Chodzi oczywiście o jego zwijanie się z bólu, gdy miała go trafić zapalniczka rzucona z trybun. Symulował tak nieporadnie, jak nieporadna jest gra miernego aktora w kiepskiej sztuce. Koledzy z drużyny, rywale, sędziowie, kibice, dziennikarze - wszyscy widzieli, że pajacuje.
Niestety, w drugim akcie tego żałosnego przedstawienia wystąpił Michał Probierz. W środę wydał oświadczenie, że to on namówił Drągowskiego do udawania kontuzji. Według trenera Jagiellonii celem tego pajacowania było zdekoncentrowanie Milośa Krasicia przed wykonaniem rzutu karnego. Ha! Niespełna 19-latek miał zdekoncentrować zawodową wygę, wielokrotnego reprezentanta Serbii, byłego gracza Juventusu Turyn. Umieram ze śmiechu!
Bądźmy jednak poważni. Pominę fakt, że w zaistniałej sytuacji Probierz nie miał jak przekazać swej „uwagi”, chyba że przed meczem przewidział jedenastkę przeciw Jadze. Przypomnę jednak, że i w tym spotkaniu, i w poprzednich Drągowski wybiegał na środek boiska, by kłócić się z sędzią i zarabiać żółte kartki. „Popisał” się także wkładaniem palca w tyłek rywalowi, chamskim gestem pod adresem kibiców rywali. Nie dopuszczam do siebie myśli, że to Probierz polecał podopiecznemu tak zachowywać się. A przecież takie zachowanie dowodzi tylko jednego: nasza gwiazda ekstraklasy zmieniła się w gwiazdora, który myśli, że wszystko mu wolno.
I powiedzmy sobie szczerze: gwiazdorowi trzeba jak najszybciej „wysuszyć” głowę, bo zamiast stać się czołowym bramkarzem Europy, okaże się kolejnym zmarnowanym ogromnym talentem. Niestety, oświadczenie Probierza nie sprowadzi Drągowskiego na właściwą ścieżkę. Nie jest ono dla mnie obroną podopiecznego, odsunięciem go w cień w gorących dniach. Jest zagłaskiwaniem kota na śmierć.
Nie wykluczam jednak drugiego dna wystąpienia Probierza. A mianowicie, że jest skierowane do menadżerów klubów, które chcą kupić bramkarza Jagi. Że w głowie ma dobrze poukładane, nie gwiazdorzy i można dać za niego miliony euro.
I na koniec jedna uwaga: nakłanianie do symulowania jest nakłanianiem do oszukania rywala. Tu jednak nie potępiam Probierza, bo to są „sztuczki”. Podobnego „oszustwa” dopuścił się niezapomniany Feliks Stamm. W walce Zbigniewa Pietrzykowskiego z Laszlo Pappem w Warszawie w 1956 roku nakazał naszemu bokserowi paść na deski po lekkim ciosie słynnego Węgra, a po wyliczeniu udawać zamroczonego. Rywal miał się na niego rzucić, odkryć i wówczas zostać skontrowanym. Tak rzeczywiście się stało. Pietrzykowski skontrował Pappa nokautującym ciosem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?