Za najlepszą gościnność na świecie. Bo nigdzie, nigdzie w Niemczech, nigdzie indziej nie znajdzie się takiej gościnności. A Niemcy jak już jeżdżą do Włoch, bo tam są dobre kluski, jak jeżdżą do Francji bo tam dobre sery, to mogą też pojechać do Polski, bo tu jest dobra wódka.

GW: Tylko wódka jest dobra?

MAW: Oczywiście, że nie. Cała polska kuchnia jest świetna - bigos, gołąbki, wszystko. Ale nie tylko kuchnia. Ludzie są wspaniali, sztuka, poeci. Mickiewicz jest wspaniały, ale co ja będę Niemcom mówić o Mickiewiczu, kiedy oni nie rozróżniają Goethego i Schillera? Więc zaczynam powoli. Od jedzenia, od wódki.

GW: Co było inspiracją do nakręcenia tego filmu?

MAW: Inspiracją było serce. Serce trochę rozdarte, bo od szóstego roku życia mieszkam w Niemczech i takich mam rodziców trochę w seperacji: Polskę i Niemcy. Chciałam więc zbliżyć ich trochę, dać im poznać się nawzajem. Wytykając stereotypy i błędne myślenie.
Z samym filmem było sporo problemów - miałam jedynie 3 miesiące od pomysłu do pierwszych zdjęć, kiedy zwykle trwa to około roku. Na początku myślałam o filmie dokumentalnym. Chciałam wysłać niemieckich studentów do polskich domów na Wigilię, pokazać jak to jest i sfilmować reakcje. Ja sama ciągle trzymam się tradycji - 12 dań i wolnego talerza i wiem, że ich to zaskakuje.
Ale ograniczał nas budżet. I to nie był low budget, to nie był nawet no budget, więc zrobiliśmy trochę inny film.

GW: Akcja dzieje się w Lubomierzu. W małej miejscowości. Na prowincji. Jednym słowem...

MAW: Jednym słowem w takiej dziurze. I ja tą dziurę uwielbiam, bo spędziłam tam mnóstwo czasu. Ta opowieść to taka trochę podróż sentymentalna, trochę bajka. Chciałam, by bohaterowie spotkali się właśnie tam. Trochę szalona studentka i taki prawniczek, typowy zadufany w sobie cham. Pseudointelektualny, zadufany w sobie. Masę takich spotkałam i to taki mały odwet na nich. I właśnie ta dwójka spotyka się w małej, sentymentalnej, pięknej miejsowości-dziurze. Co z tego wyniknie, pokazuje film.

Dalsza część rozmowy jutro w wydaniu papierowym Gazety Współczesnej.

Film Moniki Anny Wojtyłło "Polska love serenade" to niepozbawiona stereotypów komedia, którą wypełniają suto zastawione stoły i lejąca się litrami wódka - synonim polskiej gościnności. Główna bohaterka to 23-letnia Anna, nieco zwariowana studentka z Berlina, która przyjeżdża do Polski, żeby dać sobie ukraść zdezelowany samochód. W wigilię Bożego Narodzenia, w prowincjonalnym Lubomierzu spotyka przypadkiem 26-letniego Maxa - świeżo upieczonego prawnika z Hamburga, który ma zorientować się w kwestii możliwości odzyskania byłej rodzinnej posiadłości w Polsce.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna