Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oceny znikały z dziennika

Julia Szypulska
Uczniowie pastwią się nad nauczycielami także w internecie. Czasami pojawiają się tam bardzo niewybredne żarty. Ale Marek Zborowski, który często czyta wpisy uczniów, na nic takiego, przynajmniej na razie, się nie natknął.
Uczniowie pastwią się nad nauczycielami także w internecie. Czasami pojawiają się tam bardzo niewybredne żarty. Ale Marek Zborowski, który często czyta wpisy uczniów, na nic takiego, przynajmniej na razie, się nie natknął.
Suwałki. Chowali się pod ławki, zamieniali nauczycielom długopisy albo celowali w nich brudną piłką. Na każdym kroku próbowali też ich przechytrzyć. Repertuar uczniowskich dowcipów jest nieograniczony.

- Najlepiej reagować na nie z humorem - uważa Krzysztof Karczewski, nauczyciel wychowania fizycznego w SP nr 6. - Pod warunkiem oczywiście, że żart jest sympatyczny i niegroźny.

Jakie dowcipy jemu spłatali uczniowie?

Byle przechytrzyć nauczyciela
- Kiedy na początku lekcji zbiorą się i staną równo w szeregu, myślę, że to chyba żart - śmieje się Karczewski. - Ale potrafią dużo więcej. Czasem na przykład zbierają się w szatni, siedzą cicho jak myszki i udają, że ich nie ma. Idąc na lekcję jestem tym zdziwiony, bo zwykle panuje tam harmider. Uwielbiają moment, kiedy zdumiony otwieram drzwi do szatni.

Niektórzy uczniowie próbują też go przechytrzyć. Kiedy cała grupa biega wokół sali, oni chowają się w jakiś zakamarek i dołączają do reszty dopiero pod koniec rundy.
- Nawet nie próbują udawać, że są zasapani - śmieje się z politowaniem Karczewski.

Przechytrzyć nauczyciela próbował też z kolegami Krzysztof Kapusta, dzisiaj oficer prasowy suwalskiej policji.

- Chodziłem wtedy do technikum - opowiada. - Jeden z kolegów miał rodzinę w USA i dostał od nich taki długopis ze znikającym atramentem. W tamtych czasach to była absolutna nowość, nikt o czymś takim nie słyszał.

Na to właśnie liczyli uczniowie i postanowili wykorzystać na lekcji, do której nie byli przygotowani. Przewidzieli, że dwóje posypią się jedna za drugą i zadbali, by nauczyciel nie miał ich czym wstawić. Podsunęli za to swój długopis.

- Oceny zniknęły chyba po dwóch dniach - wspomina Kapusta. - Nad tym, jak to mogło się stać, zastanawiali się wszyscy nauczyciele, ale nie udało im się znaleźć wyjaśnienia.

Jego klasa ostatecznie uniknęła kary. Tajemnicę znikających ocen w końcu jednak wyznali nauczycielowi, ale dopiero wtedy, gdy nie mogło im to już zaszkodzić.

Uciekały po prześcieradłach
Z kolei Markowi Zborowskiemu sporo strachu napędziły jego podopieczne z zespołu "Beciaki".

- Kiedyś, krótko przed występem, jedna po drugiej zaczęły mówić strasznie piskliwym głosem - opowiada dyrektor SP nr 6. - Wszystko wskazywało na to, że jakiś wirus zaatakował ich gardła. Okazało się jednak, że dziewczyny chowały za sobą woreczki z helem, które wcześniej przystawiły sobie do ust. To gaz zniekształcił ich głosy, a ja się wtedy niepotrzebnie przestraszyłem!

Fantazji nie brakowało także Wiesławie Giczewskiej, dziś przedstawicielce związku zawodowego pielęgniarek.

- Nasz internat był jak zakon i po 19 nie wolno było nam już wychodzić z budynku - wspomina. - Znalazłyśmy jednak na to sposób. Kiedy chciałyśmy pójść na dyskotekę, wiązałyśmy prześcieradła i zjeżdżałyśmy po nich na dół. Byłyśmy już umówione z koleżankami, które zostały, że jak wrócimy, z powrotem je nam zrzucą.

Metoda nigdy nas nie zawiodła.
Giczewska pamięta też inne sztuczki. Na przykład grę w piłkę z młodym dyrektorem szkoły.

- Często kopali z kolegami na boisku - opowiada. - Nigdy jednak dyrektor nie zdążył się przebrać w dres, tylko biegał w białej koszuli i eleganckich spodniach. Koledzy to wykorzystywali i specjalnie rzucali piłkę w błoto, a potem na tę koszulę. Do dziś pamiętam, jak jego wściekła żona otwierała okno i krzyczała: "Heniek, znowu masz brudną koszulę!".

Czasem przesadzają
Pomysłów nie brakowało także innym suwalczanom. Niektóre jednak kończyły się dość boleśnie.

- Uwielbiałem chodzić w piątkowe popołudnia do kina - mówi Witold Jankowski. - Niestety, seans zaczynał się o 17, a w tym czasie jeszcze trwała ostatnia lekcja. Kiedyś postanowiłem temu zaradzić i przestawiłem szkolny zegar, według którego włączano dzwonek. Niestety, zrobiłem to nieudolnie za pomocą szczotki na kiju i połamałem wskazówki.

Któryś z kolegów doniósł o tym dyrekcji i żartowniś musiał ponieść karę.

- Pamiętam, że dostałem porządne lanie - wspomina Jankowski. - Mama musiała też zapłacić za naprawę zegara, a wtedy była to całkiem spora suma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna